sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział XXVI



          Wzrokiem zaczęłam doszukiwać się źródła tego ostrza. Zatrzymałam się na zaciśniętych pięściach otulonych czarnymi, skórzanymi rękawiczkami, które obejmowały metalowy trzon broni. Co ona wyprawia? Popatrzyłam prosto w jej duże, zielone oczy, które wyłaniały się spod luźnej, blond, prostej grzywki. Jej wyraz twarzy oddawał jakby uczucie triumfu. Wyglądała dziwnie zadowolona. Dłońmi coraz bardziej sunęła po żelastwie, przybliżając krawędź ostrza do napiętych ścięgien na szyi.  –Nie pomyliłaś celu? Przecież nie przypominam choćby w najmniejszych stopniu tamtego potwora. –Zapytałam dość sarkastycznie co zapewne skomplikuje moją sytuację.
-Nie, bo ty jesteś moim celem od ostatnich dni. Wreszcie cię dorwałam. Nie powiem, dobrą masz przykrywkę. –Z uśmiechem wypowiadała każde słowo. Jej ręce nawet przez sekundę nie zadrżały. Uznam to za drobny plus, bo wystarczy jej chwila nieuwagi, a wykrwawię się przez tętnicę. Wyglądałoby to wtedy jak typowe, nudne morderstwo.
-Nie potrafisz normalnie porozmawiać? Wyjaśnisz mi to? Nie znamy się, a ty od razu grozisz mi swoją zabawką. –Ciągle miałam na uwadze, by się zbytnio nie wiercic. Poza tym, znowu czułam wielką chęć używania ironii w każdej swojej wypowiedzi.
-Nawet z najokrutniejszą kosą przy szyi jest pewna siebie. –Usłyszałam wyraźny, arogancki głos chłopaka, który dobiegał jakby od tej… broni?!
-Czy atakowanie cywila nie jest tutaj karalne? Samo grożenie słowne jest już niedopuszczalne. Fałszywe oskarżenia również są podciągane pod odpowiedzialność karną. Broń przekreśla jakiekolwiek normy. –Zaczęłam mówić coraz bardziej poważniej. Mój głos delikatnie drżał, a na ciele czułam gęsią skórkę. Zastanawiałam się czy zyskuję na czasie taką gadaniną czy po prostu proszę się o wypadek. Tylko dlaczego ja nie stawiam oporu? Od jakiegoś czasu coś jest ze mną nie tak.
-Demony nie mają prawa życia i nie mów o sobie jak o człowieku, bo bluźnisz! –Wściekła krzyknęła, a jej źrenice wyraźnie się pomniejszyły pod wpływem agresji, która w niej narastała. Energicznie i zwinnie zabrała ostrze od tętnicy, ale w ułamku sekundy szeroko się zamachnęła. Bezmyślnie stałam  i śledziłam przyćmionym wzrokiem jej broni, która przecinała powietrze i w zawrotnej prędkości wracała w moją stronę. Znowu… To uczucie. Nie mogłam zrobić kroku. Chciałam, ale ciało odmówiło posłuszeństwa. Dlaczego, gdy naprawdę potrzeba stoję i nic nie robię? Ktoś inny na moim miejscu za wszelką cenę chciałby uciec lub co najwyżej spróbować. Ratowałam już tyle osób. Przypadkowych, znajomych. Ale samej sobie nie pomogę? Teraz to ja zastanawiam się co tu robię i dlaczego. Mam możliwość użycia katany, strun głosowych, nieczystych ruchów bądź nawet zakazanych mi wektorów, a poddaję się od razu!
-Będą mi jeszcze wdzięczni, że uchroniłam ich przed tobą. –Dodała szyderczo się uśmiechając.
„Głupia, walcz! Wstyd mi za twoją słabość!” Usłyszałam w myślach jej głos. Zirytowany i wściekły. Z dziwną nadzieją zacisnęłam lewą dłoń. Chciałam kataną, a raczej jej obudową zablokować atak. Poczułam dziwne ciepło. Zamiast zimnego, twardego, ozdobionego metalu było coś bardziej kościstego… Z kończynami?
-Nie walcz, nie warto. –Ten spokojny głos, już go słyszałam.
Zorientowałam się, że coś za długo trwa ten jej cios. Podniosłam wystraszone oczy i ujrzałam wysokiego, szczupłego chłopaka. Stał plecami do mnie. Jedną dłonią przetrzymywał kij kosy tamtej rozwścieczonej dziewczyny. Jego czarne, smukłe spodnie wtapiały się w ciemności. Czarno-granatowa koszula była luźno narzucona, a rękaw idealnie podciągnięty i zawinięty. Materiał falował na wieczornym wietrze. Jego nogi nawet nie uginały się pod ciężarem broni i naciskiem, który włożyła w atak. Zatrzymał ją jak gdyby nigdy nic, utrzymując prostą postawę ciała. Z dziwną ulgą wypuściłam powietrze z płuc i rozluźniłam niebezpiecznie napięte mięśnie.
-Niemożliwe… -Dziewczyna odskoczyła lekko ze zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
-Nieładnie, nieładnie. –Tajemnicza osoba z lekką ironią się odezwała do niej.
