piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział XIV

-Ano... - Ciągnęłam, wymyślając wymówkę. - Tosta? - Z wymuszonym uśmiechem od ucha do ucha, wyciągnęłam do niej talerz z jeszcze ciepłym chlebem, na którym roztopionym ser żółty spływał na naczynie. 
-Podziękuje, a ty się lepiej zbieraj, bo nie chcemy się spóźnić w pierwszy dzień. -Odwróciła się i pomaszerowała w stronę wyjścia. 
-Taaak i mówi to ta co w poprzedniej szkole opuszczała pierwsze lekcje. -Obróciłam oczami odkładając talerz na szklany stół.
-Słyszałam! -Krzyknęła, a po chwili zatrzasnęły się za nią drzwi. 
-Za głośno myślę. -Poszłam do pokoju, by wyciągnąć ubranie i znaleźć prostownicę. Otworzyłam szafę i rzucając wzrokiem po wieszakach, rozmyślałam. Nie ubiorę przecież spódnicy, bo...nie. Konstruktywny argument na wszystko. Wyciągnęłam ładnie złożone w kostkę, czarne rurki, moim zdaniem w miarę eleganckie. Przynajmniej nie poprzecierane. Z prostownicą pobiegłam do łazienki. Wcześniej się jej nie przyglądałam. Myślałam, że będzie taka zwykła szara, ale się myliłam. Wyłożona była błękitnymi, kwadratowymi kafelkami. Na ścianie po lewej stronie drzwi, wisiało ogromne lustro, w którym można się przejrzeć od stóp do głów. Tuż obok niego był przymocowany no wysokości mojego brzucha, błękitna umywalka w kształcie łezki. Za dziwną umywalką stała biała komoda z kilkoma szufladami. Pod przeciwną ścianą stała ogromna, biała wanna ozdobiona błękitnymi kryształkami. W kącie stał prysznic. Obudowany, szczelnie zamykany, lekko prześwitujący. Ogółem...łazienka jak w hotelu 5-cio gwiazdkowym. Po lekkim szoku, w podskokach zaciągałam spodnie na tyłek. Zaczęłam szybko myc zęby. Szorując je energicznie, zatapiałam się we własnych myślach. Pustym, naćpanym wzrokiem patrzyłam w swoje nędzne odbicie. Do glinianego kubeczka, który stał na komodzie, nalałam ciepłej wody z kranu, by przepłukać usta. Wzięłam łyk i odruchowo połknęłam przypominając sobie wczorajsze niby wspomnienia. Zaczęłam litrami napełniać usta wodą z bieżącego strumienia, by zapić okropny posmak pasty. Po porządnym, bezsensownym napełnieniu żołądka płynem, poszłam ubierać górną część mundurka. Przechodząc przez kuchnię, nie mogłam się oprzeć magicznemu śniadaniu.
Tost wygrał. Podbiegłam do stołu i wpakowałam go do gęby. Następnie podreptałam prostować grzywkę. Mimo iż nie jadłam nigdy śniadań, ten tost wyjątkowo mi smakował. Skończywszy się nim delektować, poleciałam po spakowany wcześniej plecak i z kluczem w ręce, wyszłam. Zamykając za sobą drzwi, chusteczką wycierałam, lekko tłuste usta. Gdy się obróciłam, zobaczyłam całą piątkę przed sobą. Każdy poważny, przyodziany w mundurek. Komicznie to wyglądało. 
-A spódniczka gdzie? -Podejrzanie zapytał Naye, robiąc chytrą minę. 
-W szkole się na inne napatrzysz. Powinno ci to wystarczyć. -Poprawiając plecak, lekceważąco odpowiedziałam.
-No ty chyba sobie jaja robisz! -Gniewnie wybuchła krzykiem Dzinks, uderzając Nate'a, czarną, ozdobioną agrafkami torbą.
-No tak, żartowałem tylko! To bolało! -Broniąc się, tłumaczył.
-Chodźmy...Trampki muszę jak najszybciej rozchodzić. -Wychodząc naprzód, mruknęłam.
     Wyszliśmy z bloku i prostym chodnikiem podążaliśmy do szkoły. Okoliczne krzaki na wykoszonych trawnikach były równiutko przycięte. Kwiaty nie rosły 'dziko', wręcz przeciwnie, były jakby posortowane kolorami i posadzone w symetryczne koła. Nie byliśmy jedyną grupką, która 'wyszła za pięć dwunasta'. Po różnych stronach ulic, szli uczniowie tej szkoły w tych charakterystycznych mundurkach. Szłam tuż za resztą, wlepiając wzrok w szarą ścieżkę. Oni prowadzili żywą dyskusję, a ja dreptałam cichutko, nie słuchając ich. Znaleźliśmy się pod chwili pod murami szkoły. Była ogromna! Składała się z jednego, największego budynku, który piął się wysoko ku górze. Po obu jego stronach były dwa równie duże budynki. Do głównych drzwi wejściowych, prowadziły kamiennie schody i dość niskich stopniach. Budynek otaczał mały ogród, który w sobie krył mnóstwo ławek. Idealnie miejsce do spędzania przerw. Ogółem ta szkoła nie była szara i bez wyrazu. Z zewnątrz była w jasnych, pastelowych kolorach, ciekawił mnie środek. Gdy tak jeszcze stałam, patrząc w około, reszta poszła do przodu. Dopiero, gdy się zorientowałam, że jestem mały kawałek z tyłu, a stałam jeszcze w bramie, przyśpieszyłam kroku. Oni czekali na mnie na schodach. Było mnóstwo ludzi, w końcu szkoła. Z opuszczoną głową, jak najszybciej starałam się przemknąć między nimi niezauważona. Na szczęście, nikt nie zwracał na mnie większej uwagi. 
-Law, chodź! Budki z kawą poszukasz później! -Odwracając się w moją stronę, krzyknęła Firm. 
      Wtedy, uwaga tych wszystkich uczniów, skupiła się na mojej niewinnej osobie. Rozumiem, nowa twarz, ale żeby tak się chamsko patrzeć i komentować? Ich miny były straszne. Już po nich sądziłam, że nie są przyjaźnie nastawieni. Zacisnęłam zęby i podbiegłam do przyjaciół. 
