wtorek, 10 lipca 2012

Wakacje. | The End.

Tak, są wakacje, zapewne wszyscy o tym wiedzą. Ciepło, dużo wolnego czasu...i właśnie tu jest problem. Ten czas przeznaczam na oglądanie filmów, spotkania ze znajomymi i własne przyjemności. Brak mi czasu na pisanie, nie...brak mi sensownych pomysłów. Nie chcę pisać na siłę. Jeśli tak będę robić, opowiadanie zjedzie na niższy poziom niż teraz jest. Mam dużo planów, które wzajemnie się komplikują. Tu to nie pasuje, tu tamto. Doprawdy, ciężko jest. Wyobraźnia, tam mam genialne opowiadanie, ale niestety, nie potrafię tego przelać na papier.  Czy kończę bloga całkowicie? Możliwe, niestety, wytrwałam niecałe pół roku. Świetnie się bawiłam z początku...Wiecie, jak to jest. Coś nowego, to człowiekowi aż chce się to kontynuować, ale jeśli mam się do tego teraz zmuszać to dziękuję. Mało osób czytało bloga, po części to moja wina, nie lubię się reklamować, a tym bardziej kogoś namawiać, by czytał. Was też zapewne wkurza, że ktoś jest w obserwatorach waszego bloga, ale nigdy na niego na zagląda. No cóż...Każdy ma prawo do wyboru. Żałuję, że kończę, gdybym tylko chciała, opowiadanie byłoby nadal i w dodatku zupełnie odmienione. Tak więc, dziękuje tym co czytali bloga. Pozdrawiam, Law...

Gdybym kontynuowała tego bloga, opowiadanie byłoby naprawdę fajne i ciekawe. Dowiedzielibyście się ciekawych rzeczy o bohaterce i jej przyjaciołach oraz o tym co przeszła. Niektóry zapewne snuli pewne domysły. Pod tym postem napiszcie, jaki sobie sami wymyślaliście ciąg dalszy.
Miłych wakacji.

sobota, 7 lipca 2012

Rozdział XII

    Pchnęłam Dzinks z kubkiem pełnym truskawkowego soku na Nate’a. Zawartość plastikowego kubeczka wylała się na jego jasną koszulkę. Przystałam. Nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać.
-Na mnie chyba czas. –Nie śmiało, nerwowo mruknęłam, stykając ze sobą dwa place wskazujące i opuszczając głowę.
-Wiedziałam, po prostu czułam to, że coś narobisz. –Przez śmiech powiedziała Dzinks próbując wytrzeć plamę kuchennym ręcznikiem.
-Ale patrz! Podłoga i dywan nienaruszony! –Krzyknęłam wskazując ręką pod ich nogi i chowając się za plecy Firm.
-Chodź, pójdziemy to przetrzeć wodą, na sucho nic to nie da. –Zwrócił się do Dzinks Nate, ciągnąc ją za rękę do łazienki.
-Muszę się uspokoić…-Powiedziałam, siadając na krześle.
-Cukier ci nie służy. –Pokręciła głową Bel.
-Masz huśtawki nastrojów? –Zapytał mnie nagle Edward.
-Dlaczego pytasz? –Zdziwiona, odwróciłam się do niego twarzą.
-Raz wesoła, raz smutna. –Zamyślony dodał.
-Jeśli byłabym cały czas wesoła, nie znieślibyście tego, jeśli byłabym cały czas smutna, martwilibyście się chyba. To jest powód, dla którego przeplatam te dwa nastroje. Czasami doprawiam je pobocznymi uczuciami. –Tłumaczyłam, rozglądając się po pokoju.
-Osobiście, wolę cię wesołą i z uśmiechem. –Uśmiechnął się, a oczy błysnęły mu przyjemnym blaskiem od promieni słonecznych.
