piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział IV

    Przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć. Miałam mieszane uczucia. Ten głos, prośby, wokół szum, drżenie, niepokój, strach...
-Proszę pomóż mi. Nie wiem jak długo zdołam uciekać i się ukrywać. Wiem, że Cię zbeształem, oskarżałem, przepraszam. Uwierz, mówię najszczersze słowa, nie kłamię. Jestem w niebezpieczeństwie. - Wydawało się jakby mówił przez łzy.
-Nate...I tak Cię nienawidzę, ale człowiek człowiekowi ma obowiązek pomóc, gdy prosi i czuje skruchę. Powiedz gdzie jesteś to przybiegnę. - Byłam wkurzona, a zarazem nie mogłam siedzieć bezczynnie. Nie potrafię kogoś zostawić w potrzebie, nawet iż to Nate, zachowam resztki człowieczeństwa. W dodatku chyba naprawdę jest w niebezpieczeństwie, nie byłby taki, że by sobie żarty robił. Czy to prawda czy nie, tak tego nie zostawię! Zacisnęłam zęby zrywając się z łóżka.
-Gdzie jesteś?! - Poważnym głosem zapytałam patrząc przez okno.
-Koło wielkiej fontanny. Siedzę skulony pod wielkim dębem. Jest ono charakterystyczne, rozpoznasz je, to pod nim się pokłóciliśmy. - Zdyszany odpowiadał łapiąc oddech.
-Zaraz tam będę, czekaj na mnie. - Rozłączyłam się. Komórkę szybko włożyłam do kieszeni. Z szafy wyciągnęłam starą bluzę z kapturem. Nałożyłam ją na siebie. Nieco za duża, ale w sumie lepiej. Wybiegłam z pokoju. Wszędzie ciemno. Chwyciłam glany, w pośpiechu je zakładając, bez sznurowania. Weszłam do pokoju ojca, pusty...Wróciłam do przedpokoju. Butów jego nie ma, płaszcza też, poszedł do pracy! Pewnie nie słyszałam, bo czytałam. Trudno. Z półki ściągnęłam klucz. Wyszłam z mieszkania, nerwowo zamykając drzwi na zamek. Po schodach praktycznie skakałam, tłukąc się przy tym. Ciężko się biega w niezawiązanych butach, szczególnie takich, a szkoda mi czasu na wiązanie sznurowadeł. Biegłam ile tylko miałam sił. Wokół mnie nic tylko pustka, cisza, mrok. Od czasu do czasu tę ciemność zalewała bladym blaskiem wysoka latarnia. Nie było ni zimno, ni ciepło. Temperatura idealna. Na granatowym niebie wisiał biały półksiężyc, a wokół niego miliony mniejszych gwiazd. Migotały, wskazując mi drogę. Zapatrzyłam się na nie. Powinnam się skupić na jednym. Byłam coraz bliżej. Ledwo łapałam dech. Nie jestem przyzwyczajona biec sprintem na takie dystansy. Poprawka, w ogóle nie lubię biegać! Nie wytrzymałam, musiałam na chwilę przystopować. Zatrzymałam się przy wysokim murze. Około 5 minut drogi od niego znajdowała się fontanna, mój cel. Ręką oparłam się o zimny beton, nisko opuściłam głowę. Przymknęłam oczy. Próbowałam ustabilizować oddech. Serce szybko biło. Po kilkunastu sekundach podniosłam głowę, zacisnęłam pięść i pognałam dalej. Kilka kroków dzieliło mnie od dębu. Zwolniłam tempo. Szłam malutkimi kroczkami. W oddali były słyszalne jakby szlochania. Na potężnym konarze drzewa odbijały się kolorowe światła z fontanny. To był jej nocny urok. Stanęłam przed nim. Oparłam się rękoma o chropowaty pień. Nachylając się ciałem, zaglądnęłam za niego. Na poziomie korzeni kucał Nate z głową skrytą w dłoniach. Trząsł się. Zdziwiłam się na taki widok.
-N-Nate... - Cicho szepnęłam mu nad uchem.
On jak poparzony zerwał się na równe nogi. Cały blady spoglądał na mnie. Wyraźnie było po nim widać, że jest zmieszany.
-Dziękuje Ci, nie wiem jak Ci się odwdzięczę. - Opuścił głowę. Po chwili ręce schował na plecy jakby coś próbował ukryć.
-Wiesz co, najlepiej by było jakbyś w swoim czasie opowiedział co się stało, a teraz pokaż ręce. - Stanowczo powiedziałam. Czekałam na jego reakcje. Przez chwilę nic nie mówił, ani się nie poruszał. Nie chciałam naciskać, jego wybór. Staliśmy w milczeniu. Nagle usłyszałam jakieś głosy. Kilku osób. Stawały się coraz głośniejsze. Ktoś się zbliżał.
