sobota, 9 lutego 2013

Rozdział XVIII



-Dzięki Bogu. –Usłyszałam głośny, zrozpaczony głos ojca. Po chwili z całej siły mnie przytulił w progu i ścisnął ile tylko dał radę.
Nie przeszkadzało mi nawet to, że ledwo mogłam oddychać, a jego kości wrzynały mi się bezlitośnie w moje zwiotczałe mięśnie. Poczułam ciepłe łzy na ramionach, które przesiąkały przez materiał zniszczonej już marynarki. Zdziwiłam się, że uronił łzy. Niestety, moje miękkie serce nie wytrzymało i również oczy zaczęły mi się obficie pocić. Skryłam twarz pod niepoukładanymi włosami.
-Prze-Przepraszam. –Jąkając się wykrztusiłam, próbując uwolnić się z objęcia, bo moje wstrzymywanie powietrza osiągnęło ultimatum.
-Och, wybacz, ale okropnie się zamartwiałem. –Pośpiesznie powiedział rozluźniając mięśnie i odstawiając mnie na miejsce. Popatrzył na mnie z ogromnym uśmiechem, którego długo nie wiedziałam. Po momencie wyjrzał zza progu na korytarz. Uśmiechnął się również do reszty, ocierając łzy.
-I wam również dziękuję. Ja nie odważyłem się do niej później podejść, a wy wręcz przeciwnie. –Gestem dłoni zaprosił ich do środka.
-Nawet gdyby nie chciała przyjść dobrowolnie, zmusilibyśmy ją siłą. –Dodał Edward wchodząc jako ostatni i zamykając drzwi.
Rozejrzałam się wokoło. W pokoju nie było nikogo prócz nas. Obróciłam się ponownie, by się upewnić.
-Chodźcie do pokoju obok. –Tato otworzył czarne drzwi, których wcześniej nie widzieliśmy jak byliśmy tutaj rano. Zdziwiliśmy się. Ciekawe, ile jeszcze takich niespodzianek tu mają.
-To sekretny pokój, w którym ściany jak i drzwi są dźwiękoszczelne. Odbywają się w nim przeróżne, poważniejsze rozmowy między pracownikami tej szkoły. Podobne odbędą się teraz. –Z delikatną powagą w głosie, tłumaczył idąc coraz dalej.
Znowu poczułam niekomfortowy ucisk w gardle i kłopotliwy zanik głosu. Jako ostatnia weszłam do tego dziwnego pomieszczenia.Za mną automatycznie zatrzasnęły się drzwi. Podskoczyłam ze strachu. Serce na sekundę zamarło.
-Znowu się widzimy. –Usłyszeliśmy ten sam głos co rano – dyrektora. Podnieśliśmy przedtem schylone głowy, kiwając nimi na znak „Dzień Dobry”. Jak zwykle, rozeznanie w terenie musi być. Wzrokiem śledziłam metry kwadratowe całkiem sporego pokoiku. Piękne, duże okna, na których wisiały gęste firanki, sięgające panelowej podłogi. Tuż przed nimi stało biurko dyrektora, identyczne jak w pokoju obok. Siedział przy nim, na czarnym, wygodnym fotelu. Na środku rozkładał się czarny dywan. Na nim stał Duży, okrągły stolik z ciemnego drewna. Wokół niego w niedużej odległości stały 4 spore kanapy koloru fioletowego. Były ustawione tak, że wyglądały jakby potężny kwadrat miał za zakładnika właśnie koło. Na sofach spokojnie siedziało kilka osób. Znany nam już pan Sebastian i siwowłosy od… Nie pamiętam czego.  Reszta oczywiście była również wyjątkowo ubrana jak praktycznie każdy w tym budynku. Niepewnie się cofnęłam. Nie czułam się najlepiej. Intrygowało mnie co tu się święci. Schowałam się za innymi, próbując odwrócić od siebie zbędną uwagę.
-Nie bójcie się, nie gryziemy. –Odezwał się z nienaturalnym uśmiechem jeden z nieznanych nam gości, który siedział twarzą w naszą stronę. Patrzył na nas jednym krwistoczerwonym okiem. Drugie skrywał pod śnieżnobiałymi włosami, które sięgały mu do ramion, idealnie się układając. W dłoniach zgrabnie trzymał drobną filiżankę ze spodkiem z białej porcelany, zdobionej błękitnymi akcentami w formie skromnych kwiatów. Trzymając nogę  na nogę, dumne eksponował swoje białe, wysokie lakierki z czarnymi sznurówkami. W nie były wsadzone, smukłe, czarne spodnie bez najmniejszych zagnieceń. Na znacznej części niewinnej kanapy, rozkładała się jego biało – fioletowy płaszcz z licznymi kieszeniami i srebrnymi zamkami. Nie był on zapięty i było widac spod niego jego czarną koszulę, tradycyjnie zapiętą na guziki. Jego dłonie chroniły bawełniane, w kolorze liliowym, rękawiczki z bliżej nieokreślonym znakiem po ich zewnętrznej stronie.