Po tych słowach usłyszałam już tylko szybki, głośny tupot stóp. W mgnieniu oka się oddaliła… Uciekła? Zostałam tylko ja i ten chłopak. Znowu miałam to nieprzyjemne uczucie. Jeszcze ta cisza pogarszała sytuację. Tym razem boję się nawet odezwać. Wcześniej źle się to skończyło. Teraz to wszystko jest dla mnie podejrzane i niebezpieczne.
-Mam nadzieję, że nic ci nie jest. Co jak co, ale nie w takiej sytuacji chciałem się ujawnić. –Nadal stał odwrócony. Jego dłuższe, czarne włosy z delikatnymi niebieskimi pasemkami ułożyły się w bujną czuprynkę, Głos miał bardzo podobny do tego co przed chwilą usłyszałam.
Popatrzyłam na niego ze zmieszaną miną. Co on ma przez to na myśli? Ujawnić? Śledził mnie czy jaka cholera?
-Chyba nie, bo siłę to masz i to całkiem sporo. –Przekręcił głowę i z uśmiechem skierował wzrok na swoją rękę, którą od początku trzymał z tyłu. Zapaliłam lekkiego buraczka. O tyle szczęścia, że w rzucanym przez niego cieniu, różowy nalot na mej twarzy był słabo widoczny. Szybko rozluźniłam lewą dłoń. Teraz wiem co tak przyjemnie emanowało ciepłem. Jego ręka, którą kurczowo przez dłuższą chwilę trzymałam. Opuściłam głowę i stałam w milczeniu.
-Ano, tak cię zagaduję, a wypadałoby się przedstawić… Nie znasz mnie, a ja się tak pojawiam znikąd. Musisz być zszokowana, zdenerwowana, zdezorientowana. Mogłem ci tego oszczędzić, a tylko obserwowałem wszystko… Po prostu bałem się ot tak pokazać. Tak, bałem. –Zaczął mówić coraz bardziej jakby nerwowo i do siebie. Ręką nastroszył włosy, rozglądając się wokół.
A jednak coś kręci. Tylko dlaczego? Unika kontaktu, wierci się, jąka. Gorzej ode mnie! Mam dość już tej jego tajemniczości. Szczerze, miałam dość wszystkiego. Byłam zła. Szczególnie na siebie. Na swoją bezradność, gdy jestem w niebezpieczeństwie. Teraz jeszcze on.  Kolejna niespodzianka. –Więc kim jesteś? –Zapytałam pomiędzy myślami.
-Jestem… -Zaczął, lec się zaciął. Znowu odwrócił wzrok. –Wkurzysz się, bo już cię trochę znam, ale tak naprawdę ty mnie też. –Wskazał na mnie palcem.
Zaczęłam być coraz bardziej podejrzliwa. Dodatkowo z nerwów miałam imprezę w pustym brzuchu. Coraz trudniej jest mi powstrzymywać odruch wymiotny. Bieg i nerwy robią swoje. Nie kojarzę go, jedynie ton głosu. Taki delikatny, miły, przyjemny dla uszu. Spojrzałam na niego.  Nie, na pewno go nie widziałam.
-Nie żebym był twoim wrogiem, wręcz przeciwnie! Twój tato na pewno cię uprzedzał choć okoliczności nie miały być takie jak obecnie. Tylko jego nie obwiniaj, ja jestem temu winny.
Niepewnie się cofnęłam. Prawda, coś wspominał. Ale wtedy potraktowałam to jako kolejne nabijanie się ze mnie. I to jego dziwne zachowanie. Mam coraz większy mętlik w głowie. Nie widziałam czy się zezłościć, zacząć krzyczeć, płakać, uciekać, jeść, zwymiotować. Im dłużej to trwa, tym bardziej się gubię i tłumię emocje. –Nie mydl mi oczu tymi marnymi tłumaczeniami. Kim jesteś?! –Chciałam sięgnąć po broń, lecz nigdzie jej w pobliżu nie widziałam. Serce mocnej i szybciej mi zabiło.
-Jestem Lucyfer… Twoja broń. –Powiedział ściszonym głosem jakby przewidział, że ja to usłyszę trzy razy głośniej z ogromnym echem.
-To żart, prawda? –Wymusiłam śmiech. -Podstawili cię, prawda? –Powtórzyłam.
-Nie żartuję. Wiem, że to szok, ale już mówiłem, nie tak to miało wyglądać. –Zrobił ostrożny krok do przodu.
Żołądek zaczął drgać, a w głowie miałam jeszcze nierozkręconą karuzelę. On, bronią? Moją kataną? Te dziwne akcje w nowym mieszkaniu, samo układające się rzeczy, gotowe posiłki to mógł być on? Tajemniczy głos otuchy… Za dużo, za dużo na raz. To nie na moje siły.
-Dobrze się czujesz? Niebezpiecznie się chwiejesz. –Wystawił do mnie rękę i z troską w głosie zapytał, ale zbliżał się jakby z obawą.
-Nie podchodź. –Krótko, sucho rzuciłam, skrywając twarz. Zdawałam sobie sprawę, że zachowuję się coraz gorzej. I tak właściwie się czułam. Rozdarta, zdezorientowana, zmęczona, wykończona. Demon, atak, ostrze, broń. To tylko sen, proszę sen. „Mówiłam, wszyscy wokół mają przed tobą tajemnice.” W najmniej odpowiednim momencie odezwała się „druga ja”. To niemożliwe. Człowiek… Bronią? 


