piątek, 30 listopada 2012

Rozdział XIII | Reaktywacja.

Na wstępie polecam przypomnieć sobie poprzedni rozdział.


        Pierwsza myśl: "Epicko". Trzy górne półki obładowane zeszytami różnej maści, każdy był starannie oprawiony oraz wyróżniony innym kolorem. Środek szafy, a zarazem jej najszerszą część opanowała masa wieszaków z zawieszonymi kompletami ubrań w określonych kolorach. Na samym dole leżały przybory szkolne. Kredki, kolorowe długopisy, ołówki i tym podobne. Z ciekawości ściągnęłam jedno ubranie z metalowej belki. Przy guziku na rękawie od eleganckiej czarno-czerwonej marynarki wisiała skromna karteczka. Swoją wielkością przykuła moją uwagę. Otworzyłam ją i przeczytałam następujący napis wydrukowany ozdobną czcionką: "Mundurek". Lekko nie dowierzałam, a po chwili się zirytowałam. Zaciekawiona całościowym wyglądem owego mundurka, powoli zaczęłam rozpinać srebrne guziki. Pod marynarką z logiem szkoły, w kształcie jakby krzyża, duszonego przez węża czy inne stworzenie z koroną nad głową, kryła się czarna koszula bez najmniejszego zagniecenia. Najbardziej rozczarowała mnie dolna część. Nie długa, czarno-czerwona spódniczka w kratę przypominała mi idealnie szkoły w tanich filmach. Czarne trampki za kostkę uzupełniały całość, nie zaburzając kolorystyki. Na odwrocie ściskanej prze ze mnie karteczki był drobny druczek z trzema wykrzyknikami: "Obowiązkowy!!!". Koszule lubię, do marynarek nic nie mam, ale spódnica...no proszę, mogli ją zastąpić rurkami. Od razu bym chętniej się w nim reprezentowała. Ciężką ręką odwiesiłam wieszaczek. Zamknęłam szafę. Nabrałam nagłej ochoty, by wyjść przed blok, a dokładniej na ogród tuż przy fontannie pooddychać świeżym powietrzem, porzucając na moment wszystko. Kątem okna popatrzyłam w stronę odsuniętego okna. Szybko wyciągnęłam z walizki pierwszą, lepszą bluzę i ruszyłam pod drzwi. Na paluszkach stąpałam po klatce schodowej, by nie zdradzić swojego małego wyjścia. Pociągając już za klamkę od drzwi wejściowych, odetchnęłam z ulgą. Pewnym krokiem wyszłam na zewnątrz. Skręciłam w lewo. Zastanawiałam się czy iść normalnie jak człowiek chodnikiem czy może przejść jak dzikus przez krzaki. Chodnik byłby ryzykowny, więc zaciągnęłam kaptur na głowę. Odchylałam rękoma upierdliwe gałęzie krzewów, które zaczepiały o materiał bluzy. Delikatnie się zdziwiłam. Ten okropny żywopłot krył za sobą, piękny, mały ogródek z czerwonymi różami. Widać było, że ktoś serce przykłada w pielęgnowanie ich. Nie chcąc niszczyć czyjejś ciężkiej pracy, a może nawet pasji, uważnie stawiałam kroki na dróżkę z kamieni. Róże wyglądały cudownie. Miały pięknie rozwinięte płatki, łodyżki skromne, a liście świeżego, zielonego koloru. Nieziemsko się reprezentowały w tak dziwnym miejscu. Ciągle obserwując kwiaty, w końcu przeszłam przez krzaki. Wyszłam akurat przez fontannę mieniącą się kolorami. Oczywiście bez rzucenia wzrokiem w około, bym nie przeżyła. Było wyjątkowo pusto. Garsta rodziców siedzących na drewnianych ławkach, przyglądających się swoim pociechom, które beztrosko chlapały się rozsądnie wodą. Podeszłam do marmurowego brzegu fontanny. Przetarłam powoli dłonią jej powierzchnię i podskakując, usiadłam na niej. Nachyliłam się nad krystalicznie czystą wodą. Na dnie dostrzegłam sporo monet o różnych nominałach. Jej nienaruszoną powierzchnię naruszyłam, zanurzając delikatnie opuszki lewej ręki. Woda była przyjemnie chłodna. Jakby... Nagle mnie odrzuciło w głowie. Moje źrenice znacznie się pomniejszyły. Obraz się rozmazał, nie wiedziałam co się dzieje...
    Myśli zaczęły odtwarzać jakieś urywki niby filmów. Wszystko było jak przez mgłę. Błękitne niebo z wysoko zawieszonym słoneczkiem. To miejsce, ta fontanna, mnóstwo ludzi. Jedna dziewczyna, ubrana na czarno z długimi blond włosami, wyróżniała się z tłumu. Stała w tym samym miejscu gdzie ja teraz. Tuż za nią znajdowała się wysoka, szczupła kobieta w blond lokach. Po chwili stanęła się boku małej. Zaczęła szepczec jej coś do ucha. Obie się uśmiechały. Kobieta zniżając się do poziomu córki, wręczyła jej srebrną monetę. Blondyneczka z ogromną radością w błękitnawych oczkach ścisnęła podarunek w piąstce. Uniosła głowę do góry, czekając jakby na dalszą wypowiedź mamy. 
-A teraz kochanie, pomyśl życzenie w rzuć monetę do wody. - Łagodnym głosem powiedziała kobieta. 
Mała odwróciła się od fontanny i przymknęła oczy, przykładając do ust piąstkę. 