-Usiądźcie, porozmawiamy przy herbatce, ewentualnie kawie dla tych bardziej wymagających. –Nieodwracając się do nas, powiedział siwowłosy gość w białym, zmaltretowanym fartuchu. Wskazał ręką na całkowicie wolną kanapę. W drugiej trzymał zapalonego papierosa.
Tato delikatnie pchnął nas do przodu, byśmy wreszcie usiedli i się rozluźnili. Usiadłam jako ostatnia, perfidnie wciskając się w sam środek.
-Co sobie państwo życzą? –Z wkurzającym mnie uśmieszkiem na twarzy, zapytał pan Sebastian, przygotowując filiżanki.
-Zaparz im herbaty, którą zakupiłeś ostatnio. Kawa niepotrzebnie podniesie im ciśnienie krwi. –Wtrącił dyrektor, popijając jakiś płyn z kubka.
Przemilczałam swój komentarz w sprawie herbaty. Nie mogłam nawet zaprzeczyć, że jej nie lubię i wolałabym nawet słabą kawę.  Podniosłam nieśmiało głowę, by przyglądnąć się dwóch nietuzinkowym postaciom po nawet lewej stronie. Najbliżej nas siedział młody mężczyzna w ciemnym kapeluszu, który przysłaniał mu znaczną część twarzy. Spod niego wystawały czarne, delikatne loki nie dotykające ramion. W smukłych dłoniach, odzianych w aksamitne, białe rękawiczki, trzymał papierosa, który powoli się spalał, wydobywając z siebie sporo siwego dymu. Ostrożnie i bez pośpiechu, przyłożył go do bladych ust. Zaciągnął się. Po chwili wypuścił dym z płuc na bok. Przy ruchu dłoni, jego srebrne zapięcia od długiego, skórzanego, czarnego płaszcza, zaczęły wydawać krótki dźwięk. Te zapięcia były również na szerokich rękawach, dodając im uroku. Spod rozpiętego płaszcza wystawał bialutki żabocik od długiej, luźnej koszuli. Całość jego stroju uzupełniały  skórzane, ciemne spodnie i czarne, glanopodobne buty. Ogólnie, wydawał się być nie zainteresowany naszą obecnością. Ponownie zaciągnął się papierosem i patrzył w za okienne, błękitne niebo. Po dłuższym wpatrywaniu się w niego, zmieniłam swój obiekt zainteresowań na tajemniczą postać zaraz obok przystojnego palacza. Siedział zgarbiony. Jego długie, czarne rękawy, nietypowo rozciągnięte od płaszcza sięgającego po kostki i dobrze zapiętego, trzymały czarny kubek z białą czaszką jako ozdoba. Podciągnął ręce pod brodę i za naczyniem skrywał szaleńczy uśmiech. Materiałem tłumił szyderczy chichot. Gdy pochylił glosę, jego pociągłą twarz przykryła długa, srebrzysta grzywka. Na czubku głowy, trzymała się mała, czarna czapeczka z długim niby ogonem z materiału, który wraz z długością stawał się coraz węższy. Przypominał mi śmierć w lekkim wydaniu.
-Dziwnie się czuję… -Szepnęła mi na ucho Firm, wyciągając mnie z moich głębokich myśli, które bez przerwy napływały mi do głowy.
-Um, ja też. Nie chcę tu siedzieć, z każdą minutą czuję się bardziej wyobcowana. –Cicho odparłam, opuszczając wzrok. Naciągnęłam rękawy marynarki i ścisnęłam je w pięści.
Usłyszeliśmy cichy brzdęk porcelanowych filiżanek, które niósł Sebastian. Na srebrnej tacy obficie parowały przygotowane herbaty. Niepewnie sięgali po nie. Przyuważyłam, że jest ich tylko 5. Czyżby wiedzieli o mojej manii nienawidzenia herbaty? Po chwili w punkt mojego wpatrywania się wszedł pan Sebastian. Jego lakierki biły blaskiem. Widać, że świeżo pastowane. Podniosłam głowę. Wystawił przede mną kubek pysznie pachnącej kawy. Była jasna i dostrzegalne jeszcze były białe smugi wlanego mleka.
