piątek, 6 kwietnia 2012

Rozdział II

-Law, dobrze się czujesz? - Delikatnie Bel swoją ciepłą dłonią odgarnęła moją czarną grzywkę, by dotknąć bladego czoła w celu sprawdzenia czy nie mam gorączki.
Nie odzywałam się. Ze zdziwienia odebrało mi mowę. Gdy usłyszałam tą nazwę, moje serce jakby stanęło i przestało bić. "Czy to jakiś żart?!" Takie myśli krążyły mi w głowie. Ale jeśli to tylko pozory...może się mylę, niepotrzebne napalam? Poczekam na rozwój sytuacji, teraz nie podejmę żadnych pochopnych decyzji, bo będą one spowodowane tylko moimi uczuciami. Nimi nie warto się czasami kierować.
-Co jej jest? - Z trwoga zapytała Firm. Obecni stali nade mną jak nad umierającym. Nieco mnie to peszyło. Zastanawiałam się jak dobrać słowa, by móc coś z sensem wymamrotać.
-Nie, nic mi nie jest. - Powiedziałam najspokojniej jak w aktualnej chwili potrafiłam. Powoli wstałam poprawiając włosy. Odwróciłam się do nich z uśmiechniętą miną:
-Będziemy tak siedzieć czy może pójdziemy na lody? - Słodkim głosikiem powiedziałam, aż sama się wystraszyłam go.
-Nigdy nie przestaniesz nas zadziwiać. - Krótko skomentował to Edward.
Wszyscy ruszyliśmy ze swoich miejsc i poszliśmy do dużej lodziarni w centrum miasta, w której były przepyszne lody. Do wyboru, do koloru. Gdy już tam doszliśmy, zajęliśmy sobie ławki i stolik na tarasie, bo był upał. Chwile było stania przy ogromnej, zimnej lodówce, by upatrzeć swój ulubiony smak. Kompletnie nie wiedziałam, które wybrać.
-Ocho, Law, znam ten wzrok i minę! - Swoim uroczym, a zarazem rozbrajającym śmiechem zaszczyciła nas Dzinks.
-Za duże tego jest... - Przeciągającym głosem odparłam bez zastanowienia się. Ciągle wzrokiem mierzyłam po kilkadziesiąt razy po tych samych smakach. Powoli dostawałam oczopląsu.
-Pewnie jakby mogła to by to wszystko pochłonęła. - Firm też zaczęła się śmiać.
-Może...Ale już zdecydowałam co wezmę! - Odciągnęłam wzrok od szyby. Przez moment liczyłam liczbę moich gałek na palcach po cichu.
-Ooo, zaszczyć nas. - Wtrąciła Bel.
-Wezmę po gałce śmietankowych, smerfowych, miętowych z kawałkami czekolady, kakaowych, i jabłkowo-miętowych, a do tego podwójną bitą śmietaną. - Powoli mówiłam, zastanawiając się czy nic nie pominęłam. Przez chwilę zapadła cisza. Ich zdziwione, wielkie oczy były wpatrzone we mnie jak w osobnika innego pochodzenia.
-Noo dobra, o nic już więcej nie pytam! - Odezwała się Firm po czym złożyła swoje zamówienie. Swoje złożyłam na końcu, ale mina babki była niezapomniana. Innych ludzi w sumie też. Uśmiechnięci z powodu zakupionych lodów poszliśmy na wcześniej zajęte miejsca. Z chwilą zaczęcia jedzenia lodów, sama siebie pytałam co ja sobie myślałam zamawiając taką porcję. Przez jakieś 10 minut obecni nie mogli ogarnąć śmiechu.  Taaak, byłam głównym obiektem zainteresowań.
-Mam już dość tych wszystkich głów skierowanych w naszą stronę... - Cicho, wkurzonym głosem powiedziałam. By nic już głupiego nie palnąć, zatkałam sobie usta zimnymi lodami. Z niewiadomych przyczyn, nabrałam wilczego apetytu. Po chwili całkowicie ogarneli śmiech i zaczęli normalniejsze rozmowy.
