sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział XXVIII "Niemożliwe!"



       Usiadłam przy pełnym stole. Wybrałam miejsce naprzeciwko Lucyfera. Między nami  usiadł tato. W całej kuchni unosiła się smakowicie pachnąca para uchodząca od gorącego ryżu z różnorodnymi warzywami. Wszystko uzupełniał cielisto-biały kolor kawałków gotowanego kurczaka z widocznymi przyprawami dla uwydatnienia smaku. Przed sobą miałam właśnie wielki, głęboki talerz swojemu ulubionego dania. O ile pamiętam, sama chciała je zrobić. Przypadek? Nie sądzę. Może wpadli na mój trop dzięki rozwalonym i porozrzucanym produktom, które walały się wszędzie tuż po tym jak potwór się wściekł. Cóż, bardziej się cieszę z tego, że w końcu porządnie się zapcham i zapełnię swój wiecznie głodny żołądek. Po wzięciu upatrzonego przeze mnie metalowego widelca, który był prosty jak drut, delikatnie zburzyłam idealną harmonię na talerzu. Zorientowałam się, że tato delikatnie urozmaicił prosty przepis. Otóż do całości dodał masę startego, żółtego sera, który pod wpływem temperatury innych składników roztopił się łącząc wszystko i umożliwiając wspaniałe doznanie smaku językowym kubkom. Założę się, że jeszcze tu gdzieś ukrył papryczkę chili. On wręcz uwielbia ostre rzeczy i zazwyczaj akcentuje swoje potrawy taką małą niespodzianką. Nawinęłam trochę sera z przylepionym do niego ryżem na ząbki widelca. Lekko podmuchałam, by nie poparzyć sobie języka i nie stracić zdolności smakowania na kilka dni. –Smaczne. –Skomentowałam, przeżuwając kęs. Tak jak podejrzewałam, nie dał upustu ostrości.
-Nie przesadziłem? Bo widzę, że masz wypieki na policzkach. Czy to nie z tego? –Podejrzliwie zmierzył mnie wzrokiem, zwracając uwagę na zaczerwienienie na twarzy.
-Dawno nie jadłam ostrych potraw to dlatego. –Burknęłam po czym rozglądnęłam się za szklanką ze sporą ilością wody.
-Moim skromnym zdaniem to jeszcze bym radził delikatnie to doprawić, by zniwelować ostry smak papryczek i łagodnego ryżu z warzywami. Ciekawym eksperymentem mogłoby być dodanie do tego dania czegoś kontrastowego, najlepiej słodkiego. Aczkolwiek można tu coś jeszcze wzmocnić lub osłabić jeśli chodzi o smak. –Lucyfer płynnie, poważnie mówił jakby sam chciał się do tego przekonać. Po kolei kosztował każdego koloru jakiego doszukał się na talerzu. –Ale to nie zmienia faktu, że mi bardzo smakuje. –Pośpiesznie dodał, odgarniając włosy, które opadały  mu na błękitne oczy.
-Przynajmniej mam pewność, że Iza z głodu nie zginie przy tobie, bo będziesz w tym domu wspaniałym kucharzem. –Tato roześmiał się, poprawiając swoją wygodę siedzenia na krześle. –Jestem ciekaw, ile jeszcze posiadasz talentów, których nie ujawniłeś dotychczas.
-To on tu będzie mieszkał? –Zagryzając sam widelec, bo zawartość z niego spadła, zapytałam niezbyt cicho i uprzejmie. Zdałam sobie sprawę, że to mogło zabrzmieć bardzo arogancko i nietaktownie z mojej strony .
-Nie, proszę pana, nie jestem aż taki wspaniały jak mnie pan maluje. Poza tym, nie chcę się narzucać. –Chłopak wyraźnie spanikował.
-Ale cała przyjemność po mojej stronie! Nie jesteś tu już obcy. Stałeś się członkiem rodziny już dawno. I nie mów do mnie przez „pan”, bo czuję się staro. –Z entuzjazmem gestykulował do słów rękoma. –Miło by mi było, gdybyś zwracał się do mnie „wujku”. „Tato” byłoby już dla ciebie zapewne przesadą.
Z lekkim zmieszaniem popatrzyłam najpierw na ojca potem na zdziwionego Lucyfera. Nowością dla mnie było, że tato tak otwarcie mówi. Z drugiej strony, cieszę się, że jest szczęśliwy, albo przynajmniej mi się taki wydaje. Lecz męczy mnie kilka spraw… Dlaczego dowiaduję się o takich rzeczach dopiero teraz? Przecież ja go ledwo co poznałam, a już samo spotkanie wyglądało jak z kabaretu wzięte. Szczerze, to interesuje mnie osoba tego chłopaka. Tak nagle się zjawia i wszystko ulega dość wyraźnej zmianie. Czyżbym szukała sobie zagadek?