-----------------------------------------------------------------------------
Krótki? Wiem, ale bardziej jestem zła na siebie o to, że tak słaby. Zepsułam tak świetny moment. Powoli tracę cierpliwość do samej siebie. Wymyślę jedno, piszę drugie. I wychodzi całkowity niewypał. Przydałaby mi się porządna inspiracja albo świeża opinia. Poza tym, w wakacje planuję dodawanie rozdziału co tydzień. Będę miała masę czasu, więc pisać mogę. Rozważam również pomysł tytułowania każdego rozdziału. Sama cyferka rzymska tak sucho wygląda. Dzięki za poświęcenie swojego czasu i przeczytanie. Wybacz jakiekolwiek błędy. Pozdrawiam, Law. ; ) 

7 komentarzy:

  1. Jeśli nie jesteś zadowolona z tego co piszesz, zrób sobie przerwę! Poszukaj jakiejś inspiracji, obejrzyj coś, przeczytaj...Nikomu się nie śpieszy a szczególnie tobie nie powinno! Pisz kiedy tylko masz ochotę i natchnienie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna przerwa niezbyt mi się widzi... Przez najbliższe dni postaram się trochę nabrać chęci i powymyślam co mogę napisać a później zrobię selekcję. ;)

      Usuń
    2. Niezły pomysł :3 Zastanów się dobrze, powodzenie! >^<

      Usuń
  2. Bardzo udany rozdział. Nie pisz na siłę, poczekaj na inspirację i wenę, a później w pełni ją wykorzystaj ^_^ Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i będę zaglądać szukając nowości ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. ;)
      Ucieszę się jeśli nie będzie to Twoja ostatnia wizyta, pozdrawiam!

      Usuń
  3. I tak fajny i ciekawy rozdział , może nie pisz tak późno bo jesteś zaspana i nie masz pomysłów . Ja tu wchodzę co tydzień i zaglądam , najlepiej zrób sobię przerwę przemyśl wszystko i w końcu będziesz miała dużo pomysłów na nowe rozdziały i wszystko się ułoży

    OdpowiedzUsuń

Wszystko przeżyję.