-A ja wolę siebie taką jaką jestem. –Próbowałam ukryć upierdliwego, rzadkiego rumieńca. Wstałam i podeszłam do drzwi balkonowych. Odsunęłam blado różowe zasłony i wyjrzałam przez szybę. Moją uwagę przykuła wielka fontanna. Była w kształcie ogromnego sześciokąta, a w środku niego były trzy trójkątne wieżyczki, z którym, równymi strumieniami wylewała się czysta woda. Z wrażenia otworzyłam usta. Na dnie jej były oszklone małe dołki, w którym znajdowały się jakieś świecące kwadraty. Dawały efekt kolorowej wody. Co kilka sekund inna. U nas była taka mała, beznadziejna, która słabo świeciła tylko w nocy.
-Ej! Patrzcie! Patrzcie! Jaka cudowna fontanna! –Krzyknęłam wołając resztę.
Podeszli do mnie z nieco zmieszaną miną.
-No zwykła fontanna, dupy nie urywa. –Wzruszyła ramionami Bel.
-Nie doceniasz tego piękna! Jest cudowna! –Tupnęłam nogą, protestując.
-Zachowujesz się jak dziecko. –Odeszła od okna Firm.
Nagle poczułam jakby taki dziwny odrzut. W głowie mi się gwałtownie zakręciło. Przyłożyłam zimną protezę do czoła. Popatrzyłam na beżowe ściany, wyginały się. Wszystko, wszystko się kręciło. Miałam wrażenie, że już to przeżywałam, tak zwane deja-vu. Popatrzyłam jeszcze raz na fontannę. Naprawdę, jakbym już ją widziała, a w dodatku słyszała już to zdanie Firm. Dziwne. Po chwili przestało mi się kręcić w głowie.
-Pójdę zawołać Dzinks, by też ją zobaczyła. –Chcąc odwrócić uwagę, podbiegłam pod łazienkę. Zdziwiłam się. Światło było zgaszone, a drzwi zamknięte. Niepewnie chwyciłam klamkę. Moment później, szarpnęłam, otwierając białe drzwi z wielkim rozmachem.
-Dzinks…-Wydłużyłam to ‘s’ i zamarłam. Szczęka ze zdziwienia mi opadła. Zaraz ją będę zbierać z podłogi. Na wannie wyłożonej po zewnętrznej stronie, błękitnymi kafelkami, była oparta Dzinks z podwiniętą na brzuchu koszulką. Nad nią był nachylony Nate z rozpiętą koszulą. Szeroko otwarte drzwi, trzymałam ręką, nie mogłam ruszyc ręką. Głupio mi się zrobiło. Jeszcze się bezczelnie na nich gapiłam.
-Ja tu tylko szukałam mojego mikroskopijnego przyjaciela. –Zająkałam się, gadałam bzdury. –Nic nie widzę, ciemna jestem! –Zaczęłam się drzeć jak głupia, zasłaniając oczy. W ciemno, na omacka szukałam klamki. W końcu ją złapałam i zamknęłam gwałtownie z nimi w środku. Zombiestycznym krokiem wróciłam do kuchni. Miałam szeroko otwarte oczy.
-A ty co? Śmierć zobaczyłaś? –Zaśmiała się Firm.
-Coś gorszego… -Mruknęłam sztywno siadając na krześle. –Zakopcie mnie żywcem i ogłoście, że umarłam, bo rozjechał mnie gigantyczny, kurzowy króliczek. –Powiedziałam waląc czołem w stół.
-Co ci? –Zapytała Bel widząc moje dziwnie zachowanie.
W tej chwili do pomieszczenia weszły papużki. Mieli takie same miny co ja. Stali w progu i zakłopotanym wzrokiem patrzyli na nas.
-Co tu jest grane?! –Podejrzliwie zapytała Firm.
