czwartek, 25 lipca 2013

Odnośnie jutra.

Chciałam zawiadomić zainteresowanych czytelników mojego bloga, że jutro nie opublikuje dalszych losów bohaterów. Przez ostatni tydzień miałam ciągłe wizyty u lekarza, a w tym nieoczekiwanie nastąpiła zmiana moich planów. Przepraszam za zwłokę, na dniach wszystko nadrobię! Pozdrawiam.

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział XXIX "To jest niegroźne".


Tego samego dnia, późnym popołudniem…
        Krzątałam się po mieszkaniu mimo mojego jeszcze niezbyt stabilnego stanu zdrowia. Zgodnie z zaleceniami powinnam jeszcze leżeć w łóżku z kilkunastoma opakowaniami leków na szafce obok. Osobiście, takie coś kojarzy mi się z pasami i najgorszymi torturami. W dodatku nie dam się leczyć ludziom, którzy wyglądają jak psychole z lewymi certyfikatami. Musiałabym naprawdę umierać, by się na to zgodzić, ale i wtedy bym się zastanawiała. Poza tym, tyle się dzisiaj dowiedziałam, że nie mogę usiąść na miejscu. Wcześniej nie pomyślałabym, że aż tak martwię się o swoją reputację i zdanie innych na mój temat. Aczkolwiek kto by się spodziewał, że cały ten czas nie byłam sama. Rozmyślając, poszłam do swojego pokoju i przymknęłam za sobą drzwi. Podeszłam do głównej mojej szafki z najpotrzebniejszymi rzeczami, czyli ze wszystkim i niczym. Otworzyłam ją i zaczęłam ręką przekładac różnorodne, kolorowe okładki zeszytów i notesów, które były poukładane zgodnie z kolejnością barw i wzrastającą wielkością. Pod stertami wypadających kartek, były inne drobiazgi. Wśród nich powinna być brzytwa…  Małe, przydatne narzędzie w plastikowym obudowaniu, w którym kryła się ostra żyletka. Przez tę bieganinę i ogólną ucieczkę to bydle mi swoimi okropnymi szponami, skróciło mi nierówno włosy. Chcąc czy nie chcąc muszę wyrównać te końcówki. Unikałam tego jak ognia mimo, że od dawna są bardzo zniszczone. –Powinno tu być. –Mruknęłam. Zawsze takie rzeczy ukrywałam pod pierdołami, by się w oczy nie rzucały. Z każdą minutą coraz bardziej nerwowo przesuwałam drobiazgi z miejsca na miejsce. Poszerzyłam swoje poszukiwania o kolejne szafki, szuflady, półki a nawet targałam spodniami po ziemi. Raczej w ubraniach noszę scyzoryki, a one do włosów się nie nadają. Najwyraźniej błąd z mojej strony, bo mam w zwyczaju właśnie rzucanie moich zabawek gdzie popadnie i potem tylko sama ich szukam. Ale muszę dorwać tę brzytwę. Nożyczkami będzie więcej roboty, poza tym przy nich potrzeba precyzji, a taka żyletka… Włosy w garść i z góry na dół przejechać pewnie, by ich nie wykruszyć a odciąć. Zirytowana, niedelikatnie zamknęłam szuflady używając do tego nóg. Ręką najeżyłam włosy na czubku głowy, rozglądając się po pokoju. Teraz nie dam sobie z tym spokoju.
-Czegoś szukasz? –Drzwi się uchyliły tuż po ledwo słyszalnym zapukaniu. Lucyfer zaniepokojony najwyraźniej moimi trzaskami kończyn o niewinne meble z lakierowanego na czarno drewna, zapytał.
Zaskoczona i zarazem przestraszona odwróciłam się do niego przodem. Odciągnęłam ręce od suchych włosów i odetchnęłam z ulgą, że to tylko on. Wyprostowałam się. –Szukam takiej jednej rzeczy, nic ważnego. –Słodkim głosem mówiłam dość optymistycznie o tym ostrym przedmiocie. –Nie zawracaj sobie głowy. Trochę ponarzekam i mi się znudzi. –Dodałam, naciągając tak mięście twarzy, by wyszedł niewinny uśmieszek.
