sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział XLII "Dzieciństwo"



-Znowu się widzimy, ach, ile to już czasu minęło? –nad swoją głową usłyszałam ton głosu bardzo zbliżony do mojego.
Ocknęłam się, bardzo ostrożnie otworzyłam opuchnięte oczy. Zobaczyłam znajomy mi już widok – lustrzany pokój. Tak, to raz tutaj ona mnie przebiła, a potem się obudziłam. Ponownie jestem jakby w swoim wnętrzu, widzę się z nią. Ociężale podniosłam się z ciemnego podłoża, na którym leżałam. Czuję się wyjątkowo słabo. Spojrzałam na swoje dłonie, były takie kościste, blade, zimne, wręcz lodowate. Nogi również. Ubranie zastąpiła biała, długa koszulka, przypominająca bardziej szmatę niż materiał na odzienie. Poszarpane wykończenia, lekko zabrudzone jakby krwią. Rozciągnięta, cienka, nieprzyjemna w dotyku. Lustra – nie widzę swojego odbicia, to męczące. Podkurczyłam kolana i oparłam się plecami o jedną chłodną ścianę. Przypomniałam sobie, co się stało, do czego doszło i jak to się skończyło. Lekceważąco podniosłam wzrok na postać, która stała lekko pochylona nade mną. Również wychudzona, zabandażowana niedbale, cała we krwi, która powoli się sączyła, ale po chwili zastygała, zasychała, lecz po chwili wypływała z innego miejsca. Przerażające, a okryta była tylko do bioder czarnym łachmanem, tak samo sponiewieranym jak moje ubranie. Te długie, czarne, niedbale ułożone włosy. Bardzo podobne do moich. Blado-sina skóra, perłowa cera, zimny i ponury wzrok. Coraz bardziej mam wrażenie, że to moje odbicie, ale nie właśnie jakieś z krzywego zwierciadła, lecz prawdziwe, najskrytsze, tak bardzo doskonałe. Na tę myśl się dziwnie uśmiechnęłam.
-Jak to jest być sponiewieranym? –niespodziewanie się odezwała, wskazującym na moje rany i zadrapania długim, szkieletowym palcem.
Prychnęłam cicho, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
–Czego chcesz? –zapytałam, przechylając lekko głowę na lewą stronę i opierając ucho o kolano.
-Zadajesz mi ogromne cierpienie, wiesz? –zarzuciła włosami. –Spójrz, te rany są odzwierciedleniem tego, co się teraz z tobą dzieje. Jako, że regenerujesz się to ja to znoszę. Ładnie się bawią –zaśmiała się, a dłonią rozmazała ciemnoczerwoną krew na policzku.
Szerzej otworzyłam oczy. Faktycznie! Ona tu jest demonem i to ona znosi ból. Strach pomyśleć, co bym teraz czuła, gdybym odzyskała świadomość, jakie męki mnie czekają? Drgnęłam i powstałam na równe nogi. Dlaczego tak nieswojo się czuję? Kończyny dolne pod ciężarem ciała się uginały, nie były stabilne. Naciągnęłam odzież bardziej na uda.
-Kto by pomyślał, że tak skończymy? –dotknęła dłońmi powierzchni jednego lustra. Jej odbicie było widoczne, nie to, co moje.
-Gdybym nie była demonem, a ty byś nie istniała to by do czegoś takiego nie doszło –sucho odpowiedziałam, zaciskając pieści.
-Ach tak? –ożywiła się i momentalnie zbliżyła się do mnie. –Gdyby nie ja to byś już dawno zdechła –dodała, patrząc mi głęboko w oczy. –Nie zaprzeczysz, czyż nie?  -stała się nachalna, a mnie to zaczynało przerażać.
Odchyliłam się, głową dotknęłam ściany, ręce wystawiłam przed siebie chcąc ją po prostu odepchnąć od siebie.
-Nie uciekaj ode mnie, wiesz, że nigdy ci się to nie uda –dłonią złapała kosmyk moich włosów i przesunęła go pomiędzy palcami. Następnie opuszkami subtelnie przejechała po kości policzkowej, tym samym przeszły mnie ciarki.