-Proszę, z najlepszych ziaren kawy. –Powiedział, uśmiechając się trochę inaczej niż zwykle i podsuwając kubek coraz bliżej.
-Dz-dziękuję. –Wymamrotałam, wyciągając drżące ręce, by chwycić ciepły kubek. Przyłożyłam pierwsze trzy palce do niego. W mgnieniu oka, na moich nadgarstkach zabłysnęły bardzo wąskie, srebrne kajdany. Zabrałam szybko dłonie od naczynia. Nie wiedziałam co jest grane. Podniosłam oczy na pana Sebastiana. Uśmiech z jego twarzy zniknął, a czerwone oczy wpatrywały się w kajdanki.
-Co tu się dzieje?! –Krzyknął Edward, podnosząc moje ręce za łańcuch, który odchodził od zapięcia.
-Wybaczcie, ale to są środki bezpieczeństwa. Po tym co zobaczyliśmy wcześniej, że ona nie panuje nad sobą to wolimy nie ryzykować. –Poważnie odezwał się dyrektor, wstając z fotela.
-Tato… O co chodzi? –Chciałam głośno krzyknąć, lecz nie mogłam. Czułam, jakby siły mnie opuszczały. Najmniejszy ruch był dla mnie okropnym wysiłkiem. Ręce jak z kamienia, opadły na kolana, uderzając żelastwem we wrażliwe kości. Jeszcze bardziej się zgarbiłam.
-Tylko tylko udało mi się wynegocjować. Nie chciałem tego, ale to już lepsze niż oddanie cię egzekutorom! –Podniósł zdenerwowanie głos. Stanął obok mnie.
-Gubię się… A tego nie lubię! –Firm wyraźnie była zdenerwowana i lekko przerażona tym co powiedział ojciec. –Law, co ci jest? –Zapytała, potrząsając mną.
-Nie wiem… Czuję się słabo. Mięśnie wydają się takie twarde, a kości ciężkie. –Powoli mówiłam.
-Te kajdany są wzmocnione specjalną pieczęcią antydemoniczną. –Bez przejęcia w głosie, a raczej ze zadowoleniem powiedział pajac z grzywką na pół twarzy.
-Świetny powód do dumy, naprawdę. –Z ironią w głosie, odezwała się Dzinks.
-I po co te nerwy? Wolicie by nas wszystkich tu pozabijała? Nie wiemy co w niej jeszcze siedzi. –Popił spokojnie herbatę.
-Pozabijała?! Co w niej siedzi?! Oświeci nas ktoś może? Ona ma humorki, ale bez przesady. –Nate przerwał swoje dotychczasowe milczenie.
-Teraz musicie odstawic uczucia i inne niepotrzebne rzeczy na bok. To co wam powiemy na pewno zmieni wasz poglądach na całą tą sytuację. –Ojciec odstawił na stół swoją nietkniętą herbatę.
-Co ja tu robię? Kim ja jestem? Dlaczego… -Cicho, pod nosem pytałam samą siebie. Próbowałam się ruszyc.
-Jak się czujesz? Działa tak jak powinno? Ogarnia cię niemoc? Bezwład? –Podekscytowany pajac  zadawał mi pytania.
-Break, psychopato. Przestań się zgrywać i ekscytować. Przesadzasz, to moja córka. –Ojciec zwrócił się ku niemu.
-Sam wynegocjowałeś taką formę obezwładnienia. Poza tym, to takie wyjątkowe mieć do czynienia z takim rzadko spotykanym okazem. A jej reakcja podkreśla tylko moje przypuszczenia. Aczkolwiek, mam pewne wątpliwości. Jak na taką perełkę, szybko się poddaje. –Błazen kontynuował, szeleszcząc papierkiem od jakiegoś cukierka.
-Nie traktuj mnie jak przedmiot! –Nieświadomie, głośno krzyknęłam. Po chwili znów ucichłam. Znów to samo… Poczułam okropny ból w klatce piersiowej.
-Uspokój się. Każda próba przeciwstawienia się, powiększa moc kajdanek. Proszę, zachowaj zimną krew. –Tato odgarnął mi włosy z twarzy.
-Czy ktoś mi to do cholery wytłumaczy? Czy nadal będziecie mówić o czymś, czego my nie rozumiemy? Traktujecie nas jak powietrze. –Zacisnęłam pięści, by uspokoić swoje ciało. Popatrzyłam na niego spod odgarniętej grzywki.
