piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział XV

[...]Wymieniliśmy się spojrzeniami. Ja definitywnie miałam dość na dzisiaj wrażeń. I byłam pewna, że nie zdziwiłby mnie nawet tygrys, pofarbowany na różowo, ubrany w zieloną, poliestrową sukienkę i na stopach miałby żółte baleriny zawiązane pod samą szyję i do tego uczący matematyki w tej szkole. Ta szkoła ogólnie jest dziwna. W sumie...ja też jestem tą 'inną', więc idealna dla mnie. Snując swoje bezmyślne, wewnętrzne monologi, siedziałam wlepiając wzrok w fioletowy dywanik. Po chwili spostrzegłam, że nikt obok mnie nie siedzi, zrobiło się dziwnie luźno. Zapadła cisza, którą zakłócały krótkie, częste chichoty Dzinks. Odwróciłam się i niespodziewanie zastraszyłam. Zagryzłam wargi, by nie przeklnąc głośno.
-Nie wyspała się panienka? - Z uśmiechem zapytał ów pan Sebastian, będąc w małej, bardzo małej odległości od mojej twarzy.
-Patrzył mi w oczy. Mimo, że był pogodny, wydawał się przerażający. Pobladłam. Wytrzeszczyłam swoje szaro-niebieskie oczęta. Stałam jak wryta.
-Przepraszam! - Z paniką w głosie, krzyknęłam, pochylając głowę w dół. Szybko się wyprostowałam i podbiegłam do reszty, która była już w progu.
-Mam nadzieję, że spodoba wam się w szkole! - Powiedział, nadal się uśmiechając.
-Zobaczymy...- Pod nosem mruknęłam idąc tuż koło Edwarda, na końcu grupy. -Um, gdzie idziemy? -Zapytałam, szepcząc mu do ucha.
-Naprawdę coś dzisiaj z tobą nie tak. -Zrobił zmartwioną minę. -Teraz idziemy na nasze niby lekcje.
-Już? -Delikatnie się zdziwiłam. -A co z tym całym zwiedzaniem? Jak my się tu odnajdziemy?! -Niechcacy, trochę głośniej zapytałam.
-Nie martwcie się o to. Tuż po przedstawieniu się kolegom i koleżankom, ktoś z nauczycieli was oprowadzi. -Wesoło oznajmił dyrektor, delikatnie skręcając głowę w naszą stronę.
Nie powiem, słuch ma dobry albo te ściany mają uszy. Szliśmy długim korytarzem. Duże okna, od stóp do sufitu w stylu barokowym, wpuszczały ogromną ilość światła. Do tego jasne ściany...Ewidentnie dla mnie za jasno. Stąpałam delikatnie po lakierowanym, brzozowym parkiecie. Dosłyszalne były słabe, ciche jęki drewna. Czułam się dziwnie. Jakbym na bank kiedyś tutaj była, przechadzała się, choć to niemożliwe. Zazwyczaj w całkiem nowym dla mnie miejscu, odczuwam lekkie podekscytowanie, niepewność, delikatną euforię. A tutaj? Teraz idąc nic nie czuję. Ot, wielki budynek, do którego będzie mi dane uczęszczac codziennie, w godzinach porannym, najpewniej w kiepskim humorze, kształcić się intelektualnie i najprawdopodobniej doprowadzac nauczycieli do kiepskiego stanu psychicznego. W ręce ściskałam swoją legitymację z okropnym zdjęciem. Paznokciami zaczęłam szczerbić jego równiutkie, plastikowe końce.
-Gotowi? Bo ja chcę jak najszybciej pochwalić się nowymi zdobyczami. -Chwycił mosiężne klamki od metalowych drzwi.
Podniosłam głowę i przymknęłam delikatnie oczy. Światło łaskotało mnie po źrenicach.
Po chwili wycofałam się na sam koniec i starałam się iść jak najwolniej. Przekroczyliśmy próg, nawet ja. Nie ominęło mnie to. Dyrektor podszedł do wysokiego, szczupłego mężczyzny, ubranego w długi, biały fartuch. Przypominał ten szpitalny, pomijając fakt, że był nadzwyczaj pozszywany agrafkami. Dziwiłam się, że w ogóle ten fartuszek się nie rozpada ze względu na taką ilość ściegów, w dodatku jeden na drugim. Jego smukłe nogi świetnie eksponowały rurko podobne spodnie w ciemnoszarym kolorze i również pozadzieranych. Buty już nie były tak wyjątkowe. Zwykłe, ciemne adidasy nie robiły wrażenia. Byłam ciekawa jego twarzy. Pech chciał, że stał do nas plecami, gdyż prowadził cichą konwersację z dyrektorem. Zza pleców Edwarda rozglądałam się po dużej sali. Ławki nie były rozstawione jak w normalnej szkole. W sumie, to nie przypominało normalnych ławek. Były to ogromne, drewniane ławy, które pięły się ku górze. Przypominały te takie typowo sejmowe, lecz na każdym siedzeniu nie było mega wypasionego tabletu z włączonym super, fajnym pasjansem.