-Nie dotykaj mnie –wydukałam, odbijając jej rękę. –Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, nie chcę! –krzyknęłam, kręcąc głową.
-Zmartwię cię –zaczęła niewinnie. –Jesteśmy ze sobą bardziej zżyte niż ci się wydaje –ironicznie dokończyła. –Spójrz w lustro, ujrzysz coś więcej niż brak swojego odbicia –objęła rękoma moją głowę i odwróciła ją w prawą stronę.
Zdezorientowana skupiłam wzrok na tej powierzchni. Widziałam tylko ją, wyglądało to bardzo dziwnie, gdyż stała taka zadowolona, niby obok kogoś, lecz wokół niej była tylko pustka. Jej poza wyraźnie pokazywała, że stoi przy kimś. Zapatrzyłam się. Nagle ujrzałam małą dziewczynkę – swoją postać z dzieciństwa! Odskoczyłam w szoku. Mała, drobna, blondyneczka, to ja, poznaję siebie.
-Ja? Co to ma znaczyć? –wymamrotałam, jąkając się i wiodąc wzrokiem raz na nią, raz na lustro.
Po chwili obok mojej postaci pojawiła się druga, jakby odbicie lustrzane z postury mnie. Budowa taka sama, rysy twarzyczki identyczne, włosy jaśniutkie, oczy tylko koloru intensywniejszego błękitu wyróżniały się na bladej cerze. Dwójka dzieci, krople wody, stały obok siebie. Poróżniała je mimika. Ja – uśmiechnięta, a druga dziewczynka z dziwnym, smutnym wyrazem. Wpatrywałam się z zaciekawieniem w tę dwójkę, ubraną w dwie kontrastowe sukienki, ja jako dziecko uwielbiałam jedwabne, białe sukienki, które delikatnie unosił wiatr. Natomiast druga osóbka była odziana w czerń, ten sam krój co moje ubranko, ale w mrocznym kolorze. Do tego pośród jej materiały był widoczny krzyżyk… Taki jak mój! Posiadam go od dawna, ale dlaczego to złudzenia przypomina mi ten w moim posiadaniu? Z wyjątkowym skupieniem analizowałam widok. Dlaczego? Co to ma znaczyć? Czy to, co widzę, to nasze dziecinne odbicia? Siebie rozpoznam zawsze, ale bardziej interesuje mnie, czy ona była kiedyś dzieckiem i tak łudząco mnie przypominała. Rozluźniłam mięśnie.
-Byłyśmy takie podobne, czyż nie? –przerwała ciszę i z nostalgią wtrąciła, wskazując ręką na lustro, które pochłaniałam wzrokiem.
Zmarszczyłam brwi. My? Co ma na myśli? Zerkałam na nią kątem oka z wyraźnym zdezorientowaniem. W tym samym czasie na obiciu pojawiła się trzecia osoba – dorosła, wysoka postać. Blond włosy, lekko kręcone i długie. Różowa cera, piękne oczy w kolorze akwamarynu, promienny uśmiech zabarwiony głęboką czerwienią. Ubrana  w schludną, prostą, białą sukienkę, przypasaną czarną wstążką tuż pod talią, zawiązaną w piękną kokardę. Ręce trzymała na ramionach dziewczynek. Coś mi zaświtało. Wydaje mi się, że ze snów kojarzę tę kobietę… Mama?! Odruchowo przybliżyłam się do lustra. Z dużym entuzjazmem na jej widok przytknęłam dłonie do powierzchni. Zimna, twarda ściana. Byłam tak blisko niby, ale naprawdę niesamowicie daleko niej. Nerwowo dociskałam palce. Co się dzieje?
-Co to ma być? Dlaczego ją widzę? O czym to świadczy? –ściszonym tonem głosu zadawałam pytania, nie odwracając uwagi od niej, od wizerunki mamy.
-Nigdy nie dochodziłaś prawdy? Nie czułaś jakiegoś powiązania, bliższego, między mną a tobą? Nie dziwiło cię, że twoi bliscy nie mogli sobie przypomnieć jednej osoby, z którą kiedyś byłaś bardzo zżyta? –ponownie podeszła do mnie.