-Hooo! –Krzyknęłam, odchylając głowę w tył na ich widok. Na głową poszedł tułów, a z tułowiem pociągnęło się krzesło. Na złość, stanęło na tylnych nogach i przez ciężar, krzesło razem ze mną całkowicie straciło równowagę. Narobiłam niemałego huku. Rozłożyłam się na zimnym parkiecie. Wlepiłam gały w biały sufit.
-Widzę światełko w tuneli i idę w jego stronę. –Ciągliwym głosem prawiłam, zamykając oczy.
-Nawet jak naprawdę umierasz, i tak ci nie dam kawy. –Lekceważąco powiedziała Firm, celowo głośno siorbiąc.
-Idę po swoją, może też mam. –Powoli wstałam, pokazując jej mój różowy język. Nate i Dzinks mieli twarze w kolorach dojrzałych buraków.
-Zaraz wrócę, hyhyhy. –Rzuciłam, przekraczając próg. Otworzyłam swoje drzwi. Chciałam je powoli otworzyć, by nie uderzyć w bagaże, które pod nimi stały. Po troszeczkę je uchylałam. W końcu otworzyłam je na maksymalną ich rozwartość. Spojrzałam zdezorientowanie na kawowy dywan. Czy nie stały tutaj przypadkiem walizki? Zaczęłam się zastanawiać. A może je zaniosłam do pokoju? Tak, to jest właśnie wada mieszkania w pojedynkę. Nawet nie mam kogo zapytać. Albo są w kuchni? Do kuchni przeważnie wszystko zanoszę. Na pamiętam. Drzwi od mieszkania były zamknięte na klucz, więc raczej niespodziewanego gościa nie miałam. Spacerkiem poszłam w stronę pokoi. Oba zamknięte. Weszłam do tego po lewej stronie. Uniosłam wzrok na idealnie zaścielone łóżko. Na środku czarno-białej pościeli w paski, leżały moje bagaże. Plecak osobno, stał oparty o ścianę. Był rozsunięty. Obok niego znajdowała się katana, niedbale, byle jak owinięta czarną chustą. Oparłam się ręką o białą futrynę. Ponownie, chłodną protezą jeździłam po zmarszczonym, rozgrzanym czole. Odetchnęłam głęboko, przymykając powieki. Mam zwidy? Czy może pamięć mi zanikła  po tym jak przed chwilą glebłam? Jeszcze to uczucie…powoli się gubię. Dlaczego jest tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi? Jeszcze te zachowania, uwagi. Podniosłam się i powędrowałam do kuchni. Podłoga wyłożona białymi, kwadratowymi płytkami, wprost lśniła i odbijała wszystko wokół. Otworzyłam lodówkę. Pełno w niej przeróżnych produktów. Na drzwiczkach stało kilka kubków mrożonej kawy. Uśmiechnęłam się sama do siebie, a raczej do etykietki. Z ulgą wzięłam pierwszy łyk. Od razu zrobiło mi się lepiej. Schłodzony napój szybko przepłynął przez ciepły przełyk, ochładzając go. Usiadłam sobie na szafce. Ręką uderzyłam o coś twardego. Popatrzyłam na ten przedmiot. Czy mnie oczy mylą? Ekspres do kawy?! Po prostu raj na ziemi. Wszystko czego potrzebuję do szczęścia. Żyć, nie umierać. Przyglądnęłam się w jasnobrązowej kawie. Chyba muszę zaraz do nich wracać. Nie wypada tak sobie pójść, gdy się robi tak ciekawie. Jeszcze ten Nate…Ostatnio kręcił  z jakąś blondynką, a teraz liże się z Dzinks? Nigdy się nie zmieni. Ruszyłam tyłek, zeskakując z blatu. Przynajmniej skarpetki mi się nie ślizgały. Poszłam ubrać buty. Ostatnio raz zerknęłam, gdzie co jest.
-Jestem. –Powiedziałam wchodząc do Firm.
-Podglądaczka. –Rzuciła w moją stronę Bel z założonymi rękoma.