   Na pierwszy rzut oka, klasa wydawała się liczna. Możliwe, że wcale taka nie była, bo dla mnie 20 osób to już masakra. Uczniowie siedzieli z lekko zmieszanymi minami. Gdzieniegdzie pary psiapsiółek szeptały sobie ploteczki lub komentrze na nasz temat. Większość dziewczyn sprawiała wrażenie sweet dziewczynek - typowym plastików. Chłopców nie było dużo. Wydawało mi się, że jest ich mniej niż żeńskiej części. Po chwili straszny nauczycieli dyrektor odwrócili się do nas twarzami. Od prostokątnych szkiełek biły promienie słoneczne. Jego szare tęczówki i zimny wzrok, zmierzyły nas od stóp do głów. Blada, smukła twarz była obojętna, nie ukazywała żadnej emocji. Dumnie poprawił dłonią swoje szaro-siwe włosy. Odwrócił się do klasy.
-Ta grupa nieśmiałych osób to od dzisiaj uczniowie naszej szkoły i członkowie tej klasy. - Z szyderczym uśmiechem powiedział.
-Bądźcie dla nich mili, a ja się żegnam. -Dodał dyrektor po czym wyszedł.
Lekko się zdezorientowaliśmy. Nie chcieliśmy zostawać z tym wariatem w klasie. Nieuważnie się cofnęliśmy.
-Chodźcie bliżej, chcę zobaczyć dokładniej wasze buźki. -Kątem oka na nas spoglądał i wskazywał ręką na miejsce koło biurka.
Powoli podeszliśmy do niego. Stanęliśmy przed czarną tablicą, zajmującą całą ścianę.  Staliśmy jeden koło drugiego. Oczywiście, ja kończyłam 'wężyk' i zajęłam miejsce najbliższe drogi ucieczki. Tak na wszelki wypadek. Nigdy nic nie wiadomo. -Czuję się jak w pierwszej klasie...tylko wtedy miałam jeszcze łzy w oczach. -Cicho szepnęłam.
-Moglibyście się przedstawić.? -Chrząknął i odsunął się na bok.
   Na pierwszy ogień wystawiliśmy Firm. Zagotowało się w niej, bo jak zwykle ona musi wszystko robić. Ja niewinnie przysłuchiwałam jak się im głosik łamie z nerwów podczas mówienia. Chwila minęła.
-A ty? -Poaptrzył na mnie nauczyciel, jakby chciał mnie zachęcić siłą do jedzenia. 
-Lawrence. -Cicho rzuciłam bez zbędnego gadania. Po chwili w klasie zrobiło się małe poruszenie. Tym razem wszyscy wymieniali między sobą zdania. Niektórzy patrzyli na mnie z jakby obrzydzeniem, a wyjątki z przerażeniem w oczach i starali się odwrócić od siebie uwagę.
-Jak myślisz, o co im chodzi. -Szturchnęła mnie w kościste ramię Firm, ściszonym głosem zapytała.
-Ja nie myślę, to po pierwsze. Po drugie, nie chcę nic o tym wiedziec, bo się zdenerwuje i pożałują tego. -Odsunęłam się z nią jakby na stronę.
-Co to ma znaczyć?! Uspokójcie się! Po lekcji jest czas na pogawędki. -Podniósł głos, widocznie zdenerwowany zaistniałą sytuację. -Zajmijcie miejsca. Ostatnie ławki są wolne. -Zwrócił się do nas już spokojny.
Tym razem jako pierwsza ruszyłam w stronę upatrzonego dla siebie miejsca. Była to ława najdalej wysunięta i miała najlepszy widok za okno. Miałam przeczucie, że Firm i Dzinks już szykują na mnie napad, bo one też tak prawdopodobnie wlepiały wzrok. Jak się zdenerwują to są straszne. Czułam ich oddech na szyi.
-Eee, ładna dzisiaj pogoda... - Z uśmiechem powiedziałam, odwracając się do nich. Plecak zsunęłam z pleców i trzymałam w rękach za sobą.
-Ja tam siedzę! -Firm i Dzinks krzyknęły równocześnie i szybko podbiegły kawałek dalej.
-Nie, bo ja! -Rzuciłam swoim lekkim plecakiem, który idalnie ułożył się na drewnianej ławeczce.
-Żadna z was tu nie będzie siedzieć. -Nate zrzucił mój plecak na ziemię i pokręcił głową.
-Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, powiadasz? -Edward usiadł koło niego na moim miejscu, wystawiając mi język.
Dając za wygraną, udiadłam zaraz obok Edwarda. Za mną siadły Dzinks, Firm i Bel. Rozglądnęłam się po klasie, inni zaczęli się już pakować. Czyżby tak długo się kłóciliśmy o miejsce?
-Hej, co teraz mamy?! -Zakrzyknął Nate za ostatnią dziewczyną, która wychodziła z klasy.
-Teraz mamy długą przerwę. Trwa 20 minut. Tuż po niej jest godzina wychowawcza. -Odwróciła się na moment i popatrzyła na mnie.
-Ale gdzie?! -Wstał, by iść ją jeszcze zatrzymać. Niestety, przyśpieszyła i uciekła. 