-Dobra, to teraz na poważnie. Pogadajmy o tej tajemniczej szkole. - Dyskusję zaczęła Firm odkładając na moment swój pucharek. Z kieszeni wyciągnęła ładnie poskładany w kwadracik list, który podała mi do rąk. Wzięłam go i otworzyłam. Powoli i wyraźnie go czytałam. Zdania były napisane na komputerze, ładnie ozdobioną czcionką. Widać, że się postarali. Przez parę minut myślałam nad każdym słowem. Nie wyglądało to jak pułapka.
-I co o tym sądzisz? - Zapytała Dzinks, uważnie się mi przyglądając.
-Wstępnie uważam, iż na 78% to nie jest podpucha. Pieczątka jest idealnie wykonana, wyraźna. - Odłożyłam rozwiniętą kartkę na środek drewnianego stolika.
-My mało będziemy mogli się o niej coś dowiedzieć. Czy mogłabyś sprawdzić jakieś informacje na jej temat? - Wtrącił Edward.
-Owszem. W biurze mam dostęp do każdej informacji. Po chwili dodałam: - Ale to jest w sumie niezła okazja, nic tylko jechać.
-Tak myślisz?! - Zdziwiona krzyknęła Bel.
-Tak, bo jeśli każdy się z tego postanowi wycofać, nie skorzystać i nawet nie oddzwonić, zaczną coś podejrzewać i mogą być ewentualne kłopoty.
-Co masz na myśli?
-W sumie sama nie wiem. Nie myślcie sobie, że Was wyganiam. - Mówiłam jakbym sama nie było w pełni do tego przekonana. Po momencie dodałam zastanawiającym głosem. - Zapewne po takiej ilości glukozy w tej niebezpiecznej bombie kalorycznej, będę miała nadzwyczaj dużo energii, która utrzyma się we mnie przez całą noc. - Trzymałam przed sobą łyżeczkę z nabranymi lodami i się przyglądałam jak delikatnie, samowolnie topnieją kropelka po kropelce spadając z powrotem do swoich 'braci i sióstr'.
-Z tego co wiem, to Ty i nawet bez takich bomb nie śpisz całą noc. - Uśmiechnęła się Firm.
-Powiedzmy, ale to już zależy od tego czy mam coś ważnego do zrobienia z czym nie mogę czekać. Zazwyczaj staram się kłaść spać o normalniejszych godzinach, lecz jest to trudne do wykonania.
-Więc co zamierzasz dzisiejszej nocy? - Zwrócił się do mnie Edward.
-Um...jeśli dam radę to poproszę o klucz do pilnie strzeżonej, najstarszej biblioteki w tym mieście i poszukam coś na temat tej nietypowej szkoły, przy okazji zasięgnę do źródeł w moim interesie.
-Naprawdę zrobiłabyś to?! - Nagle ożywiła się Dzinks.
-O jezu...co to za wyczyn? Po za tym poedukowac się nie zaszkodzi, świat nie może polegać tylko na wyszukiwarkach internetowych. Książki są lepsze, przynajmniej one są pewniejszymi źródłami. - Wzięłam już ostatnią łychę lodów do buzi. Byłam zdziwiona, że tak szybko się z tą porcją uporałam. Odłożyłam pusty pucharek na drugi koniec stolika. Z kieszeni wyciągnęłam pieniądze.
-Ja za wszystkich zapłacę. To był mój pomysł. - Wstałam by pójść do kasy.
-Nie trzeba, nie wygłupiaj się. - Powiedziała szybko Firm, lecz ja zdążyłam się już oddalić.
Wróciwszy, razem powędrowaliśmy do parku, spokojnie usiąść na ławkę. Długo ten spokój nie zastał. Po paru minutach Dzinks, Firm i Bel poszły się pokręcić na karuzeli. Oczywiście wrobiły Firm, by ona kręciła. Na żółtej, odnowionej ławce zostaliśmy ja i Edward. Siedzieliśmy po obu jej końcach ze spuszczonymi głowami w milczeniu. Ciągle miałam wrażenie jakby ktoś mnie od chwili pobytu w lodziarni obserwował. Powoli dostawałam szału.