-Ja... - Cicho zaczął Nate. Chciał kontynuować, lecz swoją dłonią przykryłam mu usta. Zrozumiał, że ma być cicho. Skinął głową. Oboje przykucnęliśmy wypatrując tych co się kierowali w naszą stronę.
-Gdzie ten gnojek?! Zaraz mu rozwalę łeb! - Ktoś donośnie krzyknął. Nieco się zdziwiłam, robiło się coraz ciekawiej. Założyłam kaptur na głowę. - Oni Ciebie szukają, czy jestem w błędzie? - Zapytałam.
Ponownie się nie odezwał. Czarna grzywka przykryła mu oczy.
-Weź ten telefon i zadzwoń na policje i przy okazji po pogotowie, niech Ciebie opatrzą i ewentualnie ich. - Podałam mu komórkę. Gdy ją chwycił, niezdarnie bocznym klawiszem podświetlił duży ekran.
-Tam coś się zaświeciło! Tędy! - Tajemniczy głos ponownie zakrzyknął.
-Wpadliśmy...Uciekaj w trochę bezpieczniejsze miejsce. Najlepiej w inne krzaki, a ja się nimi zajmę.
-Oszalałaś?! Och jest tam kilku! - Zdenerwowanie w końcu się odezwał.
-Nie takich się uciszało. - Szyderczo się uśmiechnęłam.
-Ja się Ciebie coraz bardziej boję. - Powiedział pod nosem, po czym dzwoniąc się oddalił. Szedł ostrożnie, zgarbiony wtapiał się w sidła otaczającego go mroku. Chwile nie mogłam odciągnąć od niego wzroku. Kogoś mi przypominał. Kogoś kto zachowywał się tak samo. Cierpiąc, sam siebie okaleczał, myśląc, że to mu da ulgę. Uważał, że wszyscy woków są tymi złymi, a on jest bez winy. Unikał prawdy. Nie miał odwagi pójść naprzód z uniesioną głową. Nie potrafił powiedzieć: "Dam radę". Moje zapatrzenie przerwał szelest tuż nad moją głową. Ktoś stał nade mną. Ponownie sama się do siebie uśmiechnęłam, dodając odwagi. Szybko się zerwałam i obracając się, lewą nogą kopnęłam gościa prosto w twarz. Próbowałam utrzymać równowagę, przystałam w miejscu. Tamten wyjąc z bólu i klnąc wniebogłosy runął w hukiem na ziemię. Wyszłam zza drzewa. Rozglądałam się. Na oko na drodze stało mi 7 chłopaków. Nie zdejmując kaptura z głowy, szłam w ich stronę. Nie obawiałam się ich. To było doskonała okazja, by rozprostować kości.
-Ej, kurna, co to?! Wygląda na zmorę nocną. - Wokół nich zaczęły się szepty na mój temat. Lekko mnie to bawiło. Nagle ponownie ktoś stanął za mną. To była ta sama osoba, która przed momentem zwijała się z bólu. Miał w ręce nóż z ostrzem wymierzonym we mnie. Odskoczyłam w bok, łapiąc ten marny nóż, by nie mógł mnie zadrapać nim.
-Jeszcze Ci mało? - Rozgniewana powiedziałam łapiąc w ręce ostrze.
-Ale numer! To dziewczyna! - Zaczęli się śmiać. Irytowało mnie to.
-Macie jakiś problem, co do mojej płci? Śmiechu warty jest wasz kolega, który oberwał od dziewczyny, a chcąc się zemścić nawet noża nie potrafi dobrze ukryć w dłoniach. - Nie odezwał się już nikt. Poczuli się urażeni, zbliżali się do mnie. To była zwykła gierka. Jeszcze ich chwilę przytrzymam, dopóki tamci nie przyjadą. Stałam w bez ruchu.
-Żadna przyjemność bić dziewczynę, ale sama się o to prosi.
-Jeśli masz na tyle odwagi i chcesz się pobawić w damskiego boksera to proszę bardzo. Jak ucierpisz z mojej ręki, nie biorę za to odpowiedzialności.
-Jesteś zbyt pewna siebie. - Odpowiedzieli zaciskając pięści.
Po chwili w oddali rozlegał się dźwięk syren. Przyjechali nawet szybko. Tamci próbowali uciekać. Kilku podstawiłam nogę,a resztę przytrzymałam wektorem. Podszedł do mnie Nate. -To ten! Zabiję Cię! - Rzucał się kierownik całego tego cyrku.
-Zamknij ryj! Uważaj by Tobie zaraz głowa nie odpadła. - Odkrzyknęłam groźnie.
Podbiegli policjanci i zaczęli skuwać agresywnych nowych kolegów.
-Stalowa, nic Ci nie jest?!
