piątek, 8 stycznia 2016

XLIII "Egzekucja"



          Gdzie ja dokładnie jestem? Wzrokiem wodziłam od kąta w kąt. Próbowałam napiąć sama mięśnie, ale za bardzo bolą. Uczucie jakby mnie ktoś rozciągał na takich dawnych, bardzo często praktykowanych w średniowieczu zabawkach do torturowania ofiar. Jednak czuję że na bieżąco się regeneruje, to potęguje ból. Oczywiście, że to celowy zabieg, przecież nie mogliby mnie ot tak związać, rzucić i zostawić na pastwę losu. Podmuchem, lekkim wydechem, płytkim przede wszystkim, odgarnęłam nadmiar włosów z twarzy. Gdy się poruszyłam poczułam, że coś zimnego i metalowego pod ubraniem uderzyło o mostek. Właśnie, naszyjnik! Skuliłam głowę i spojrzałam w niewielki odstęp utworzony przed odstające ubranie od ciała. Nadal go mam, nie zerwali go z szyi. Może to i dobrze. Ciekawi mnie, co się dzieje teraz z resztą. Cicho wierzę, że nie cierpią tak ja teraz, oby. Przeszły mnie dreszcze, dostałam gęsiej skórki, zimno tutaj. Zacisnęłam pięści, lodowate palce wbijały swoje długie, twarde, ostro zakończone paznokcie w skórę. Wyprostowałam się, a najmniejsze kosteczki w kręgosłupie od kości ogonowej aż po kark strzeliły, wydając nieprzyjemny dźwięk. Te łańcuchy, kajdany, zapięcia mnie uwierają w skórę. Są ciężkie, obcisłe, chłodne, wyjątkowo mocne.
          Nagle moje zmęczone oczy zalało jasne, rażące światło. Metalowe drzwi się uchyliły do wewnątrz. Ktoś przekroczył próg. W tym samym momencie łańcuchy stały się jeszcze bardziej przykre i się zacisnęły. Mimowolnie docisnęły mnie bardzo skrupulatnie do ściany, sztywno zawisłam. Głową zostałam niewygodnie przytknięta, a szyje unieruchomiono. Za uchem dobiegł mnie jakiś trzask, a powoli moje oczy były zakrywane. Opaska na oczy… Z żelastwa? Gniecie mnie to w kości policzkowe i nos. Do tego nic nie widzę. Ale ten bijący od tego chłód jest taki kojący. Cóż za okropne ustawienie. Gorzej niż przedtem. Chociaż o własnych siłach nie muszę się trzymać, pomocne. Bez wzroku mam inne zmysły wyostrzone: słuch, dotyk, nawet węch. Ktoś się powoli i ostrożnie zbliżał do mnie. Wyczuwam nieprzyjacielski jest, podejrzany ruch powietrza, do tego przyśpieszony oddech, bez obrazu to jest straszniejsze. Postać zatrzymała się tuż przede mną, a tej wcześniejszy gest okazał się atakiem na mnie. Poczułam jak w moją lewą nogę, dokładnie w udo zostało wbite jakieś nieduże, lecz długie ostrze. Zatopiło się w ciele, ciepła krew wypłynęła dość gęsto. Znowu rany, to już nudne. Gdy długość ostrza była już zanurzona w mięśniu, wyjął jednym pociągnięciem narzędzie. Dziura zaczęła się zasklepiać, gdyż paliła mnie niemiłosiernie. Przełknęłam ślinę, trzymałam język za zębami. Wyrównywałam oddech. Drgnęłam, ale swobodny ruchów nie mam.

-Kto by pomyślał, że taki numer nam wykręci… -gość odezwał się dość dumnym tonem głosu.
-Życie, ale nie wiem co tobie da ranienie mnie, przecież i tak się zregeneruje –sarkastycznie odpowiedziałam.
-Bo jesteś plugawym demonem. Ale wiesz –przerwał. –Tortury są przyjemne –dokończył, a ostrzem tym razem przejechał mi po policzku.