-Ten wzrok… - Cicho szepnął, a jego oczy nabrały ponownego błysku.
-Zacznijmy rozmawiać poważnie. –Przerwał pan dyrektor, siadając pośród nas i ściągając kapelusz z głowy. –Musicie nam wszystko powiedzieć. Bez ogródek. Każda informacja w tej sprawie jest istotna. –Przyjrzał nam się.
-My mamy zacząć? Może najpierw wprowadzicie nas w ten cały „wasz świat”? Chcielibyśmy wiedzieć o czym takim mamy wam powiedzieć. –Edward mówił poważnym tonem.
-Jeśli chcecie to teraz wszystko usłyszeć to proszę bardzo. –Arogancko odpowiedział białowłosy. –Znajdujecie się w szkole dla alchemików. Głównym zadaniem tej szkoły, misją, jest wyszkolenie i wychowanie naszych podopiecznych na elitarnych alchemików. Jednak to nie takie proste. Nauka jest trudna, a wysiłek trzeba w to włożyć ogromny. –Tłumaczył, zajadając kolejnego cukierka. –To zapewne wiecie, więc przejdę dalej. Na drodze każdego stoją przeszkody. Głównymi i najgorszymi zagrożeniami zarazem są  dla nas bezlitosne, bez duszne w dosłownym znaczeniu, demony. –Słuchając jego słów, coraz trudniej było mi zapanować nad sobą, pomimo tego ogranicznika.
-Są to duszożercze potwory, które zabijają w okrutny sposób ludzi. Przez długi czas pojawiały się bardzo rzadko, w dużych odstępach czasu. Ostatnio pojawiają się częściej i to nas niepokoi... –Wystawił język i palcami ściągnął z niego mały, przeźroczysty kawałek papierka po cukierku. –Oczywiście, naszym zadaniem jest ochrona uczniów jak i innych ludzi. Niestety, sami całkowicie nie możemy decydować o tym co zrobimy… -Nagle się zaciął i zacisnął zęby. Na jego twarzy pojawił się delikatny, czerwony kolorek. Mimika twarzy wyrażała ból.
-Nad nami jest tajna grupa, która wydaje rozkazy. –Gasząc papierosa w czarnej popielniczce, spokojnie odezwał się czarnowłosy w kapeluszu.
-Skoro demony to nie ludzie, to dlaczego skuliście Law? –Edward ze zmieszaną miną zapytał.
-Właśnie dlatego chcę wam to wytłumaczyć… -Chciał kontynuować, lecz nie było mu to dane, znów niespodziewanie zamilkł.
„Niech on się zamknie!” Słyszałam jej zdenerwowany głos w głowie. Był donośny i piskliwy. Nie podobny do niej.
-Z tego co wiemy, panna Lawrence ma od dłuższego czasu nadprzyrodzone moce. Tak, chodzi mi o te wektory. –Za błazna mówił dyrektor.
-Czy to dlatego mnie podejrzewacie, że mogę was pozabijać? - Zapytałam, patrząc na nich i ironicznie się uśmiechając.
-Iza, nie poznaje ciebie od kilku dni. Dawniej wyczuwałem o ciebie dobrą aurę. Jestem ciekaw, co zrobiłaś, że teraz coraz bardziej się ode mnie oddalasz. Stoisz prze ze mną, ale dla mnie jesteś ledwo widoczna. Czego dokonaliście? –Ojciec ze zdenerwowaniem w głosie nas pytał.
Zmierzyli mnie wzrokiem. Sama chciałabym wiedzieć o co chodzi. Przemilczeliśmy chwilę. Wydawało mi się, że ojciec znowu dziwnie przygląda się moim oczom i ruchom dłoni. Chyba już zauważył, że nie panuje nad sobą. Znowu.
-Hej, zapytam prosto z mostu, bo marnuję czas. –Cukierkożrący wstał, poprawiając płaszcz. Podszedł do mnie.-Czy ty to na pewno ty? –Podniósł mnie za marynarkę do góry. Materiał się zwinął, uciskając mnie w szyję i podduszając. Wyraźnie czułam nagły wzrost mocy kajdanek. „Zabij go! Zabij wszystkich!” Coraz przeraźliwiej wrzeszczała. Każda jej próba przejęcia ciała i użycia wektorów, odbijała się bólem na mnie.
-Break, nie unoś się w ten sposób! Puść ją natychmiast! –Dyrektor wstał i chwycił go za ramię.
-Ale ona na pewno jest… - Podniósł głos, ale się nie usunął.
„Zabij! Zabij! ZABIJ!!!” 