-Dziękuję. Naprawdę nie wiem co więcej mogę powiedzieć i zrobić. –Opuszczając nisko głowę, ukłonił się wdzięcznie.
-Warunek jest jeden; będziesz pełnił rolę niby niańki dla niej. –Sarkastycznie oznajmił z ironicznym uśmiechem. –A ty znowu snujesz podejrzenia? Widać to po tobie. Pomniejszone źrenice, wzrok skupiony na jednej rzeczy, zapominasz oddychać płynnie i robisz to niezauważalnie i dyskretnie. O, i jeszcze zdradza cię to, że nagle przerwałaś uprzednio ochocze jedzenie i teraz suwasz sztućcami po naczyniu. –Znowu sobie ze mnie zrobił ofiarę.
-Odczep się. Taki mądry, bo żeś sobie wszystko ładnie zaplanował. Nawet mieszkanie. To teraz znam powód, dla którego tylko ja miałam dwupokojowe. –Zmarszczyłam brwi, a mój głos zniżał się coraz bardziej. –Rozumiem, że chciałeś go porządnie tu ugościć, ale moje rzeczy mogłeś zostawić w spokoju. A ty wręcz przeciwnie, sam je uporządkowałeś. Powinieneś zdać sobie sprawę, że naruszyłeś moją prywatność. –Podgryzłam kawałek ledwo już parującej piersi z kurczaka nabitej na widelcu.
-Twojego bałaganu nawet nie tknąłem. Nie ryzykowałem stratą palców u rąk. –Zdziwił się i to na pewno nie było udawane. Może naprawdę to nie on, skoro tak mówi?
-Nie, to niemożliwe. –Wymsknęło mi się, gdy w głowie analizowałam poprzednie wypowiedzi. Obróciłam głowę w stronę Lucyfera. Zrobiłam to jak robot – powoli i jakby mechanicznie. Towarzyszyły temu nagłe napady gorąca, a po chwili zimna.
-Przepraszam! Chciałem tylko ci pomóc. Więc pomyślałem, że przynajmniej uporządkuję tobie wszystkie rzeczy. Ty ciągle zabiegana byłaś. Z jednego problemu ciągnęło cię do drugiego. –Lucyfer odchrząknął i zakłopotanie mówił. Zaczął się wiercic. –Cały czas sam siedziałem, ale wyłącznie ze swojej winy, bo bałem się ujawnić. A poza tym, lubię sprzątać. –Jego głos brzmiał podobnie do mojego, gdy się do czegoś przyznawałam.
Kilka razy przymknęłam oczy, sprawdzając przypadkiem czy to już nie jest aby sen. Niestety, nie. A więc mam rozumieć, że on tak dla zabicia czasu i zapomnienia o własnym strachu sprzątał, układał, porządkował, rozpakowywał, przeglądał moje rzeczy?! Ubrania, notesy, zeszyty, brudnopisy, notatniki i rysunki? Czy to nie lekka przesada? Racja, nie miałam czasu, ale mi kartony nie przeszkadzały. Co innego jakbym z nich wszystko powyciągała i porozrzucała po kątach. Delikatnie zaczynam panikować, bo moje bazgroły, które zalewały znaczną cześć tych zeszytów rozsypywały się przy każdej możliwej okazji a ich tematyka za wesoła nie była… Tylko nasuwa mi się jedna myśl. To od kiedy on urzęduje skoro już jakiś czas temu się tu wprowadziłam?
-A to ci dopiero! Nawet jej bajzel ogarnąłeś. Jesteś dla niej za dobry. –Tato przez śmiech poklepał go po zgarbionych plecach.
-Więc również te wszystkie śniadania, obiady, kolacje, przekąski i okazyjnie same dziwnie przekładające się rzeczy, jakieś tajemnicze otwierania drzwi i częste dogadywania bądź wyrazy wsparcia to twoja sprawka? –Zaczęłam wyliczać na palcach dłoni to co mi się tylko przypominało. Starałam się zachować jeszcze te resztki spokoju.
