sobota, 20 kwietnia 2013
Rozdział XXIII
W niezbyt przyjemnej ciszy, weszliśmy do klasy, gdzie miała się odbyć pierwsza lekcja. Mianowicie najtrudniejszy z języków – polski. Byłam bardzo ciekawa, kto nas będzie uczył tego jakże cudownego przedmiotu. Oby to tylko nie była jakaś zrzędliwa, starsza babka, która będzie nam zwracać uwagę, a sama nie zrezygnuje z mówienia jak gąska przez „ą” i „ę”. Z przyklejonym uśmiechem usiadłam w czwartej ławce. W sumie czwartym rzędzie, jeśli ktoś liczy kolumnowo. Zastanawiałam się, czy każda sala się tak piętrzy. Preferuję normalne klasy i ławki – są wygodniejsze i praktyczniejsze. Poza tym, w podstawowych formach można się lepiej ukryć, spokojnie przespać i bez ponoszenia strat – ściągać na wszelkich kartkówkach lub sprawdzianach. Czasami na takich zniszczonych, „wybrakowanych” ławkach, powstawały bardzo ciekawe rozmowy pisemne. Kto siadał na jakimś miejscu, pisał co chciał znudzony najczęściej, a każda kolejna osoba dopisywała swoje trzy grosze i w ten sposób prowadziło się konwersacje, wymyślało rymowanki, suchary, a czasami nawet pisało się piosenki i ściągi dla innych. Artystycznym zajęciem było też podpisywanie korektorem krzesła osoby siedzącej przed sobą. „Tu siedzi” to i to – jedno z podstawowych, twórczych gryzmołów. Nie ukrywam, że czasami skreślałam pewne części graffiti lub podrasowywałam je, by miały przynajmniej sens lub coś humorystycznego w sobie. O, zapomniałabym o ciągłych walkach, kto siedzi pod oknem. Tak, to też było bardzo emocjonujące. Zazwyczaj ustępowałam i siadałam po zewnętrznej stronie. Jednak miałam z tego jedną korzyść. Nie musiałam za sobą zasuwać krzesła. Robiła to osoba ze mną siedząca. Jak chciała wyjść , musiała zasunąć. Proste i okrutne.
-Zjadłabym jabłko i wypiła herbatkę. – Firm siadając za mną, marudziła i wyciągała zeszyt z plecaka.
-Już lepsza… - Chciałam wyrazić swoje zdanie na temat herbaty. – A więc o to chodzi. Z kim ja się zadaję. –Odwróciłam się do niej i obróciłam oczami.
-Tak naprawdę to liście herbaty mają dwa razy więcej kofeiny od takiej kawy. – Edward dołączył się do rozmowy, niezbyt jeszcze wiedząc o co chodzi Firm.
-Słyszałam o tym, ale herbata to zło. –Przytaknęłam przez śmiech. –Ale ładne zło. – Puściłam oko do Firm.
-Dobra, domyślam się o co chodzi, ale nie rozumiem co w nim takiego fajnego jest? Jak dla mnie jest zbyt poważny. – Edward zaczął wyrażasz swoje zdanie, któro pachniało mi zazdrością.
Po chwili drzwi od klasy się zamknęły i w Sali nastała cisza. Przerwało ją szuranie krzeseł i głośne „Dzień dobry”. Z początku sama nie dowierzałam w to co słyszę. Naprawdę?! Również wstałam i cichym głosem powtórzyłam za tłumem. Dziwnie uśmiechnięta usiadłam na miejsce.
-Czy widziałaś dzisiaj jakąś spadającą gwiazdkę? – Odwracając się do Firm, zapytałam szeptem.
-Od dzisiaj kocham język polski i przyłożę się do nauki… - Rozmarzona zaczęła mówić, niezbyt dyskretnie patrząc na pana Sebastiana.
-Tylko nie zacznij się ślinić! – Pomachałam jej ręką przez twarzą i z trudem próbowałam ją ściągnąć na ziemię.