-Chce tu jeszcze kiedyś wrócić! - Wyprostowała ręce w stawie łokciowym i zwolniła pieniądz z ucisku. 
     Usłyszałam plusk wody. Gwałtownie się zerwałam. Ten plusk wywołały dzieci po przeciwnej mi stronie. Serce biło mi jak oszalałe. Patrzyły na mnie jakby z troską w oczach. Chwiejąc się, wstałam i małymi kroczkami wracałam do domu. Przyłożyłam zimną protezę do czoła. Nie mogłam mrugnąć. Oczy pozostawały szeroko otwarte, wlepione w szary chodnik. Do tego dołączyły drgawki. Chłód bijący z otoczenia, oziębił moje ciało. Czułam się jakbym lunatykowała. Z trudem otworzyłam drzwi od mieszkania. Nie miałam już sił na dalszą wycieczkę do pokoju. Oparłam się o kawowe panele w przedpokoju i delikatnie plecami się obijając, zaczęłam kucać. Ból głowy był okropny. Podciągnęłam kolana pod brodę i zwinęłam się w kulkę. Ciężkie powieki same przykryły zmęczone oczy. Zapadłam w nieoczekiwany głęboki sen.
    Delikatny budzik...a po chwili mocny bas. Idealny kawałek na ranek: "Let The Bodies Hit The Floor". Przewróciłam się na prawy bok. Lewą ręką szukałam brzęczącego telefonu. Po kilku nieudanych trafieniach, zaczęłam coraz bardziej agresywnie miotać ręką...nadal pudła. Zazgrzytałam zębami i ułożyłam się jak do pompek. Okropny nieład na głowie i kosmyki włosów kujące w zaspane oczy, uniemożliwiały mi rozglądnięcie się. Ociężale ściągnęłam nogi z łóżka i powoli, garbiąc się wstałam. Rzuciłam wzrokiem na lewo, tam gdzie znajdował się mały, szklany stolik. To właśnie na nim, oparty o szklankę stał telefon. Chwyciłam go i nerwowo naciskałam cokolwiek, by uciszyć dzwonek. Osiągnąwszy swój cel, rzuciłam nim na łóżko. Napiłam się wody ze szklanki. Skrzywiłam się - była z cytryną. Przynajmniej mnie rozbudziła. Nagle usłyszałam dziwny krótki, lecz donośny dźwięk. Gwałtownie się obróciłam z bladą twarzą. Nie ukrywam - strach mnie obleciał. Otworzyłam przymknięte drzwi i pobiegłam do kuchni - prawdopodobnie stamtąd dochodził dźwięk. Uważnie się rozglądnęłam. Moją uwagę przykuł niesamowity zapach. Skąd? Przyuważyłam, że na szafce z czegoś wydostawała się delikatna para. Podeszłam do blatu. Ta para była od zagotowanej wody w czajniku. Tuż obok niego stał mój ulubiony kubek z kotkiem i w środku nasypaną kawą rozpuszczalną. Nawet łyżeczka była taka jak trzeba. Oprzytomniałam. Jakim cudem?! To wszystko? Prawdę mówiąc nie wiedziałam co się dzieje. Z zamyślenia oparłam głowę o chłodną szafkę. Poczułam dziwne ciepło w lewą rękę. Ciepło szybko zamieniło się w okropne gorąc. Odruchowo zabrałam rękę i się odwróciłam. Podmuchałam ją. Przyłożyłam dłoń do gorącego tostera z dwiema zapieczonymi kanapkami z serem i szynką. Kiedy?! Jak, kto?! Takie tylko myśli krążyły mi po głowie. Zrobiło się cicho. Zachodziłam w głowę, co się tu wyprawia? Raczej niemożliwym jest bym wektorami kierowała podświadomie lub nawet we śnie. Bałam się jak nigdy. Niby wyczuwałam czyjąś obecność, ale od wczoraj tłumaczyłam to sobie, że to tylko moje wektory. Ponownie przyłożyłam czoło do szafki nad nagrzanym i buchającym ciepłem tosterem. Westchnęłam, zamykając oczy. Chciałam na moment o wszystkim zapomnieć.Usłyszałam nagły trzask drzwi, któremu wtórował donośny krzyk. 
-Gotowa?! - Zakrzyknęła Firm przekraczając próg kuchni. 
Nastraszyłam się przez co z hukiem uderzyłam o wyżej powieszoną szafkę z zawieszonymi sztućcami. Większość z nich pospadała, zrywając się z haczyków. 
-Aaa tsts... - Wymamrotałam przez zęby, głaszcząc się pod głowie. 
-Gdybym wiedziała, że masz takiego stracha, zapukałabym... - Pół śmiechem powiedziała Firm rozglądając się. - Strasznie jesteś blada...i od kiedy robisz sobie śniadania? -Cicho dodała. 



------------------------
Szok, napisałam. Zapewne nudne jak flaki z olejem, zdaje sobie z tego sprawę. Na wstępie mówię, nie obiecuję, że rozdziały będą równo co tydzień, mogą być nawet co dwa. Mam coraz mniej czasu na wszystko. Przepraszam za błędy. Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam, Law. :))

2 komentarze:

  1. Napisałaś! No, wreszcie :) Nie jest wcale nudne. Ale wybacz bo nie wiem czy zrozumiałam cokolwiek tego co przeczytałam. Jestem dziś jakaś nierozgarnięta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, nie jesteś sama. :) Ja jak to pisałam to tak mi się spać chciało, że już nawet nie zwracałam uwagi co piszę. :)

      Usuń

Wszystko przeżyję.