-Ile tu książek! - Krzyknęłam tuż po zapaleniu świecy. Tyle regałów, a na nich setki, tysiące, dziesiątki tysięcy zakurzonych książek, które tylko czekają, by je ktoś wziął do rąk i uważnie czytał ich mądrości. Na szczęście były oznaczone alfabetycznie, co w pewnym stopniu ułatwiło mi sprawę. Na początku podeszłam do starszych półek. Zaczęłam od litery "A", bo w końcu głównie chodzi mi o alchemię. Niektóre były naprawdę wysoko, więc wspomagałam się wektorami, nie jednym, lecz wszystkimi. Przy moim prześladującym pechu lepiej się asekurować przed samowolnie spadającymi mi na moją mądrą główkę książki. Po małym szperaniu po tytułach moje zainteresowanie i zapał do szukania i czytania się zmniejszał. Ciągłe branie ich, kartkowanie, odkładanie i od nowa, to robiło się żmudne. Moje miejsce na ziemi, na którym miałam zamiar odkładać te ciekawsze książki, wcale się nie zapełniało. Zrobiłam sobie małą przerwę. Zeszłam z półek i podeszłam do stoliczka, gdzie stał mój wcześniej zakupiony na stacji, wielki kubek kawy. Łyknęłam ją. Była mało słodka, ale nie mogłam nic na to poradzić. Odstawiłam kubek i kontynuowałam poszukiwania. Ponownie wdrapałam się na regał. Jeden już cały sprawdziłam. Ze straconymi nadziejami podeszłam do kolejnego. Zapaloną święcą podświetlałam sobie okładki. Po szybkim przejechaniu nad każdą nad moment przystopowałam. Miałam wrażenie jakby jedna z nich była pusta, albo miała w sobie coś co ją wyróżniło. Cofnęłam się i natknęłam na nią. Była wciśnięta między dwie wielkie encyklopedie co utrudniało mi jej wyciągnięcie. Silno je odepchnęłam i chwyciłam znalezisko. Ciężka, okurzona, ale w jaki sposób? Okładka z tyłu i z przodu powinna być nie okurzona, bo była wciśnięta między inne księgi. Dziwne...Ręką odgarnęłam kurz. Chciałam ją otworzyć, a tu niespodzianka - jest zamknięta na zamek. Klucha w pobliżu nie widziałam. Ciekawość mnie zżerała. Usiadłam na chłodnych parkiecie, a książkę położyłam na nogach. Spod pewnej warstwy włosów wypięłam czarną wsuwkę. Mam ją zawsze na czarną godzinę. Kilka minut kombinowałam, wyginałam ją, ponownie prostowałam, potem dalej naginałam i tak kilkadziesiąt razy. Martwiłam się bym jej nie złamała, bo drugiej nie mam. Gorzej będzie jak nie otworzę a utknie i złamie się w środku! Przez te nerwy i niezdecydowanie, przypadkiem otworzyłam tajemniczą księgę. Pierwsza moja reakcja na nią to głośne kichnięcie, które niosło echo po całej wielkiej, ciemnej sali. Książka miała nienaruszone kartki, ale tylko z początku. Kolejne były coraz bardziej wymięte, poszarpane. Tak jakby ktoś z początku o nią dbał, pilnował, a z czasem poniewierał i nie szanował. Powoli zbliżał się świt. Księgę zamknęłam, nie zamykając. Poukładałam resztę tak jak trzeba, zabrałam swoje szpargały i wyszłam z biblioteki. Słońce nadzwyczaj wyjątkowo wschodziło i do samego ranka było cieplutko. Nie wiał najsłabszy wiaterek. Spacerkiem szłam przysłuchując się śpiewu ptaków. Spojrzałam na zegarek w telefonie, ale ku mojemu zdziwieniu tuż po odblokowaniu, wyświetliły mi się wiadomości i nieodebranie połączenia. Przeglądnęłam je. Dwa sms-y od Firm, jeden od Bel, kolejne trzy od ojca...Dwa nieodebrane połączenia również od niego. Uuu, będzie źle. Z trwogą czytałam te wiadomości. Po ich przeczytaniu, oniemiałam. Z treści wynikało, że tato próbowałam mi tylko przekazać, iż nie wróci do domu na noc, bo wziął nocną zmianę. Ulga, wreszcie sprawdziłam godzinę. Była 7.30! O szlag. Biegiem już wracałam do domu na skróty. Ta zmiana kończy się o 6 rano, a tato wraca z niej tak przez godzinę czasem ponad. Wpadłam! Tak, teraz włącza się we mnie moja mało wykorzystywana cecha - kombinator. Żeby choć trochę zaretuszować moją nocną nieobecność w domu, wstąpiłam do osiedlowego sklepu po coś na śniadanie. Z chwilą wejścia do sklepu, sprzedawczyni z nieźle zdziwioną miną obserwowała mnie. W takiej sytuacji każdy by się zastanawiał dlaczego, przecież chyba aż tak źle nie wyglądam, no może trochę gorzej niż zwykle. Poszłam na dział z pieczywem. Do opakowania wrzuciłam kilka świeżych kajzerek. Następnie podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej trzy serki topione, śmietankowe, bo tato je lubi. Dla siebie wzięłam Nutellę. Z koszykiem powędrowałam do kasy, wypakowałam na ladę zakupy. Na bok do reszty odłożyłam pusty koszyk. Sprzedawczyni, która z natury jest przemiła nadal patrzyła się mi w oczy. Po momencie opuściła wzrok i zaczęła liczyć produkty, a ja grzecznie czekałam.
