-Mamusiu! Mamusiu! Popatrz! - Biegnąc z malutkiego, skromnego pokoiku, krzyczała jasnowłosa dziewczynka, która trzymała w swej drobnej piąstce, kolorowy rysuneczek.
-Och, córeczko! Jest przepiękny! - Wysoka, młoda kobieta, z pięknymi długimi, jasnymi lokami, oglądała dziecięcy rysuneczek uśmiechając się.
-To jest taka odważna pani, która ma super moce i ratuje ludzi oraz chroni innych przed złem. - Mała tłumaczyła wskazując paluszkiem na narysowaną przez siebie, kredkami postać dziewczyny.
-Masz bardzo bujną wyobraźnię. -Pogłaskała ją po rozczochranych, mięciutkich włoskach.
Poszły razem na balkonik, by obejrzeć duże, piękne, zachodzące słońce. Dziewczynka o swoich siłach wdrapała się na pobliski stoliczek, aby móc zerknąć na placyk zabaw.
-Mamusiu, a dlaczego tamten pan krzyczy i bije tego chłopczyka? - Podniosła ku górze swoje zmartwione, duże oczka.
-Kochanie, nie wiem. To co mogę Ci powiedzieć to to, że źle ten pan postępuje, bo dzieci nie wolno bić.
-Mamo, zrób coś! - Krzyknęła, tupiąc nóżką w rozgrzany od słońca beton.
Kobieta udała, że nie słyszała próśb a raczej rozkazów córki. Na jej twarzy pojawił się niepokój łączący się ze strachem. Nerwowo chwyciła córeczkę na chudziutką rączkę. Dziewczynka nie wiedzą o co chodzi, zeszła posłusznie ze stoliczka. Po chwili jej uwagę przykuła czarna furgonetka, która zajechała przed ich blok. Wyszli z niej czterej mężczyźni, ubrani w czarne garnitury.
-M-mamusiu co to za panowie? - Spytała cichutko, ciągnąc ją za rękaw koszuli.
-Córciu, musimy się pożegnać... - Ze łzami w błękitnych oczach, szepnęła.
-Nie rozumiem, co to znaczy? - Jej załamany głosik zagłuszyło wyważenie drzwi wejściowych mieszkania. W progu stali oni - ciemne, poważnie postaci, uzbrojene w pistolety. Wbiegli na balkon. Siłą, brutalnie odsunęli od matki, wystraszoną dziewczynkę. Boleśnie upadła, uderzając pleckami o betonową ścianę balkonową. Kobietę bardziej okrutnie traktowali. Zadali jej kilka ciosów, pięścią w brzuch. Krzyczała, ale to nic nie dawało. Własnych ciałem starała się uchronić córkę, by się jej nic gorszego nie stało. Nagle jeden z atakujących zadał jej potężny cios, metalową pałką w tył głowy. Bezwładnie upadła na kolana. Wykorzystując jej niemoc, związali ją grubym sznurem, po czym chcieli uciekać.
-Mamo!!! Mamo!!! Zostawcie moją mamę! Zostawcie!!! - Donośnym, rozpaczliwym głosem krzyczała biedna dziewczynka. Jej łzy ciekły jakby ze strumienia wodospadu. Ciężko jej się oddychało. Z trudem wstała, lecz była zmuszona opierać się o ściankę, gdyż nie miała sił.
-Zamknij ryja! Ciebie też zabić?! - Wysoki, umięśniony mężczyzna chwycił ją za kołnierzyk koszuleczki unosząc i targając w górze.
Poprzez ucisk, z jeszcze większym trudem łapała powietrze. Zamykała oczy z nadzieją, że to tylko zły sen. Niestety, była to okrutna realia. Po chwili ją puścił. Jasnowłosa nie miała już sił na dalszą obronę. Mimo jej młodego wieku, chciała umrzeć. Leżała żałośnie, a w pięści trzymała swój zniszczony rysunek. Głośno szlochała. Była całkowicie bezradna. Przymknęła spuchnięte od płaczu powieki. Nie ruszała się. Była pewna swojej śmierci...
-Nie! - Gwałtownie się podniosłam, budząc ze snu. Oblana zimnymi potami siedziałam w bezruchu.
-Co to był za koszmar? - Sama do siebie mówiłam. - To dziecko wyglądało jak ja w wieku sześciu lat, ale tamta kobieta nie przypominała mojej mamy. - Wstałam, by pójść do kuchni zrobić sobie kubek ciepłego kakałka. Cichutko wyszłam z pokoju. Na zegarku było kilka minut po godzinie trzeciej nad ranem. Grzejąc mleko w garnuszku, do pomieszczenia wszedł ojciec. Zdziwiona jego widokiem nie odzywałam się.
-Czemu się śpisz? - Również zdziwiony moją osobą o tak wczesnej porze zapytał.
-Zbudziłam się i nie mogę zasnąć, ot co. - Burknęłam.
-Tylko mi nie mów, że miałaś koszmar jak małe dziecko. -Uśmiechnął się.
Mnie jakby coś uderzyło w twarz. Ciągle przed oczami miałam ten widok. Wesoła dziewczynka i jej mama. Zalałam do pełna kubek. Przemilczałam komentarz.
-Skąd się tu wziąłeś? Jeszcze w nocy...
-Przyszedłem, bo myślałem, że będzie Ci smutno, gdy kolejną noc spędzisz sama w pustym mieszkaniu. - Usiadł ze mną przy stole.
-Nie jestem już małym dzieckiem. Potrafię o siebie zadbać. -Szorstko odparłam.
-Coś Cię dręczy?
-Nie, nic. - Łyknęłam trochę kakałka.
-I tak to po Tobie widzę, ale jak nie chcesz mówić to nie, nie zmuszę Cię. - Powiedział to tak jakby chciał mnie złamać i skłonić do mówienia. Nie ma to jak odwrócona psychologia.
-Zostanę przy swoim. - Wyraźnie go przygasiłam.
Moment później odparłam niepewnie:
-Odpowiedz mi szczerze tylko na jedno...
--------------------------
Taaak, nareszcie napisałam. Wiem, może nie jest to ciekawe, ale cóż, ciężko jest coś wymyślić. Za tydzień rozdział I, pozdrawiam Law ;)
WOW! NARESZCIE O.O
OdpowiedzUsuńFajne, najbardziej spodobał mi się początek. Obraz matki i córki - pełne szczęścia :)
OH YEAH! <3
OdpowiedzUsuńA no rzeczywiście. Mówiłaś, że będzie się zaczynać od 'mamusiu, mamusiu' :D pisaj szybko, bo ugrrryzę ;D