Zdziwiłam się, ich twarze były nader poważne. O co im chodzi? Że kim niby jestem? Uniosłam jedną brew zaprzestając łykać kawy.
-Jej przebojowa mina! –Zaczęła się śmiać Firm.
-Co już wam nagadali? –Z lekkim zirytowaniem zapytałam, siadając na podłodze po turecku.
-Kiedy oni się tak do siebie zbliżyli? –Zamyśliła się Bel.
-Niedawno. –Chrząknął Nate, opuszczając głowę.
-Niedawno, a już są tak blisko. –Podejrzanie na nich popatrzyłam.
-Blisko? Hahaha! –Popatrzyła na mnie Firm i wybuchnęła śmiechem, nie jakimś zwykłym, tylko takim, że od razu zrozumiałam z czego tyra.
-Widzisz rozumiemy się bez słów! –Również zaczęłam się śmiać.
-No ej. –Wtrąciła zawstydzona Dzinks, miętoląc wilgotną koszulkę w dłoni.
-Zazdrosna jesteś? –Zapytał Nate, patrząc mi prosto w oczy.
-Nie. –Krótko z uśmiechem odpowiedziałam. –Po prostu, jeśli ją zranisz lub zdradzisz, popamiętasz mnie. –Dodałam idąc do kosza, by wyrzucić puste, zgniecione opakowanie.
-Grozisz mi? –Wyszczerzył zęby.
-Traktuj to sobie jak chcesz. Moim skromnym zdaniem to ostrzeżenie. –Ponownie usiadłam.
-W sumie…ładnie razem wyglądacie. –Wyciągnęłam komórkę, by im zrobić zdjęcie.
-To jest sarkazm? –Zapytała zdziwiona Bel, że mówię takie coś.
-Dzisiaj nadużywam tego słowa. Nie. Mówiłam bardzo poważnie. –Zapisałam zdjęcie w telefonie. –Trzeba upiększyć nasz album. –Cicho powiedziałam w gwoli wyjaśnień.
-No tak! Całkowicie o nim zapomniałam. –Walnęła się w czoło Firm.
-A że ja o nim pamiętam. Nowość. –Zaczęłam z nudów postukiwać w jasny parkiet, paznokciem palca wskazującego.
-Dobra, przenosimy się do pokoju. Pogadamy tam, a przy okazji ja się rozpakuję. –Powiedziała Firm wychodząc z kuchni.
Jako ostatnio wstałam. Z oddali popatrzyłam na widok za oknem. Strasznie mnie nęciło, by tam teraz pójść, ale sama. Weszłam do jej pokoju. Nie za duży, nie za mały, w sam raz. Ściany w kolorze błękitu. Kolor kojący. Wyglądał jak z obrazka, a dokładnie z książek dla dzieci. Biurko pod oknem, szafy, regały wszystko jest. Zero bałaganu. Pokój marzeń. Wszyscy zajęli łóżko. Też tam miałam zamiar usiąść, ale promienie słoneczne, które wpadały przez okno, by mnie raziły, więc usiadłam na małym, okrągłym fotelu po przeciwnej stronie łóżka. Po chwili coś mi nie pasowało. Firm ma tylko jeden pokój?  
-Czy każdy z was ma jeden pokój dla siebie? –Niepewnie zapytałam, rozglądając się.
-Ta, a co ty myślałaś? –Odpowiedziała Dzinks.
-Bo ja z tego co się zorientowałam to mam dwa. –Cicho powiedziałam.
-Haha, może będziesz miała jakiegoś współlokatora! – Zaczęła się śmiać Bel pisząc sms’a.
-Nie żartuj sobie w ten sposób. –Podciągnęłam kolana pod brodę i oplotłam je rękami. Może ona ma racje. Zawsze mam pecha…
-Ale jeśli będzie to jakiś przystojny chłopak. Mmm. –Wtrąciła Firm zamyślając się.