Szybko weszłam do szkoły i gdy Edward zamknął za nami drzwi, odetchnęłam z ulgą, opierając się o chłodną blado-żółtą ścianę z wielkim znakiem nakazu wyciszenia komórki. 
-Widzieliście to?! Patrzyli na Law jakby chcieli ją zabić, a co najmniej poderznąć gardło! -Z lekkim szokiem mieszanym ze zdenerwowaniem a zarazem podekscytowaniem powiedziała Dzinks. Z zapałem w oczach, oglądała to co się dzieje za szybą. 
-To było straszne...-Wymamrotałam, przypominając sobie w myślach ich okropne twarze. 
Staliśmy jeszcze przez moment w zamyśleniu. Każdy z nas snuł swoją nieprawdopodobną teorię, która by wyjaśniała zaistniałą sytuację.
-Dzień dobry! Jesteście nawet przed czasem! Jakich mam dobrych uczniów. -Ktoś za nami radośnie wykrzykiwał. 
Odwróciliśmy się gwałtownie. Przedwcześnie stwierdziłam, że zdumienie dzisiaj z naszych twarzy nie zejdzie. Przed naszymi oczami, ukazał się wysoki, szczupły mężczyzna w czarno-fioletowych włosach, który wystawały spod czarnego, ogromnego kapelusza, przyozdobionego czarnymi krzyżami. Ubrany był w fioletową, skórzaną marynarkę i czarne również skórzane spodnie, który były szerokie na biodrach. Do zestawu był czarne lakierki z fioletowymi szpicami. Na dłoniach godnie reprezentowały się złote pierścienie z fioletowymi kryształami. Po tym już można stwierdzić - ubóstwia kolor fioletowy z połączeniu z czernią.
Nikt z nasze grupki nie wydał nawet najmniejszego chrząknięcia. Przemilczaliśmy komentarze. Staliśmy ze wzrokiem wlepionym w jego osobę. 
-Aj, nie przedstawiłem się i na dodatek tak nagle na was naskoczyłem. Nazywam się Kevin Pheles, jestem dyrektorem tej wspaniałej szkoły! Witajcie w Alchemist School! -Rozkładają dumnie ręce do doku, wesoło pokrzykiwał. 
-Dzień-dzień dobry...-Jąkając się wymamrotała nieświadomie Dzinks. 
-Nie tak oficjalne, bo czuje się staro. -Uśmiechnął się. -Nie stójmy tak w drzwiach, chodźmy do mojego gabinetu. -Odwrócił się i zaczął iść. Dopiero po chwili ruszyliśmy za nim. 
-Oprowadzaniem zajmiemy się później, najpierw załatwimy ważniejsze rzeczy. -Nie schodząc z miłego tonu, otworzył drzwi od swojego gabinetu z wielkim napisałem: "Dyrektor - Kevin Pheles". Zostawił je szeroko otwarte, zapraszając nas do środka. Wnętrze nie było bardzo zawalone tak jak to była w przeciętnych gabinetach. Po środku białego pokoju, stało biurko, a na nim panował porządek - rzadko spotykany. Za biurkiem stało kilka regałów z kilkunastoma segregatorami. Pod ścianą po naszej lewej stronie stała komoda z ekspresem do kawy oraz z z kilkoma kubkami z obrazkami...kotów. Przed biurkiem, zamiast twardego krzesła dla gości, stała wielka kanapa w kolorze fioletowym, czemu mnie to nie zdziwiło? 
-Rozgośćcie się i usiądźcie wygodnie. -Wskazując ręką na kanapkę, usiadł na swoim czarnym fotelu. 
-Wydaje mi się, że się mnie boicie. Sądzę tak po waszych minach. -Popatrzył nam w oczy. 
-T-to nie tak. Po prostu to miejsce jest dla nas nowością. -Odezwała się niepewnie Firm. 
-Tak? Mam nadzieję, że taka zmiana wyjdzie wam na dobre. -Wziął do rąk kilka kartek. 
-Elizabeth Clark, Rita Delaney, Caroline Ross, Nate River, Edward Elric i Isabell Lawrence. -Wymienił nasze nazwiska tak jak siedzieliśmy. Po chwili uniósł wzrok nad kartki i popatrzył na mnie z trochę zdziwioną miną. Potem na kartkę i znowu na mnie. I powtórzył to jeszcze raz. 
-Coś nie tak? -Niskim głosem zapytałam, przerywając niezręczną ciszę. 
-Ach, przepraszam! Po prostu nie pasujesz mi do opisu na kartce. -Jedną z nich odwrócił w naszą stronę. -Te kartki to takie jakby wasze mini CV. Mam tutaj wasze zdjęcia, daty urodzenia, miejsca, inne dane, zainteresowania, osiągnięcia, wady, zalety i cechy charakteru i takie tam mniej ważne, ale ciekawe. 
Popatrzyliśmy na niego z niepokojem. Skąd on miał takie dane? Przeraziliśmy się, a mi przypominał on trochę jakiegoś psychopatę. 
-I właśnie tutaj mam napisane, że na co dzień chodzisz w glanach, porozdzieranych, ciemnych spodniach i szerokich koszulkach z ulubionymi zespołami. -Kontynuując, spojrzał na mnie od stóp do głów. 
Osłupiałam. Dlaczego akurat mnie się przyczepił? 
-W końcu to szkoła, a szkoła jak każda inna, ma swoje zasady. A ja jako człowiek mam swoją kulturę i przestrzegam regulaminów...Jak tylko daję radę. -Nieśmiało tłumaczyłam. 
-Delikatnie je łamiesz, ale nie przeszkadza mi to, nie ja wymyślałem te zasady. -Wesoło powiedział, odkładając kartki. 
Nic już nie dopowiedziałam. Odwróciłam głowę z stronę okna i wpatrywałam się w krajobraz. 
-Tutaj macie swoje identyfikatory. -Nagle zmienił temat i wyciągnął z szuflady stosik plastikowych kart.
Wstaliśmy i wzięliśmy je. Zawierały tylko imię, nazwisko, małą miniaturkę zdjęcia legitymacyjnego i jakiś numer. 