-Czyżby to była ta oto niegroźna rzecz? –Powiedział sarkastycznie, podnosząc rękę do góry i machając dumnie czarnym, plastikowym obudowaniem.
Podniosłam oczy i skupiłam wzrok na jego bladej, kościstej dłoni i długich palcach, które precyzyjnie przekładały między sobą moją brzytwę dla zabawy. Nerwowo drgnęłam, próbując znaleźć jakąś odpowiedź na jego pytanie. Mocno się zmieszałam. Coraz bardziej tracę na wartości w jego oczach, zdaję sobie z tego sprawę. Ale przecież nic złego nie chciałam. –T-tak, ale skąd to masz? –Powiedziałam przełykając ślinę i spoglądając na niego podejrzliwie. Wyciągnęłam rękę, by dosięgnąć swojej rzeczy.
-Po co ci to? –Jego ton głosu wyraźnie spoważniał jakby podejrzewał mnie o najgorsze. Cofnął i opuścił rękę, ściskając brzytwę w pięści i schował ją za plecami. –To moja osobista rzecz i mam prawo ją posiadać i robić z nią co chcę. –Burknęłam jak to miałam w nawyku, gdy ktoś mi coś zabierał. Próbowałam ją odebrać, lecz on się ze mną najzwyczajniej drażnił, bo ciągle się odsuwał. Po kilku jego krokach, odpuściłam sobie zabawę. –Proszę, oddaj mi to. –Spokojnym głosem powiedziałam z opuszczoną głową. –Wziąłeś to bez pozwolenia.
-Owszem, ale po prostu nie lubię, gdy ktoś bliski wyrządza sobie sam krzywdę. –Ściszonym głosem oznajmił, przestając się wykręcać.
Coś mnie ruszyło. Przecież… No tak, mógł tak sobie ubzdurać, że chcę się pospolicie pociąć. Ale taka głupia nie jestem. Już. –Spokojnie, chcę sobie tylko doprowadzić włosy do porządku. Nic więcej. –Powiedziałam. –I nie lubię, gdy ktoś mnie o coś tak durnego podejrzewa. –Dodałam, by postawić sprawę jasno.
-Nie lepiej pójść do fryzjera? Nie boisz się ryzykować? Z tego co zauważyłem, dziewczyny bardzo boją się o swoje włosy. –Delikatnie się zdziwił i rozchmurzył.
-Szkoda mi jechać do miasta tylko po ty, by wyrównać końcówki. Skoro mam to co używa fryzjerka to czemu miałabym marnować czas i nerwy na tłumaczeniach mojej idei i próśb? –Na myśl nasunęła mi się jedna pani, której kiedyś przez około 30 minut wyjaśniałam co chcę, a ona i tak zrobiła po swojemu. Pamiętam, że po tej wizycie wyzbyłam się ładnych 15 centymetrów, naturalnych włosów.
-Dobra, może jestem przewrażliwiony. Wybacz. –Powiedział łagodnie i wręczył mi moją zabawkę.
Kiwnęłam głową na zgodę po czym odwróciłam się w stronę przedpokoju, by pójść do łazienki i przywrócić porządek na mojej mądrej głowie. –Ale nadal mnie gryzie, skąd wiedziałeś czego szukam? –Zapytałam przystając na moment.
On zaśmiał się dyskretnie i odetchnął jakby miał się powtórzyć. –Lubisz mówić sama do siebie.
Strzeliłam sobie pięknego placka w czoło, bo właśnie znowu wykazałam się tym swoim okropnym przyzwyczajeniem.  –Nie skomentuję już tego i błagam, oszczędź mi zdradzenia co jeszcze ciekawego słyszałeś. –Rzuciłam pod nosem, ponaglając siebie w myślach, tym razem kontrolując to.
        Gdy już przymierzałam się do pociągnięcia za srebrną klamkę od łazienki, w mieszkaniu rozległo się dosyć donośne i energiczne pukanie. Najwyraźniej ktoś bardzo zniecierpliwiony stał, bo drewniane drzwi aż trzeszczały od siły i intensywności uderzeń. Porzucając moje plany fryzjerskie, zawróciłam, by je otworzyć jakiemuś natarczywemu osobnikowi. –Ja otworzę! –Krzyknęłam w międzyczasie, by Lucyfer się nie fatygował ze swojego pokoju, w którym jeszcze o dziwo nie myszkowałam.