Gwałtownie się oddaliłam. Z rękoma w powietrzu przypomniałam sobie kilka momentów. W tym jeden, w którym była wzmianka o jakiejś niepamięci, że coś ktoś był, ale nikt nie pamiętał tego. Stałam odwrócona od niej, nie wiedziałam co mam myśleć. Mogę jej wierzyć?
-Dalej, przypomnij sobie –cicho szepnęła, a dwiema dłońmi dokładnie zakryła mi oczy.
           Nagły ból, szum w uszach, bezwład w kończynach, oddałam się w jej łaskę. Niezmierna ciemność, echo głosów, przyjemne uczucie lekkości. W głowie nieoczekiwanie pojawiały mi się różne wspomnienia. Jakby ktoś je mi na raz wszystkie wpajał. Chwile, których nie kojarzę, lecz wydają mi się takie znane. Nie mogę z niczym ich powiązać, nie przypominam sobie owych sytuacji. Jednak są one takie ciepłe. W myślach przewijały mi się różne akty z dzieciństwa. Teraz rozumiem, to te wspomnienia, których mnie pozbawiono. Tak, to musi być to. Ja, mała, słaba osóbka, miejsca, które teraz odwiedzam, te ścieżki, którymi podążałam. Obcowanie wśród alchemików, widzę te moce oraz czuję te objęcia matki. Odczuwam to. Otworzyłam oczy. Nie byłam już w tym lustrzanym pokoju, lecz w pomieszczeniu, w domu. Chwila – to mój dom! Bardzo minimalistyczny pokój, błękitne ściany, jasne meble, a słońce wpadało tutaj tylko jednym oknem. Wokoło wisiały rysunki, które były starannie przyklejone bezbarwną taśmą. Spojrzałam na swoje nogi. Stoję tutaj, czuję tę miękkość dywanu. Po chwili po mojej lewej stronie znalazła się „druga” ja. A jeszcze przede mną rozgrywało się jakby jedno ze wspomnień. Ja, jako dziecko wstałam z tą drugą dziewczynką. Teraz są jeszcze trudniejsze do odróżnienia, bo nawet ubrane w jednolity kolor. Stały plecami do nas, dwie drobne kruszynki. Wyciągnęły rączki do góry na tyle, ile zdołały do przechodzącej przez próg mamy. Ona była jeszcze bardziej piękna niż w  ulotnych myślach. Ta wyjątkowa osoba, taka dobroć bijąca od niej, coś niesamowitego. Ucałowała pociechy i ku mojemu zdziwieniu jej twarz przybrała zmartwioną minę. Chciałam zrobić krok do przodu, lecz ona się odezwała:
-To i tak na nic. To jedynie wspomnienie, nie widzą cię, ani nie słyszą. Jesteśmy coś typu spektrum. Jednak czy to już ci dużo nie wyjaśnia? –zatrzymała mnie, kładąc mi rękę na ramieniu.
Cofnęłam się, spojrzałam na nią z dość podejrzaną miną. Zebrałam się w sobie i w końcu chciałam coś z siebie wykrztusić.
-Mam rozumieć, że… Było nas dwie? –drżącym głosem zadałam pytanie, wskazując na dzieci.
-Dokładniej mówiąc, jesteśmy siostrami, bliźniaczkami –z dziwną ulgą odetchnęła i oparła się o szklany stolik pod oknem.
Echo tych szczerych słów odbijało mi się kilka tronie w uszach. Za każdy razem równie mocno i dosadnie. Raz ciepło, raz zimno, zachwiałam się. Siostry? Mama miała bliźniaczki? Ja jestem jedną z nią? Ona też?! Zaczęłam dygotać, więc podtrzymałam się białego fotela obok stolika. Ona jest przecież demonem, a ja byłam człowiekiem odkąd pamiętam. Czy to możliwe, że też była człowiekiem? To co w ogóle zaszło? Otrząsnęłam się z lekkiego szoku, przetarłam oczy, odzyskałam równowagę. Stanęłam po jej prawej stronie.
-Proszę… -zaczęłam niepewnie. –Powiesz mi, co się kiedyś wydarzyło? –dokończyłam wypowiedź pytającym tonem głosu i z oczywistą prośbą.
-Wiem, że wróciło do ciebie wspomnienie  chwili, gdy zabierano naszą matkę –przechyliła się w lewą stroną, spoglądając na swój wizerunek dziecka.