-Przez pierwsze dni, musicie je mieć przy sobie, najlepiej w kieszeni, której najczęściej używacie. Niektórzy ze starszych klas mogą was zaczepiać i brać za intruzów, więc wtedy musicie się wylegitymować. -Popił kawę z kubka z niebieskookim kotkiem. 
-To o której i gdzie zaczynami lekcje? - Z lekkim zniecierpliwieniem zapytał Nate. 
   Nie doczekał się odpowiedzi, bo za naszymi plecami usłyszeliśmy otwierające się drzwi. 
Odwróciliśmy się, naturalnie wyczekując kolejnej niespodzianki. Ujrzeliśmy wysokiego, młodego mężczyznę, ubranego w czarny garnitur. Jego czarne, dłuższe włosy, połyskiwały w promieniach słońca Jego jasna cera dodawała mu mrocznego akcentu. Stał wyprostowany  rękoma wzdłuż ciała. Po chwili ukłonił się, wyciągając dłonie w białych, jedwabnych rękawiczkach do przodu. 
-Dzień dobry, panie dyrektorze. -Łagodnym głosem i szerokim uśmiechem powiedział, prostując się i otwierając oczy.
Gdy mu się przyjrzałam, dostrzegłam, że jego tęczówki są...krwistoczerwone! Zbieg okoliczności, czy może specjalne soczewki? Nie mogłam teraz wyciągać pochopnych wniosków. Spokojnie, nie dając nic po sobie poznać, siedziałam.
-Witam, witam. Chyba wywarł pan na nich dobre pierwsze wrażenie, panie Sebastianie. -Powiedział dyrektor wstając i podchodząc do niego. 
-Mam taką nadzieję. -Jego uśmiech nie schodził ze smukłej twarzy...