Zastanawiało mnie, ile jeszcze młodych dziewczyn ma go za bóstwo. Mam tylko nadzieję, że to nie jest zaraźliwe, bo nie gustuję w nauczycielach! Usiadłam już spokojnie i przysłuchiwałam się jak nauczyciel czyta listę obecności z czarnego, większego formatu dziennika. Czytając i wymawiając z osobna każdo nazwisko, nie unosił wzroku zza skromnych okularów w przeźroczystych oprawkach. Ogółem wyglądał nieco inaczej tutaj na lekcji niż wtedy, przy rozmowach. Poprzednio jego włosy były beztrosko zostawione same sobie, a tutaj ma je delikatnie upięte z tyłu i założone częściowo z lewej strony za ucho. Jego dłuższa grzywka, a raczej kosmyki zostały opadające za bladą twarz. Srebrny łańcuszek od okularów swobodnie zwisał i kołysał się przy każdym jego choć najmniejszym ruchu głowy. Zwykłe ogarnięcie włosów, a zmiana duża.
-Delaney Rita. –Jego blade usta ze spokojem wymówiły jej nazwisko, ale tym razem już rzucił wzrokiem na klasę.
-Jestem! –Niemal krzykiem odpowiedziała Firm, podskakując przy tym na krześle i gorączkowo machając ręką w powietrzu.
-Zapowiada się ciekawa lekcja, naprawdę. – Cicho mruknęłam pod nosem, zagłębiając się w pierwsze zdania planowanego do omawiania tekstu.
Po 45 – minutowym upominaniu Firm, jąkania się przy odpowiadaniu, byciem głównym tematem plotek wśród uczniów, z ulgą wyszłam na korytarz po donośnym dzwonku. Co prawda, nie było filiżanki herbaty, ale omawiany tekst był ciekawy i w moich klimatach. Z jednej strony trochę przerażająco prawdziwy, ale również ukrycie psychologiczny. Lekko dołujący, a zarazem dodający wiarę człowiekowi. Przy okazji zauważyłam, że pan Sebastian jest bardzo pedantyczny. Lubi porządek i spokój na lekcji. Ma również świetny refleks i wydaje się, jakby przewidywał przyszłość – dosłownie. Zanim komuś coś spadło na lekcji, był szybszy i w dokładnie tej samej sekundzie co spadał długopis – on już go miał w dłoni i z uśmiechem oddawał właścicielowi. W ten sposób, w ciągu jednej lekcji uratował: 4 długopisy, 2 zeszyty i hit – łyżeczkę. Mam coraz większe wątpliwości co do jego człowieczeństwa…
-Dlaczego ta lekcja tak krótko trwała?! – Firm wskoczyła na czarny parapet i kapryśnie, praktycznie sama do siebie mówiła.
-To trzeba będzie leczyć. Ewidentnie. Od zaraz szukamy egzorcysty. –Dzinks zaczęła grzebać coś w komórce.
-Znudzi jej się po jakimś czasie, zobaczycie. Poza tym, jestem lepszy. –Nate poprawił swoje ciemne włosy i założył okularki przeciwsłoneczne.
-Akurat. Nic nie ma w tobie wyjątkowego, chłopczyku. – Edward stanął obok niego i postukał go palcem w jego ciemne okulary.
-Ideały się znalazły. –Rzuciłam podchodząc do nich. Po chwili zauważyłam, że główny obiekt zainteresowań wśród żeńskiej populacji, właśnie uratował kolejną stertę papierów, należących do jakiejś słodkiej, zagubionej dziewczynki. –Ciekawe, czy zawsze mu się tak udaje? –Szepnęłam pod nosem. To jest naprawdę podejrzane. Coraz bardziej mnie korci. I weź tu wytrzymaj.
-Zaraz mamy chemię, chodźmy poszukać sali. – Bel pierwsza ruszyła ku schodom.
-Schody… Dobrze się składa. – Uśmiechnęłam się szeroko i cicho podążyłam tuż za Firm, dopełniając w myślach mój genialny plan. To się musi udać! On jest tam na dole, Firm przed schodami. Przecież człowiek to coś innego niż głupi zeszyt. O nie, włącza się moja kombinatorska strona.
-Hej Firm, powinnaś troszkę opanować swoje zauroczenie. –Dorównałam jej kroku. Byłyśmy trochę oddalone od reszty. –Jak myślisz, zdąży czy nie? –Zapytałam spontanicznie.