-Miałam sen, ale w nim ciebie nie było –przerwałam jej, bo w tamtym śnie nic nie wskazywało na to, że miałabym siostrę.
-Wtedy już zniknęłam –z opuszczoną głową odpowiedziała.
Nigdy takiego tonu głosu od niej nie słyszałam.
-Co masz na myśli? –drążyłam temat, a ciekawość narastała we mnie z każdą wypowiedzianą sylabą.
W tym samym czasie dobiegł mnie szloch matki, która czule obejmowała dwie córeczki. Wtuliła się w nie bardzo mocno, klękała na kolanach, głowę skryła w ich ramionach. Przejmujący widok, a pomyśleć, że ja tego nie pamiętałam, a teraz wzbudza to we mnie tyle emocji. Dlaczego płacze? Nurtują mnie pytania. Chcę wiedzieć wszystko, natychmiast, muszę!
-Nasza mama urodziła nas, lecz od narodzin było wiadome, że ja jestem demonem, a ty zaś stuprocentowym człowiekiem. Dorastałyśmy razem, lecz zawsze było widać różnice w naszym zachowaniu. Mimo to, byłyśmy nierozłączne. Gry, zabawy, kąpiele, posiłki, spacery, nauka, znajomi, wszystko zawsze razem. Pamiętam jak nie raz ci powtarzałam, że nie możesz tak czuć się przy mnie swobodnie, ponieważ jestem wrogiem ludzi, ale ty byłaś taka… pewna siebie –chwilę się zastanowiła i spojrzała na mnie w zamyśleniu. –Powtarzałaś mi, że będziesz mnie bronić, że nie pozwolisz mnie skrzywdzić. „Będę walczyć z demonami, ale ciebie tknąć nie pozwolę”. Tak, te słowa pamiętam bardzo dokładnie. Miałam tę świadomość już jako dziecko, że prędzej czy później moje istnienie będzie zagrożeniem –zacisnęła swoje pięści, a ręce ułożyła na kolanach.
Z jakby współczuciem na nią spoglądałam. Mówiła tak otwarcie. Czułam wewnątrz, że mówi prawdę, lecz mgliste obrazy w głowie nie mogły jeszcze tego ostatecznie potwierdzić. Pranie mózgu, wymazywanie wspomnieć to procesy może nie nieodwracalne najwyraźniej, ale na pewno trwale szkodzące.
-I ten czas rozłąki nadszedł. Nasza mama została postawiona przed trudnym wyborem. Mogła mnie oddać pod „opiekę” chorych alchemików i naukowców, którzy mieli by obiekt badań lub własnoręczne mnie… uśmiercenie –z drgającym głosem dokończyła.
Matka miałabym zabić własne dziecko? Jeden z możliwie najgorszych scenariuszy, które mogą spotkać ludzi. To dlatego jesteśmy w tym właśnie wspomnieniu. Ta chwila to zapewne kawałek czasu sprzed tego, co się stało z nią. Zaczynam łączyć wątki.
-Mama poświęciła siebie, żeby mnie uratować –po chwilowej ciszy zaczęła dalej mówić. –Dokonała nielegalnej transmutacji, a jako, że była potężną alchemiczką, miała bardzo wiele możliwości, a wybrała właśnie tę najgorszą, dla mnie. Nie chciała oddać mnie w złe ręce, nie chciała też, żeby potem dobrali się do ciebie. Stąd też ukryła przed tobą czyste fakty, a tylko mi powiedziała co zrobi. Dzięki nielegalnej transmutacji oddała swoją duszę mi, a następnie zapieczętowała ją w naszyjniku. Równoważna wymiana –przerwała mowę i wiodła wzrokiem po obrazie matki, która nadal klękała przy dzieciach.
Pomyślałam trzeźwo. Skoro ofiarowała swoją duszę to ciało musiało zostać. Ale człowiek bez duszy to… demon? Czy przemieniła się w niego? Jeśli tak to jest nowa nadzieja, że nadal trwa gdzieś, a nie zginęła! Mogę ją znaleźć, są tropy, tylko potrzeba czasu.