-Mi? Nic. Ale jego zawieźcie do szpitala i dajcie pod obserwacje. - Powiedziałam, wskazując na Nate'a, On nic nie odpowiedział. Spokojnie, bez sprzeciwów wsiadł do karetki. Sama też poprosiłam o transport do domu. Wróciwszy padnięta poszłam spać. Leżąc rozmyślałam o nim.
   Wstałam w południe z okropnymi zakwasami w całym ciele. Trudno było mi przejść odległość 2 metrów. Obolała zalazłam do kuchni. Zrobiłam sobie porządne śniadanie i kawkę. Usiadłam przy stole. Nawet siedząc w kuchni, z pokoju ojca słyszalne było jego głośne chrapanie. Ciężko szło mi jedzenia, nawet pomimo tego, że miałam niezły apetyt. Męczyło mnie zwykłe ruszanie i mielenie gębą. W planach miałam odwiedzić Nate w szpitalu, przesłuchać tamtych gości i wyjaśnić jakiekolwiek sprawy. Gdy zjadłam, powędrowałam do łazienki się ogarnąć. Po kilkunastu minutach byłam już gotowa. Zastanawiałam się czy zadzwonić do Firm. Miałam przeczucie, że nie będą chcieli ze mną rozmawiać po ostatnim...Ale chyba to było dobre wyjście, poszłam ochłonęłam, a tak to bym chodziła naburmuszona. Wzięłam do ręki komórkę. Przez chwilę gapiłam się w ekran, gdzie był wyświetlony kontakt Firm. W końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę. Minęło kilka sygnałów, powoli traciłam nadzieję.
-Law! Cześć! Co tam?! - Radośnie przywitała się.
-Eee, cześć. Nawet dobrze, mam pytanie.
-Jakie?
-Zechciałabyś pójść ze mną do szpitala odwiedzić pewną osobę? - Niepewnie ciągnęłam.
-Pewnie! Za 15 minut będziemy! Paa! - Rozłączyła się.
Byłam zdziwiona, nie pytała o szczegóły, nic. Poszłam do pokoju. Z górnych półek w szafie ściągnęłam czarną torbę na ramię. Zapakowałam do niej księgę i notatki. Gotowa wyszłam przed blok i usiadłam na ławeczce wyczekując na przyjaciół. Pogoda była świetna. Błękitne niebo, delikatny wiaterek, słoneczko wysoko. Po paru minutach przyszli. Razem poszliśmy do szpitala.
-No to kogo odwiedzimy? - Zapytała Dzinks.
-Umm...Nate'a. - Cicho powiedziałam.
Przystaliśmy. Zapadła grobowa cisza. Na ich twarzach zdziwienie mieszało się z przerażeniem. Patrzyli na mnie jak na wariata. Wsadziłam ręce do kieszeni i nie odzywałam się słowem.
-J-jak to?! - W szoku rzekła Firm.
-Nic poważnego. Kolega zapomniał kilku ważnych rzeczy w życiu, wstępując na złą drogę. Przyda mu się nasza pomoc, a o wszystkim dowiecie się na miejscu. Wybaczcie. - Ruszyłam do przodu.
-Oboje jesteście tacy tajemniczy. Mam nadzieję, że to się dzisiaj zakończy. - Gniewnie odezwała się Bel.
-Przepraszam, tak wyszło. Wytłumaczymy wszystko. - Opuściłam wzrok na chodnik. Głupio się czułam. Resztę drogi szliśmy w ciszy. Widziałam na ich twarzach rozczarowanie. Gdy dotarliśmy, serce zaczęło mi głośno bić. Weszliśmy do środka. Długi korytarz był przed nami, a w nim mnóstwo ludzi, mierzyli nas wzrokiem. Otworzyłam drzwi od jego sali. Uniosłam oczy i ujrzałam jego ze łzami w oczach...


------
Ufff, nareszcie napisałam! :D Ten tydzień był taaaki zmulony...Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam, Law ; )                           

4 komentarze:

  1. Hehe, kilka razy powtórzyłaś ten sam błąd: nie "woków" tylko "wokół" :)
    A tak poza tym to znów zajebiście ^^ Czekam na dalszą część :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aa, no fakt, pisałam to po 22 jeszcze taka nakręcona byłam i nie patrzyłam jak piszę ;D

      Usuń
  2. Wow własnie odkryłam twojego bloga i miałam bardzo dużo czytania. Jesteś niesamowita, twoje opowiadanie jest naprawdę świetne. Postaram się na bieżąco śledzić nowe posty.
    Przy okazji zapraszam na mojego bloga:
    http://rebyouanime.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeeeeju, dziękujeeee <33 Miło jest czytac takie komentarze :))

      Usuń

Wszystko przeżyję.