-Albo przystojna dziewczyna! –Jeszcze gorzej zaczęła się rechotać Bel, trzymając ręce na brzuchu, który miał już dość tego wysiłku.
-Zabawne. Nie wiem o czym wy myślicie. A może nikogo nie przydzielą? Może ten pokój jest ot tak, bo nie mieli więcej jednopokojowego mieszkania? –Wplątałam pomiędzy ich śmiechy.
-No w sumie nic nigdy nie wiadomo. –Dodał Nate.
-Tak poza tym, co jutro mamy w planach? –Zapytałam, rozpoczynając nowy temat. Uniosłam głowę zza kolan.
-W liście pisze, że mamy zjawić się w szkolę o 8 rano w gabinecie dyrektora. –Powiedziała Bel, przestając się śmiać i trzymając kartki przed sobą.
-A gdzie ta szkoła? –Z nudną miną zadała pytanie Dzinks, przeżuwając gumę truskawkową.
-Ja mam wam wszystko czytać?! Co ja jestem?! –Oburzyła się Bel.
-Dobra niania. –Słodkim głosem odpowiedziałam na jej bulwers, uśmiechają się od ucha to ucha.
-Małe dzieci się znalazły. –Dodała obracając oczami.
-No bardzo. Niania chyba nie chce byśmy się zgubili. I dla przypomnienia, za półgodziny muszę dostać porcję kaszki. –Do kontynuacji żartów dołączył się Edward.
-A mi chyba trzeba pieluszkę przebrać. –Powiedziała Dzinks, unosząc głowę wysoko i wąchając celowo nosem.
-I jeszcze czego? –Zapytała Bel, sama delikatnie się już uśmiechając.
-Możesz jeszcze mi dać mleka z…-Zaciął się Nate, gdy popatrzyliśmy na niego.
Przyglądałyśmy się mu z lekkim zdziwieniem. Po chwili Firm rozłożyła się na podłodze i nie mogła złapać tchu, zaczęła się wielka śmiechawa. Bel wyłupiła zdziwione gały i ręce jej dosłownie opadły. Dzinks siedząca obok Nate’a zaczęła go potrącać ramieniem, śmiejąc się. Edward skrył twarz z dłoniach również ze śmiechu. Ja opuściłam głowę, zamknęłam oczy próbując jakoś ogarnąć się.
-Z butelki, o czym wy myślicie…- W końcu dokończył Nate, nie śmiejąc się.
-Gadasz za bardzo ogólnie, więc skojarzenia nie uniknione. –Dopowiedziałam nadal się tyrając.
-Skojarzenia to twoje drugie imię. –Powiedziała Firm do mnie, wstając z dywanu.
-Raczej twoje! –Zaprzeczyłam unoszą wzrok.
-Ja je mam przez ciebie. Za dużo czasu z tobą gadam i tego są skutki. –Dodałam.
-Co do tego, przyznam ci rację i zapewne nie tylko ja. Jeszcze całkiem niedawno byłaś cicha, małomówna, a teraz? Teraz zmieniłaś się. –Powiedziała zaczynając układając różne przedmioty na biurku.
-Nie lubię tego ‘zmieniłaś się’. Wolę jak ktoś mówi coś w stylu ‘stałaś się lepszą osobą’. –Usiadłam normalnie.
-Bel, przeszło ci już? –Zapytała Dzinks, szturchając ją w ramię.
-Tak, ale szczerze nie wkurzyło mnie to aż tak bardzo, jak wam się wydaje. Po prostu nie chciało mi się wszystkiego czytać na głos. –Odpowiedziała z uśmiechem, prostując kartki.
-Dobra, teraz ja się pobawię w przewodnika. –Dumnie oznajmił Ed. Ręką musnął lśniące, jasne włosy. Popatrzył na nas oczami pełnymi wdzięku. Wstał, poprawił kołnierzyk koszuli. Zaczął chodzić po pokoju, wczytując się w list.