-------------
Łaaa, kolejny rozdział za nami. Jak zwykle - przepraszam za błędy, ale pisanie w nocy nie wychodzi mi na dobre, a weekend mam zawalony nauką i nadrabianiem zaległości w szkole. Postanowiłam, że jednak rozdziały będą co dwa tygodnie, ale jeśli znajdę czas to będę pisać co tydzień. :) Akcja praktycznie teraz się będzie rozwijać...znaczy, postaram się o to. Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam, Law. :)

15 komentarzy:

  1. Nowy nagłówek? Też z Lucy jak widzę ^^ Jaka fajna szkoła. Pana dyrektora wzorowałaś może na....niech pomyślę....Mephisto z AnE? Jaka ja domyślna i mądra ^^ Zabawnie jest patrzeć na te nawiązania do różnych serii :D szkoda tylko że tak łatwo je znaleźć- mniej zabawy. Fajny rozdział. A tak w ogóle to co u ciebie/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieeem, jestem mało oryginalna. Nic nie poradzę. Ano, tak mnie podczas choroby natchnęło na nowy nagłówek. Lucy musi być, mam sentyment do tego anime. (: Prawda, dyrektor wzorowany na Mephisto, ale delikatnie zmieniony, ale nie wszyscy moi znajomi oglądają anime, więc im to nie przeszkadza. :) A dzięki, że pytasz co u mnie. Na chwile obecną jest beznadziejnie, mam okropne zaległości w szkole i wszystko muszę nadrobić przed świętami...Ogółem mam dość. :) A co tam słychać u Ciebie?

      Usuń
    2. Ja....huh.... właściwie to się lenie, marudzę że mam złe oceny (ale nie sięgnę po książki ;___; zbyt leniwa), bawię się UTAU i rysuję. nic ciekawego. Czemu masz takie zaległości? Choroba?

      Usuń
    3. Oj tak, dopadło mnie przed mikołajkami i trzymało do końca tego tygodnia. Grypa to jednak nie przelewki. Ja z ocenami nie mam problemu. Uczę się w miarę dobrze, a w domu nikt mnie nie zmusza do nauki, wręcz przeciwnie, babcia mi czasami mówi, żebym jakąś jedynkę przyniosła. ;)

      Usuń
    4. U mnie raczej troszkę na odwrót. Średnia na semestr wyjdzie pewne tak koło 3,70-3,80. Nie jestem zadowolona, a mój tata tym bardziej. Mam nadzieję że już ci lepiej i że szybko nadrobisz ^^

      Usuń
    5. Dzięki za troskę. ^^ Taak, wreszcie wyzdrowiałam, znaczy...czasami tam katarek czy kaszelek wyjdzie, ale to tylko chwilowo. :D U mnie na semestr pewnie będzie coś koło 4.80, wyższej średniej nie oczekuję, ale kto wie. :)

      Usuń
    6. Boże 4.80....dla mnie to nieosiągalne marzenie. Może gdybym zaczęła się uczyć....niestety jestem bardzo leniwa. Potrzebuję motywacji. Jak ludzie z taką średnią to robią?

      Usuń
    7. Czy ja wiem. :D Ja się uczę dla siebie, bo chce mieć jakąś satysfakcję z tego i nie żałować zmarnowanego czasu w szkole. 4.80 to u mnie minimum, na koniec roku zawsze mam 5.00. :)

      Usuń
  2. Jezu....chyba sie dzis pouczę chemii ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciekawe i wciągające , czyli takie , jakie lubię . : 3

      mam tylko takie pytanie , kto prowadzi bloga ?
      bo ten rozdział napisała Ann , a tamten Lawliet , czyżbyście razem pisały ? ^^

      czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością . c:

      Kasumi . ♥

      Usuń
    2. Nie nie- wszystko pisze Lawliet :D

      Usuń
    3. Ach, nie, nie. ^^
      Ja prowadzę bloga i sama piszę rozdziały, Ann jest moją wierną komentatorką. ^^

      Usuń
    4. Tak poza tym, dziękuje za komentarz i za to, że zaglądnęłaś na mojego bloga. :)

      Usuń
    5. ahaaam . c:
      nie ma za co , podoba mi się to opowiadanie . ^^

      Usuń

Wszystko przeżyję.