-Podryw ci nie wyszedł. -Powiedział Edward, klepiąc go po plecach. -Wszyscy się tu dziwnie zachowują. -Tym razem poważnie oznajmił wychodząc na korytarz.
-Dopiero teraz to stwierdzasz? -Sarkastycznie na bąknął Nate podążając za nim.
Nagle zaburczało mi głośno w brzuchu. Rękoma oplętłam go robiąc niesmaczną minę. -Ano...przerwa jest, chodźmy poszukać jakiejś budki z jedzonkiem. -Nieśmiało zapytałam.
-Racja, też bym zjadła jakiegoś batonika. -Podeszłą do mnie Firm i razem poszłyśmy na zewnątrz.
Dzinks i Bel szły tym razem najwolniej i przeglądały w komórkach allegro. Norma. Edward i Nate komentowali...Nie, Nate komentował dziewczyny, a bezradny Edward przytakiwał.
     Na ławkach siedziało mnóstwo ludzi. Przechodząc obok nich, patrzyli się na mnie i szeptali komentarze, ale nie robili już takich min jak przy pierwszym spotkaniu. Po chwili zapomniałam o nich, a oczy mi się zaświeciły, gdy zobaczyłam w oddali małą budkę. Podbiegłam do niej, zostawiając zdezorientowaną Firm w tyle. Wyciągnęłam piątaka z kieszeni. Z ulgą nacisnęłam mały guzik, który spowodował wyrzucenie mojego upragnionego wielkiego batonika, oblanego białą czekoladą. Szybko, niezgrabnie go otworzyłam i ugryzłam. Taak, cukier, tego mi było trzeba było. Firm do mnie dołączyła, lecz wybrała czipsy o smaku chili. A potem będzie jęczec, że ostre. Jeśli myślała, że mnie zniechęci do jedzenia ich to się myliła, sama będzie cierpiec. Usiadłyśmy na chłodnym murku po turecku i zajadałyśmy. Tak nam minęła przerwa.
    Wróciłyśmy do klasy jako ostatnie. Wszyscy już siedzieli na miejscach. Jak nigdy nic poszłyśmy na swoje siedzenia. Mijałam już ostatnią obcą mi dziewczynę. W chwili, gdy przeszłam usłyszałam od niej:
-A za chwilę będziesz się wymądrzała...
Zdziwiona, odwróciłam się do niej, by upewnic się, że do mnie mówiła. Kilka osób już śledziło sytuację, a ona siedziała zadowolona. Przemilczałam komentarz. Chciałam isc już siadac, gdy ktoś wszedł do klasy i zakmnął za sobą drzwi.
-Dzień dobry...-Usłyszałam bardzo znajomy mi męski głos...



------
Przepraszam od razu na błędy! Blogger coś świruje, ucinał mi tekst, przestawał pisać...masakra. Ogarnęłam to jak tylko mogłam. Rozdział taki sobie, wiem, ale chciałam jeszcze nie zdradzać ciągu dalszego, za szybko. :D Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam, Law! :)

5 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o jedzenie- tez tak robię,staram się wybierać te przekąski których nie lubią znajomi XD Teraz czas na "Pana Sebastiana"? :3 Typowy pierwszy dzień :) Dość krótki rozdzialik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótki, bo święta. Btw, pisałam, że blogger świrował. Możliwe, że coś poucinało, ale następny postaram się by był dłuższy! :)

      Usuń
  2. lubięlubięlubięlubię. ;3
    ciekawi mnie ta dziewczyna, która mówiła o tym, że Lawrence będzie się wymądrzała. c:
    podobają mi się opisy w tym rozdziale. ^^
    no to, czekam na następny post. :3

    OdpowiedzUsuń

Wszystko przeżyję.