----------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny za nami. Możliwe, że mało wnosi i jest chaotyczny, ale cóż poradzę. Zaczęłam dzisiaj ferie, więc postaram się przez te dwa tygodnie coś w przód napisac i dopracować bardziej. Przepraszam za jakiekolwiek błędy i braki czasami kreseczki nad "c", niestety, mój laptop jest uparty i nie chce się słuchać. Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam, Law. 

8 komentarzy:

  1. Wzruszające scena miśka XD Borze...czytam to o 8 rano po całej nocy bez zmrużenia oka...gdzie moje życie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Byłam aż tak zmęczona, by napisać "borze" przez "rz"? Oh god, why

      Usuń
    2. Ahahaha. Ja do 2.30 pisałam ten rozdział, a potem padłam na łozko i wstałam po 11. :D

      Usuń
  2. Zioom ten rozdział jestt wspaniały :d Jak dla mnie ; p
    MOżesz dodawać te rozdziały szybciej?.
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisz szczerze, co Ci się nie podoba. Bo mnie o to właśnie chodzi. ; > Nie, nie mogę dodawać. :D

      Usuń
  3. wyczuwam w tym rozdziale anime. i nie wiem dlaczego, ale kojarzy mi się to z Kuroshitsuji, czy jak to się tam pisze.

    czekam na kolejny.
    see you soon.
    Kasumi Nishimura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tfu, miało być 'mangę'. xd

      Usuń
    2. Żebym tu tylko wplątała Kuroshitsuji to by było dobrze. ;)

      Usuń

Wszystko przeżyję.