Nieprzyjemne uczucie rozcinanej skóry, pieczenie, ciepła, rzadka krew, która sączyła się po twarzy, powoli brnęła w dół, po szyi. Zmarszczyłam brwi i mocno zacisnęłam usta. Zaraz to się zrośnie, tylko moment.
-Może byś się kulturalnie przedstawił? Nie zabiję przecież znając nazwisko czy widząc tylko twarz ot tak –po zasklepieniu się rany, powiedziałam.
-Ostrożności nigdy za wiele. Kto wie, czy nie potrafisz manipulować ludźmi patrząc im w oczy? Nie śmiem wątpić, skoro tak długo mydliłaś oczy wszystkim wokół –zastukał dokładnie 3 razy w metalową oprawę, którą miałam na oczach.
Echo tego stukania rozeszło się i zadzwoniło mi w uszach. Okropne. O czym on w ogóle mówi?
-Nikogo nie zmanipulowałam! Co ty możesz wiedzieć? –krzyknęłam delikatnie szamocząc się z mocowaniem. –To wy i wasza cała placówka jesteście jednym, wielkim kłamstwem, macie ukryte zamiary, nie działacie jawnie i legalnie –dodałam, przechylając głowę i imitując gest, że się na niego patrzę.
-Pyskata jesteś –krótko to skomentował po czym przyłożył mi narzędzie używane wcześniej pod gardło.
Był to nóż, odnoszę takie wrażenie, dużo nawet na to wskazuje.
-Zabiłbym cię tu i teraz, bo jesteś dla nas dużym zagrożeniem, jednak taka łatwa, cicha śmierć będzie zbyt nudna i niesatysfakcjonująca –docisnął ostrze do skóry, lecz nie wykonał żadnego gwałtownego ruchu.
-Boicie się, że taka jedna nastolatka może wam pokrzyżować jakieś plany? –ostrożnie mówiłam, aby nie zranić sobie ciała.
-Nie dość, że jesteś córką tamtej cwaniary to jeszcze masz moce demona, choć nie można jednoznacznie stwierdzić, że nim jesteś –jego ton głosu wyraźnie się obniżył i stał się bardziej podenerwowany. Zabrał nóż od gardła.
-Znałeś moją matkę? –zapytałam nagle się ożywiając, gdy przy szyi nie miałam już nic niebezpiecznego.
-A co? Tęskno ci za nią? Ojej, to straszne –odparł, po czym się zaśmiał, ironicznie.
-Co z nią zrobiliście?! –zaczęłam mocniej się szarpać, a z każdym kolejnym ruchem te łańcuchy stawiały jeszcze większy opór.
-Mogła się słuchać, a nie, bawiła się w dobrego człowieka. Ona naprawdę myślała, że z demonami wygra? Niedoczekanie –prychnął.
Z demonami? Zamyśliłam się na moment i próbowałam sobie to jakoś uporządkować. Tak, to oni stoją za jej zniknięciem na pewno.
-Była bardzo uzdolniona i silna. Do tego urodziła bliźniaki. Ludzkie dziecko i demona. Miała wybór, ale nas oszukała, jak teraz to wyszło na jaw. Jednak pojmaliśmy ciebie, więc w drogę nam już nikt nie wejdzie –zmienił temat.
-Pytałam o coś innego! –zdarłam sobie już gardło, które było suche i nadwyrężone.
-Ach, posłużyła nam jako idealna ofiara do transmutacji, dzięki niej byliśmy w stanie ulepszyć nasze zdolności jako demony i zyskaliśmy jeszcze większą moc. Takie dusze są rzadko spotykane –z zadowoleniem mówił jakby był z tego nadzwyczaj dumny i chciał się pochwalić.
Potwierdził znowu, że jest demonem i reszta tych „z góry” też nie są ludźmi. Jednak tak bez ogródek wyśpiewał co zrobili z moją matką, czy mogę w to wierzyć? Może ma na celu tylko ugaszenie mojej determinacji? Powinnam porzucić swoje plany? Poddać się w związku z tym? Nie, nie widzi mi się to. Teraz mam inne aspiracje, zakończyć ich farsę. Będę starała się wyjść im naprzeciw, nie pójdzie wszystko po ich myśli.