Obawiając się, że drzwi zaraz wylecą ze zawiasów, doskoczyłam już do progu wejściowego i płynnym ruchem je otworzyłam. Już byłam gotowa przywitać pewnym pytaniem niecierpliwca. Ledwo uniosłam głowę i rozchyliłam usta…
-Laaaw! –Firm przeszywającym głosem krzyknęła od razu po czym niezbyt uważnie wpakowała się do środka. Nie wiem czy celowo, ale niezgrabnie potknęła się o buty, które walały się pod drzwiami i w wielkim stylu wpadła na mnie, a jej wzmożony prędkością ciężar zwalił mnie z nóg. Najpierw oczywiście spadałam ja, a ona podążała za mną dobijając mnie jeszcze rękoma, którymi energicznie i odruchowo wymachiwała. Ze zgrzytem zębów boleśnie upadłam na środek przedpokoju, a zdezorientowana Firm po wbiciu w mój brzuch swoich łokci dopiero syknęła „Ała”. Po chwili podniosła się szybko po czym chwyciła moje glany, które tutaj były winowajczyniami.
-Ja tu sobie nerwy szargam, a ty mnie zabić chcesz! –Wymierzyła we mnie masywnym, wypastowanym butem.
Odgarnęłam włosy z twarzy i powoli odzyskiwałam równowagę. Kość ogonową już miałam załatwioną. –Jasne, nie chciałabym i nie opłacałoby mi się siedzieć za takiego geniusza. –Burknęłam masując obolałe plecy.
-Przynajmniej mam teraz pewność, że masz się dobrze. Albo po prostu nie potrzebujesz siły do wrednych komentarzy. –Powiedziała z uśmiechem odkładają buty na miejsce. –W sumie, złego diabli nie biorą. –Dodała, by choć trochę się odgryźć.
-Też prawda i widocznie dlatego ja zamortyzowałam upadek. –Nie mogłam się powstrzymać. Poprawiając włosy zauważyłam, że moje profesjonalne narzędzie uwolniło się z pięści. Znowu to samo. Przetrząsnęłam luźną koszulkę, by sprawdzić czy w locie gdzieś się tu nie zaczepiło. Jednak nie. Rozglądnęłam się po dywanie i jasnych panelach wokół mnie. Nigdzie go nie widzę, jedynie przyuważyłam okruszki po swoich ciastkach.
-Co jest?! –Usłyszałam krzyk Nate’a za sobą.
Odwróciłam się i na klatce stała reszta ekipy ze wstrzymanym oddechem. Nie powitałam ich wcześniej, bo Firm mi przysłoniła cały widok. Dziwiło mnie czemu tak nagle zamarli. Śledząc postury każdego z nich, dotarłam do Nate’a, który siedział a raczej kucał pod ścianą z wystraszoną miną i przyśpieszonym tempem oddychał. Na początku sama się zlękłam, lecz po chwili zapoznałam się z sytuacją i rozwiązałam dwie obecne zagadki. Nie rozumiem w jaki sposób, ale żyletka normalnie wbiła się w małą skrzynkę, na której zazwyczaj leżały niepotrzebne ulotki. Gdyby Nate stał, byłaby ona na wysokości jego czupryny. Stąd teraz ze świeczkami w oczach dygocze, a towarzystwo zamilkło. I znalazłam swoją zgubę, lecz teraz boję się jej naprawdę dotykać.
 -Wiem, że obiecałaś, iż nie zrobisz głównie sobie krzywdy, ale myślałem, że innym też oszczędzisz. –Lucyfer przerwał naszą ciszę i żartobliwie skomentował to zamieszanie.
Każdy z nich obrócił oczy ku niemu i ich mina już spoważniała. Przyglądali mu się z jakby nieufnością.
-A więc to on… -Firm również wyzbyła się uśmiechu z twarzy. 



____________________________________________
Kolejny za nami. Ale ten czas szybko leci. Już drugi tydzień wakacji przeciekł mi przez palce. Dosłownie. A co w tym czasie zrobiłam? Absolutnie nic. A u Wam jak mija czas wolny? Ja muszę się naprawdę ogarnąć, bo nawet rozdziały idą mi jak krew z nosa. Wybaczcie wszelkie błędy i literówki. Tyle ile zdołałam wyłapać to poprawiłam. Mam nadzieję, że nie zanudziłam. Dzięki za przeczytanie i pozdrawiam, Law! ; )