-Nie udawaj, że myślisz. Nie wychodzi ci to. –Nate pokazał mu język.
-Mówiłeś coś, robaczku? –Zwrócił się ku niemu, dziwnie się uśmiechając.
-Mrau, ale mówiłem, że tak do mnie tylko na osobności. –Również uśmiechnął się Nate do niego.
-Czy wy coś ten teges? –Zrobiła zmieszaną minę Firm.
Popatrzyli na nas z burakami na twarzy. Widocznie im ten żart nie wyszedł. Opuścili czerwone głowy. Zagryźli paznokcie u rąk.
-Eee, chciałem powiedzieć ‘robaku’! Tak ‘robaku’! –Krzyknął Edward, nerwowo machając rękami.
-T-tak, ja nie jestem gejem! On jest! –Krzyknął Nate, wstając i wskazując palcem na Edwarda.
-He? Ja?! –Wstał również Edward.
-O mój boże…-Wstałam tuż po nich, obracając oczami. –Wy się im tłumaczcie, a ja idę spać. –Powiedziałam, zmierzając do drzwi.
-Spać? Dobrze się czujesz? –Zapytała Bel, robiąc pytającą minę.
-Mało spałam, a jutro trzeba wcześnie wstać. Do jutra. –Pomachałam i całkowicie wyszłam. 
     Skłamałam. Spać? Co mi przyszło do głowy? Nawet już chęć zjedzenia luz rozpakowania się jest bardziej wiarygodna. Podbiegłam pod drzwi swojego mieszkania. Weszłam i od razu poszłam do pokoju. Wpierw rzuciłam okiem, czy wszystko jest na swoim miejscu. Chyba miałam jakieś omamy. Wszystko jest w porządku. Ten pokój jest nawet większy od mojego. Ściany nie są jednego koloru. Dwie za łóżkiem i szafą są liliowe, a pozostałe dwie morskie. Sufit, by się nie wyróżniał również jest w kolorze morskiej wody. Cudnie to wygląda. Ściągnęłam szpargały z łóżka, kładąc się na nim. Na brzuchu, głową zwisając do ziemi. Wektorem przyniosłam sobie listy. Podsunęłam sobie pod nos. Jutro 8, gabinet dyrektora. Ciekawe. Szkoła na dołączonej mapie znajduje się około 10 minut drogi stąd, idąc cały czas prosto. Przynajmniej droga nie jest skomplikowana. Dawno tak rano nie wstałam, ciężko będzie się przyzwyczaić. „Wszystkie książki, przybory i potrzebne rzeczy znajdziecie w szafie, która jest w pokoju ukryta w ścianie za fotelem”. Co?! Ukryta szafa? Jaki bajer! I ja dopiero o tym przeczytałam? Wstałam podchodząc do fotela. Odsunęłam go. No fakt, jakiś zamek tam był z małą klamką. Zamknięte. Wyciągnęłam klucze. Jest ich trzy, jeden do mieszkania, więc dwa do czegoś innego. Wybrałam jeden z tych dwóch i włożyłam na zamka. Trafiłam za pierwszym razem. Otworzyłam tą szafę…


-----
Spóźnione, ale jest. Tak, kolejny rozdział bez sensu. Byłby dłuższy, ale to mnie by wyniosło 3000 słów, a ten rozdział już opublikowany ma prawie 2300, więcej niż dotychczas ;D Ostatnio miałam jakiś zły dzień, nie mogłam nic wymyślić i byłam już krok od usunięcia bloga. Dobrze, że tego nie zrobiłam. Za tydzień kolejny. Dzięki za przeczytanie i pozdrawiam, Law ;)  

piątek, 6 lipca 2012

Wyjaśnienie.

Dziś prawdopodobnie nie będzie rozdziału, nie będę miała czasu by go napisać. Jutro bądź w niedziele dopiero się pojawi. Dziękuje za przeczytanie tej jakże ważnej wiadomości.