-Zastanawia mnie, co się stało z tamtym demonem, co ona z nim zrobiła? Na pewno nie postąpiła tak, jak miała odgórne powiedziane, bo było wiadome, że będzie kręcić –przerwał na chwilę mówienie. –Chwila, nie jesteś stuprocentowym człowiekiem ani tym samym w pełni demonem, ale jesteś jej córką… Czyżby połączyła dwie osobowości?! –krzyknął po zastanowieniu się.
Milczałam, nie ruszyłam się. Nie potwierdzę, ani nie zaprzeczę. Nie do końca tak było jak on sobie powiedział. Mama zrobiła coś, lecz on o tym wiedzieć nie musi. Chociaż ciekawi mnie, co z tym fantem zrobi teraz.
-Jeżeli tak to będziemy mieć nowy obiekt do dokładnego zbadania, jeszcze się nam przydasz… -urwał wypowiedź. –Nie. To zbyt duże ryzyko, wyczuwam od ciebie dziwną, złowrogą, niebezpieczną aurę, ale nie wyglądasz na demona mimo wszystko. Twoje moce mogą być zapieczętowane.
Uśmiechnęłam się szeroko i delikatnie wystawiłam tym samym zęby. Nie robię tego w pełni świadomie, po prostu bawi mnie to, że on głośno prowadzi monolog.
-Nie martw się, zginiesz –dodał po chwili. –Publiczna egzekucja –dokończył i zaśmiał się triumfalnie.
-Czyżby? –wtrąciłam z niedowierzaniem, lecz  w środku zaczęłam się zastanawiać co robić. –Pod publikę? Żeby pokazać jacy to wy nie jesteście sprawiedliwi i ukarzecie demona w sposób należyty?
-Bardziej by ciebie pognębić. Powiem tak; albo ty zginiesz, albo twoi bliscy, to się okaże. Sam jestem ciekaw.
-Co masz na myśli? –ochrypłym głosem odezwałam się.
-Zauważyliśmy, że ponosisz cenę za używanie alchemii przez osoby z tobą powiązane. Dlatego też, zmusimy przyjaciół do transmutacji. Padniesz szybciej z wycieńczenia w wyniku pobranej energii lub zabijesz ich, bo dokończą zakazany proces i zginą jako ludzie, oddając swą duszę i zmieniając się w demony –przybliżył usta do mojego ucha i bardzo wyraźnie mówił.
Drgnęłam, szarpnęłam głową, uderzając go czołem w twarz. Oddalił się ode mnie, a mnie zabolała czaszka. Ten ich chory pomysł, doskonale się będą bawić naszym kosztem. Nie wiem, ile wytrzymam, nie zależy to ode mnie. Zaczynam się obawiać, niepokoi mnie ta egzekucja. Jej przebieg, nie chcę ich stracić, ale też… Nie chcę umierać.
-Co jest waszym celem? –po krótkiej ciszy zabrałam głos. Mówiłam bardzo niskim tonem, bez życia.
-To demony powinny panować, być ponad wszystkim. Alchemicy nami pomiatają, lecz też się nas boją. Myślą, że gdy mają moc to są lepsi –bzdura! Demony też opanują alchemię, do tego dążymy, a to wymaga poświęceń i ofiar, stad też nasza placówka –usłyszałam dźwięk uderzającego metalu o ziemię, rzucił broń. Echo rozeszło się po pomieszczeniu.
-Dobrze się maskujecie skoro tak długo udajecie dobrych –pomyślałam chwileczkę –ludzi –z naciskiem dokończyłam.
-Demony są upadłymi aniołami, czyż nie? –zapytał mnie a po tym poczułam jak wziął do rąk kosmyk moich włosów.