-Mam nadzieję, że smakowały choć to jak chwalisz słyszałem. –Uśmiechnął się, ale po chwili znowu zaczął unikać kontaktu wzrokowego. –Znaczy, nie to, żebym coś podsłuchiwał…
Moje oczy już usychały, bo z wrażenia nie mogłam ich zwilżyć i oczyścić powiekami. Moje ciało wyrywało się do podkopu do najgłębszej warstwy ziemi lub co najmniej pod tak ładnie zastawiony stół. Czyli nie tylko naruszył moją prywatność, ale też słyszał to co mówię?  Nawet to co prawiłam sama do siebie pod nosem? Proszę, nie! Ja sama w domu… Ciągłe, nieudolne miauczenie obdzieranego ze skóry kota, gadanie ze ścianą, zaczepianie z okien okolicznych kotów. Albo jak na głos wymyślałam różne, dziwne, pomylone wierszyki. Moja reputacja coraz bardziej podupada. Poza tym, to tylko garstka tego co ja potrafiłam odwalic, gdy myślałam i byłam pewna, że jestem sama. Wróć, skoro słyszał, układał, chodził to musiał też… Widzieć? Zagryzłam wargę, by nie zacząć wrzeszczeć. Dłonie mi się już spociły z nerwów.
-A wam co się stało? Tak nagle zamilkliście. Coś nie tak? –Zapytał zdezorientowany tato.
Milczałam, a na twarzy moją bladość zastąpił buraczany kolor, który mnie oblewał tylko w bardzo wyjątkowych sytuacjach. To co teraz odczuwałam było okropne. Wstyd, zażenowanie, onieśmielenie, skrępowanie, zawstydzenie. Obawiam się, że teraz każda próba wypowiedzenia prze ze mnie jakiegokolwiek zdania zakończy się piskliwym i dławiącym głosem.
-Przypominacie mi naprawdę rodzeństwo. Dwa takie czarne stworki, oba ciche, grzeczne. Identycznie smutasy z was.  –Spojrzał na nas i z uśmiechem, żartobliwie powiedział. –Ale to dobrze, że się dogadujecie, nawet bez słów. –Odetchnął po czym sięgnął do kieszeni spodni. Wyciągnął z niej nową paczkę papierosów. Otworzył i powoli wysunął jednego.
-Na balkon. –Sucho rzuciłam, wlepiając wzrok spod byka w papierosa, którego tato już chciał odpalić.
-Dobra, wasze mieszkanie –wasze zasady. –Podciągnął ręce do góry, trzymając w nich swoich ulubieńców –zapalniczkę i nieodpalonego szluga, który i tak śmierdział jak każdy inny.
       Po chwili podśmiechując się pod nosem, podążył do mojego pokoju gdzie znajdował się nieduży balkon z pokaźnym jednak widokiem na plac zabaw i okoliczną przyrodę. Jeszcze chwilę siedzieliśmy oboje w ciszy przed pustymi już talerzami. Próbowałam opanować wyraz twarzy. Niezręcznie się czuję. Nieswojo. Pomyślałam, że przynajmniej mogę posprzątać po posiłku. Dobre, ciche zajęcie choć do mnie niepodobne. –Pozmywam. –Powiedziałam chcąc wstać od stołu, ale w tej samej chwili podniósł się tez Lucyfer i identycznie, nieśmiało się odezwał, składając sztućce i naczynia. Automatycznie się speszyłam i opuściłam wzrok do poziomu moich stóp i przy okazji spostrzegłam, że miałam źle założone skarpetki. –Bez przesady, też chcę się na coś przydać. –Nieśmiało powiedziałam ściszonym głosem.
-Zostaw to mi. –Odezwał się podchodząc do zlewu, który jeszcze był pusty. –Głupio mi. –Dodał.
Popatrzyłam na jego odwróconą do mnie tyłem postać. Wysoki jest, nieco wyższy ode mnie. Widać, że lubuje się w czarnym w połączeniu z niebieskim. Mamy kolejne takie same upodobania. Tak się w niego zamyślona wpatrywałam, że dopiero po chwili zorientowałam się, że niepotrzebnie myje naczynia. Przecież po jego lewej stronie jest zmywarka… A on i tak zadowolony przewraca naczynia pod strumieniem bieżącej wody i dokładnie przeciera je gąbką nasączoną arbuzowym płynem. Nie chce mi się wierzyć, że on w niewiedzy myje te gary…


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny za nami. Tak na początek wakacji. Wybaczcie jakiekolwiek błędy. Tak, znowu krótszy, bo lepiej pisać mniej, ale z chęcią niż dużo i bez sensu. W komentarzach napiszcie jak zaplanowaliście swoje wakacje i co ciekawego było na dzisiejszym zakończeniu roku szkolnego. Ja mogę powiedzieć, że szczerze jestem zaskoczona swoim świadectwem, ale pozytywnie. Niżej siebie oceniałam. Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam, Law! Udanego, wolnego czasu życzę. C:

2 komentarze:

Wszystko przeżyję.