-Co? O co ci chodzi? Wiesz, że w myślach nie czytam i nie widzę co ci siedzi w tej czarnej głowie. Objaśnisz mi? –Zapytała z dziwną miną.
-Tak, tak. Wybacz mi, ale muszę coś sprawdzić. Myślę, że to ci przykrości nie sprawi. – Przystanęłam i się uśmiechnęłam.
-Nie lubię jak się tak uśmiechasz, bo… Nie! Co znowu?! –Zaczęła coraz głośniej i ze zdenerwowaniem mówić. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
-Zachowuj się naturalnie. –Powiedziałam, po czym zupełnie przypadkowo podstawiłam jej nogę jak ruszyła niepewnie do przodu. Próbując uratować ją przed upadkiem , pchnęłam ją jeszcze bardziej w tył. Spadała plecami w dół schodów i jak najbardziej realistycznie oddawała strach jaki ją ogarnął. Próbowała chwycić się mojego rękawa, lecz na próżno.
-Law, co ty do cholery robisz?! –Edward krzyknął, próbując złapać ją za uciekającą dłoń.
-Co ty sobie myślisz?! – Dzinks silno złapała mnie za marynarkę tuż przy szyi.
-Jeśli on nie złapie to ja… -Spokojnie mówiłam, ale nagle przerwałam i nogi mi się ugięły ze strachu. Pobladłam. –Przecież wektory… Firm! - Sama w panice krzyknęłam chcąc już rzucać się na schody, by ją złapać, lecz zdziwiona się zatrzymałam. Próbowałam utrzymać równowagę. Na końcu schodów ujrzałam stojącego pana Sebastiana, który na rękach trzymał sparaliżowaną Firm. Myślałam, że wynikał z przerażenia zmieszanego ze dezorientacją i zdenerwowaniem, ale się myliłam. Była tak szczęśliwa, że nie mogła, a raczej nie chciała się ruszać z ramion swojego anioła. Wpakowując moją ulatniającą się duszę z powrotem do ciepłego środka, zbiegłam na dół do niej. –Nic ci nie jest?! –Tak, nie ma to jak retoryczne pytanie.
-O mały włos. Uważaj na tych schodach, bo następnym razem może się źle skończyć. – Pan Sebastian postawił ją i podniósł swoje szkiełka z ziemi.
-D-dziękuję. –Wymamrotała bez mrugnięcia oczu i stała jak słup soli w szoku. Chwilę po jego odejściu zaczęła piszczeć. Z lękiem spoglądałam na nią i resztę, która z ulgą odetchnęła, ale nieprzyjemnie wyglądała.
-Dobra, bijcie, ale nie w twarz! – Zasłoniłam rękoma swoją krzywiznę i obraz rozpaczy.
-Wystraszyłam się. Myślałam, że to ta druga ty… Nie rób tak więcej, proszę, bo nie wiemy co mamy robić. –Dzinks opanowała swoją złość.
Popatrzyłam na nią ze zastanowieniem. Nie dziwię się, że tak podejrzewała. Teraz jestem niepewną osobą, a tym wygłupem pogorszyłam swoją sytuację. Ale… Nie wiem czy to tak naprawdę mój wymysł jeśli chodzi o ten plan, czy ona miała w tym jakiś udział. Nie, znowu mam mętlik w głowie. Nie wiem co mam o tym myśleć. Kolejny głupi incydent z mojej strony, który będzie mnie męczył. Na szczęście, złapał ją. Tyle dobrego. A ja teraz muszę się jakoś wytłumaczyć, ale każde słowo może zostać użyte przeciwko mnie. Tak źle i tak niedobrze!
-------------------------------------------------------------
Tak, wiem, krótki, ale wydaje mi się, że w miarę ciekawy. Dłuższego nie chciałam na siłę pisac, bo wyszła by z tego plątaninka zapewne, więc oszczędziłam sobie i wam zbędnego męczenia oczu i czasu. Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Dzięki za przeczytanie i pozdrawiam, Law! ; )
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
spoko rozdział
OdpowiedzUsuńKonstruktywne, bardzo.
Usuń