-Ej Law, Edward! Dołączcie do nas! - Krzyczała z rozkręconej karuzeli Dzinks. Bel już wysiadła i nie mogąc oddychać ze śmiechu, leżała na trawie.
-Ja odpadam. - Znudzona odparłam nie podnosząc głowy. Całkowicie straciłam jakiekolwiek chęci i to było dziwne. Ciągle myślałam o tym co ojciec mi opowiedział, co mi się śniło do tego doszła jeszcze ta szkoła. Nagle usłyszałam, że coś się w naszą stronę zbliża. Nerwy mi puściły. Nie odwracając się w tył, by sprawdzić kto podąża, bezmyślnie wektorem wymierzyłam wprost w jednego osobnika. Słysząc jak z hukiem upada, wrzeszcząc z bólu, postanowiłam się odwrócić. Między krzakami leżał chłopak, ubrany w czarne rurki, czarny podkoszulek w paski, trampki biało-czarne w kratkę oraz w rękawiczki bez palców, które miał nałożone na dłonie. Miał czarne włosy. Wokół niego stało jeszcze dwóch podobnie ubranych chłopców i trzy dziewczyny, wystrojone jak na maskaradę. Z kamienną twarzą stałam i czekałam jak kaleka podniesie głowę. Z placu przybiegły dziewczyny, a Edward już stał obok mnie. Tajemniczy powstał przy pomocy swoich przyjaciół i zbliżył się do mnie.
-Wiedziałem, że to Ty, jak zawsze czujna. - Powiedział cicho, nie unosząc głowy.
-Ten głos... Nate?! - Krzyknęłam ze zdziwieniem. Reszta za mną również zdębiała.
-Już starego przyjaciela nie poznajesz? -Wreszcie pokazał twarz. Zaczął się uśmiechać, a jego kolczyk we brwi połyskiwał w promieniach słońca, odbijając je.    
-Coś Ty z sobą zrobił... - Zmierzyłam go od stóp do głów.
-Masz jakiś problem do jego wyglądu?! - Ozwała się dziewczyna zza jego pleców.
-Po pierwsze, nie jesteśmy na Ty. Po drugie zamilcz i się nie wtrącaj, a po trzecie idź poszukaj lusterka i zmyj szminkę z zębów. - Wkurzona rzuciłam w jej stronę.
Tamta jak poparzona zaczęła nerwowo grzebać w swojej torebce. Płytka jest jak nic...
-Wyostrzyłaś sobie język. - Z uśmiechem odezwał się Nate.
Miałam ochotę mu solidnie przywalić. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w stronę wyjścia parku.
-Law, gdzie idziesz?! - Krzyknęła Firm.
-Spotkanie dawnych przyjaciół zakończone jak dla mnie. - Lekko obróciłam głowę w ich stronę. Po mojej minie można było sadzić, że mam dość i lepiej mnie zostawić. Żegnając się z nimi, poszłam w stronę biblioteki. Idąc słuchałam muzyki. Wsłuchiwałam się w nią, w małym stopniu zapominając o rzeczywistości. Robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Słońce powoli chowało się zostawiając po sobie piękne, bezchmurne niebo przysłane gwiazdami. Byłam coraz bliżej starej, zabytkowej biblioteki. Gdy stanęłam przed jej ogromnymi, drewnianymi drzwiami poczułam jakby ulgę. Delikatnie włożyłam klucz do zamku. Przekręciłam po czym rękoma je pchnęłam. Drgnęły, zaskrzypiały, otworzyły się. Już przy wejściu było czuć zapach ksiąg. Weszłam zamykając za sobą drzwi, a w ręku trzymałam zapalniczkę...


----
W końcu napisałam, ale ciężko było. Może nie jest ciekawe, ale ważne, że coś :)
Tak po za tym: Zdrowych, Wesołych Świąt Wielkanocnych, spędzonych w miłym, rodzinnym gronie. Smacznego jajka i mokrego Dyngusa! To tak ode mnie, pozdrawiam, Law :) ♥                      

2 komentarze:

Wszystko przeżyję.