-I po latach się spotkałyśmy. Długi czas żyłam w nieświadomości, walczyłam z tobą, chciałam się ciebie pozbyć, a  tu ostateczne jestem tobie bliska, aż to nie do pomyślenia jest jaki los nam się trafił. Gdybym nie doświadczała wcześniej gorszych szoków, to bym tutaj teraz na pewno nie uwierzyła, ale wszystko jest prawdą –odetchnęłam głęboko.
-Z początku chciałam zapomnieć o tym wszystkim, szukałam sposobna to, aby powrócić do materialnej formy i mścić się. Próbowałam do tego wykorzystać ciebie, ale resztki sumienia wygrały. Ukryte wspomnienia zaczęły powracać.
-To teraz jesteśmy siostrami w jednym ciele –ironicznie się uśmiechnęłam. –Tylko dlaczego tak późno i w takich okolicznościach o tym zaczęłaś opowiadać? Pokazujesz mi to wszystko, masz w tym jakiś indywidualny cel? –zwróciłam uwagę na ten dość istotny szczegół.
-Bo chcę zawrzeć rozejm –poważnie odpowiedziała i powstała w miejsca. –Powróćmy do relacji za czasów dziecka. Kontynuujmy więź, która nam złączyła. Mamy jeden cel, odzyskać mamę. Nie chcę dłużej z tobą walczyć.
Niepewnie się cofnęłam. Jak dotąd to ona była złą, chciała mordować, nie miała za grosz ogłady. Taka nagła zmiana, mam małe wątpliwości. Każdy może komuś zamydlić oczy słodkimi wspomnieniami, zagrać na uczuciach. Jak bardzo mogę jej zaufać? To nie będzie łatwe, nie potrafię aż tak kierować się samymi uczuciami. Mimo, że niby jesteśmy bliźniaczkami i jakoś w sercu chcę z nią spędzić jeszcze więcej czasu, chcę ją poznać lepiej to rozum stawia logiczne pytania. Wyciągnęła do mnie rękę. Już to widziałam, przeżyłam podobną sytuację. Zapadła niezręczna cisza, nasze oczy były wpatrzone w siebie. Jej –pełne jakby nowego, świeżego tchnienia, jakiegoś nowego celu, a moje –zapewne bardziej rozmarzone, niepewne, wątpiące, ale dające nadzieję. Czuję niepokój, muszę się z tym oswoić, przemyśleć. To za dużo jak na raz.
-Ja –za jąkałam się. –Nie wiem –dokończyłam po chwili namysłu i czekałam na jej reakcję.
Myślałam, że znowu wpadnie w dziwny szał jak kiedyś. Ale ku mojemu zdziwieniu, stała opanowana, cierpliwie, opuściła dłoń i skinęła głową. Miałam wrażenie, że naprawdę doświadczyła jakiejś przemiany. Wyglądała bardzo… niewinnie. Nie jak dziecko, czy poszkodowana, ale tak właśnie – ludzko. Człowiek, który dużo przeszedł i szuka pomocy.
-Za to, że mnie wysłuchałaś i pozwoliłaś mi się wytłumaczyć będę czekać aż mnie zaakceptujesz i będziemy mogły razem stawiać czoła przeciwnościom –uśmiechnęła się ciepło.
           W tym samym momencie nieoczekiwanie wszystko na raz zniknęło, a ja gwałtownie otworzyłam oczy i coś krzyknęłam. Obudziłam się. Rozglądnęłam się nerwowo. Poczułam niesamowity ból, wszędzie, całe ciało było obolałe i dodatkowo rozciągnięte. Drgnęłam i spostrzegłam, że jestem przykuta łańcuchami do gładkiej, jasnej ściany. W podartych łachmanach, mocno nadwyrężona, sponiewierana. Ręce miałam wysoko upięte tak, że nogami nie dotykałam swobodnie ziemi. Jedynie mogłam próbować palcami musnąć podłogi. Pode mną było kilka plam krwi. Było tu zimno. Zamknięte, małe pomieszczenie, dość ciemne, lecz czułam przeciąg. Po policzkach spłynęły mi łzy, płaczę...?


_______________________________________
Kolejny za nami, taka odskocznia od tego co było, nowy wątek, nowe rzeczy. Myślę, ze coś zgrane. Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam, Law! < 3