-Lubię takie historyjki i bajeczki, ale do aniołów, nawet tych upadłych, wam daleko. Jeśli już mam logicznie to pojąć; zabijacie ludzi. Do tego chcecie jeszcze posiąść ludzką magię? Umiejętność, dzięki której alchemicy mogą się przed wami bronić? Nie jest to zbyt zachłanne? –zawiązała się ciekawa konwersacja.
-Ludzie są słabi, a do silnych świat należy –dziwnie odparł, plącząc moje włosy wokół swoich palców.
-Jakie to płytkie –odetchnęłam głęboko. –Zostaw mnie –stanowczo powiedziałam go niego.
-A ty po czyjej jesteś stronie? Wyjątkowy okazie, połączonym z rasy ludzkiej i demona? –sarkastycznie zwrócił uwagę na ten fakt.
-Swojej –krótko i przez zęby odparłam, gdyż nadal bawił się moimi włosami.
-Może dam ci szansę? Chcesz do nas dołączyć? Z kimś takim jak ty będziemy bardzo do przodu –zaskoczył mnie tym pytaniem.
Poruszyłam się, podniosłam głowę i zaśmiałam się głośno, przerażająco, szyderczo.
-Kpisz sobie –przerwałam sytuacyjny śmiech i zapytałam. –Szukacie we mnie sprzymierzeńca?
-Masz szansę uniknąć śmierci –zdziwiła go moja reakcja.
-Nigdy –burknęłam. –Na waszym miejscu bym się dała mnie przygarnąć, nóż w plecy gwarantowany.
-Mylisz się. Zrobilibyśmy sobie z ciebie pełnego demona, marionetkę –odpowiedział ze spokojem.
-A w takim  stanie jesteś nieszkodliwa –dodał, prawdopodobnie uderzając pięścią tuż obok mojej umiejscowionej na ścianie głowy.
Jako, że nic nie widzę to nawet nie drgnęłam. Gdyby trafił to nic by się nie stało. Ale wiadome, że specjalnie spudłował.
-Dlaczego tak się wywyższasz? –zapytałam z poirytowaniem w głosie.
-Lepiej zrób rachunek sumienia –mruknął, po czym jego głos zaczął być coraz słabszy. Drzwi się zatrzasnęły, zamki przekręciły, wyszedł. Nareszcie.
-Cóż za ironia –pod nosem rzuciłam. Ponownie łańcuchy się rozluźniły i wróciły do poprzedniego stanu. On nowa musiałam sama się trzymać, aby nie naciągać się niepotrzebnie.
Oczy mogliby mi odkryć, nie obraziłabym się za to. Kilka razy uderzyłam potylicą o ścianę, chcąc jakoś poluźnić to żelastwo. Na darmo, nie drgnęła w ogóle. Bezwładnie zawisłam  a z kącika ust zgarnęłam językiem zaschniętą krew. Słodka i metaliczna zarazem, nie smakuje mi.

           Zgiełk, wrzawa, poruszenie, krzyki, głosy, różne wyrażane emocje. Nie do końca przytomna próbowałam zorientować się w sytuacji. Nadal nic nie widzę, ciemność. Dalej skrępowana, jednak dotykałam całymi, bosymi stopami ziemi. Były razem skute. Zimna, chropowata powierzchnia, czyżby kostka brukowa? Ręce ,a, wysoko w górze spięte łańcuchami. Plecami dotykam czegoś pionowego, chłodnego i w miarę płaskiego, ale znacznie wyższego ode mnie nawet z rękami w górze. Wyprostowana stałam i nasłuchiwałam. Strzepałam włosy z twarzy, bo drapały mnie po nosie. Całkowicie odzyskałam przytomność. Zaczęłam rozumieć i wyodrębniać słowa: „Ona demonem?”, „Egzekucja!”, „Co to ma być?”, „Przecież ona nas ochraniała!”, „Nie mogę w to uwierzyć!”, „Strasznie się zapowiada”, „Kto w ogóle za tym stoi?”. Czyżby już przeszli do swojego plany? Zadygotałam. Skoro tak to muszą tu być oni! Cholera, chcę się rozejrzeć, muszę! Zaczęłam się szamotać z kajdanami. Ocierałam kośćmi o żelastwo. Bolą mnie policzki i przegroda nosowa. Chcę się tego pozbyć. Z całej siły z zaciśniętą szczęką celowo głową uderzyłam o oparcie. Skupiłam się, ale głównie skierować siłę uderzenia na tą opaskę. Pękło, strzeliło, uwolniłam oczy. Jednak też poczułam jak wbiły mi się odłamki metalu w głowę. Rany zaczęły doskwierać. Żelastwo upadło z hukiem na ziemię, a ja zmrużyłam oczy, bo światło dziennie teraz mnie okropnie krzywdziło. Jakiś czas byłam w totalnej ciemności, więc teraz zanim wzrok się przyzwyczai do jakości to trochę minie. Jedno oko miałam zamknięte, a drugie starałam się otworzyć. Jak przez mgłę widziałam tam ludzi, mundurki, mnóstwo uczniów. Znajdowałam się na środku palcu, za specjalnie wydzielonym miejscu. Zauważyłam, że byłam przybita do stalowego, jasnego krzyża, który powoli się nagrzewał od promieni słonecznych. Wokół mnie tłumy, kolory mi się zlewały ze sobą. Twarze zebranych były odmienne, tak jak słyszane przeze mnie reakcje. Otworzyłam dwoje oczu, ze skupieniem spoglądałam na otoczenie. Spostrzegłam, że w promieniu około 30 metrów ode mnie stał ojciec, Gilbert, Break, Stein i dyrektor. Byli w jednakowych szatach, czarno-granatowych tak jak barwy szkoły. Długie materiały nie powiewały, gdyż dzień był wyjątkowo bezwietrzny. Mieli kaptury lekko zaciągnięte na głowy. Nie byli w złym stanie, ale wyglądali na przybitych. Rozglądałam się teraz za Lucyferem i resztą… Przyprowadzili ich! Ochroniarze z wcześniej, pojedynczo ich ustawili przed gronem pedagogicznym. Mieli pełne mundurki, rękawiczki na dłoniach. Nie byli sponiewierani, lecz zrezygnowani. Na pewno nie przypominają mnie. Każdy z nich stanął przed jedną osobą dorosłą. Wyprostowani, niezadowoleni. Nasze oczy się spotkały. Pojawiły mi się świeczki, poczułam, że zbierają mi się łzy w kącikach. Całe szczęście, widzę ich. Ich miny ukazywały bezsilność. Firm ściskała pięści i poruszała ustami jakby chciała coś mi przekazać. Niestety, nie byłam w stanie wyłapać nic z ruchu warg. Zmierzali mnie po kolei wzrokiem, mój widok chyba ich zszokował. Nie dość, że ja tu wiszę, oni będą poddawani próbie to jeszcze nauczyciele muszą to nadzorować. Ładne przedstawienie, brawo dla tych demonów. Po chwili pojawił się ten jeden w irokezie. Również odziany w płaszcz, z mieczem srebrnym w ręku, dumnie się ukłonił. Po przywitaniu się z zebranymi, podszedł do moich przyjaciół. Odwrócił się do mnie twarzą. Podniósł ręce wraz z bronią wymierzoną we mnie.
-Moi mili, będziecie dzisiaj, tu i teraz świadkami sprawiedliwości. Egzekucji demona, który zinfiltrował naszą placówkę. Osoba, która udawała człowieka i naszego obrońcę –zaczął donośne przemawiać. ?
Prychnęłam pod nosem na te brednie. Ładnie mnie przedstawił, dobrze stara się manipulować. Tuż po tym wśród uczniów rozeszły się rozbieżne i niejednomyślnie opinie. Były za jak i przeciw.
Niepewnie rozglądałam się wokół, co się teraz stanie?


_______________________
Z opóźnieniem, słabo, ale jest. Weny brak, jest zarys, ale nie mogę nic logicznego w miarę na poziomie skompletować. Na razie taki rozdział mało ciekawy, niestety. Do kolejnego, pozdrawiam, Law! < 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystko przeżyję.