-Izuniu, co się stało, że tak wcześnie Cię tu widzę? - Uśmiechnęła się i zaczęłam zamowolnie pakować moje zakupy do reklamówki.
Aaa, więc to oto chodziło! Przynajmniej to się szybko wyjaśniło.
-Dzisiaj ja chciałam zrobić śniadanie. - Wymusiłam uśmieszek.
-Dziękuje, dowidzenia! - Dodałam wesoło wychodząc z reklamówką ze sklepu. W podskokach wbiegłam na czwarte piętro. Przed drzwiami mieszkaniowymi, przystałam na chwilę. Zrobiłam kilka wdechów i wydechów. Ostatnie silne nabranie powietrza i otworzyłam drzwi. Bez pośpiechu ściągnęłam nieco zabrudzone glany. Wiadomo, tato jest już w domu, świadczą o tym drzwi, które były otwarte. Po cichu poszłam do swojego pokoju odłożyć księgę. Dreptałam do kuchni, lecz w przedpokoju zjawił się ojciec.
-Martwiłem się, gdzie byłaś? - Wyjątkowo spokojnie zapytał.
Nie wiedziałam co zrobić, co powiedzieć. Nie chciała ponownie go okłamywać. Ze spuszczoną głową odwróciłam się przodem do niego.
-Przepraszam...- Ze skruchą szepnęłam. - Zapomniałam Cię poinformować o moim nocnym wyjściu, ale wyleciało mi to kompletnie z głowy.
-Byłaś na imprezie?
-Ja? Nie. - Ze zdziwieniem odparłam.
-Przynajmniej masz poczucie winy, ale nie dziwię Ci się. Ja na Twoim miejscu dawno bym zwariował i się załamał. Tak więc nie przejmuj się już tym. Było, minęło, a teraz miło by było wiedzieć gdzie wędrowałaś. Jak chcesz oczywiście mówić. - Rozchmurzył się.
-Nie będę ukrywać. Ale najpierw coś zjemy i wypijemy kawę. - Poszłam do kuchni przygotować śniadanie. Jakiś czas opowiadałam co robiłam. Ojciec po minie nie był zadowolony, ale sam dał mi wolną rękę. Złożyłam sobie obietnicę i nie spocznę dopóki jej nie spełnię. Po pogaduszkach poszłam nadrobić wieczorno - poranną kąpiel. Zimna woda to jest to. Napełniłam nią prawie całą wannę. Z ulgą się w niej zanurzyłam. Po godzinnej kąpieli i 20 minutowym myciu włosów, poszłam do moich czterech kątów. Nadal był tam bajzel. Rozłożyłam się na dywanie i zaczęłam czytać. Kim są alchemicy? Na moje przetłumaczone to prawie normalni ludzie różniący się większą siłą woli i determinacji. Mają większą wytrzymałość i sprawność fizyczną jak i umysłową. Wydaję się to niewiele... Z czego składa się człowiek? Jak powstał? Człowiek, a alchemia. Cholera same trudne tematy. Sama tego nie ogarnę. Położyłam książkę obok. Strony dziwnie się przekartkowały i zatrzymały na rozdziale zatytułowanym: "Alchemicy i ich obowiązki oraz przeszkody". Zaciekawiło mnie to. Może tutaj znajdę coś na temat tego zadania, którego nie chciała wykonać mama. "Alchemikom zagrażają ogromne bestie[...]składające się z dusz ludzkich. [...]One polują na alchemików[...]ich duszę są dla nich pokarmem.[...]Są dość silne.[...]Jedynym sposobem na ich pozbycie się jest zabicie. [...]Jednak one same się nie tworzą. Aby całkowicie je unicestwić trzeba odnaleźć i zabić ich tak jakby rdzeń.[...]Nikomu się to jeszcze nie udało, jedynie zatrzymanie ich ataków na jakiś czas co kosztowało sporo energii i wysiłku.[...]Osoby po ich stronie, pomagający im porównują siebie do Boga...[...] To wszystko to prawda? Tak, najpierw sama przekonuje to wiedzy książek, a potem sama w nie wątpię. Jeśli oni pójdą do tej szkoły, tę księgę powierzę im. Na temat oczu i moich wektorów zapewne nic w niej nie znajdę. Nie mam co prosić ojca o pomoc, upierał się przy swoim, że nic o tym nie wie. "Radź sobie sama" Jego ulubione słowa. Położyłam się całkowicie na dywanie. Wyprostowane ręce rozłożyłam do boku. Słyszałam, że coś mi szeleści za uchem. Ręką wyciągnęłam spod głowy jakieś kartki. No tak! Miałam jeszcze sprawdzić tę szkołę i obejrzeć notatki mamy. Zerwałam się i usiadłam przy laptopie. Postanowiłam tak jakby włamać się na serwer biura, tam to jest dopiero zbiór informacji. Po wpisaniu tych istotnych danych, weszłam do systemu. Wpisałam do wyszukania najprostszą nazwę:" Alchemist School". Coś jest, ale czy to to? Przewijam stronę. Nie ma adresu, anie telefonu. Jest tylko duży napis:" Rekrutacja tylko dla wybranych". Czyli oni są wybrańcami. Dziwnie to brzmi. Zabrałam się za kontynuowanie lektury. W ten sposób minął mi w mgnieniu oka cały dzień. Nieco się wzbogaciłam w wiedzę. Oczy mnie nieźle bolały. Najzwyczajniej w świecie walnęłam się na łóżko i zasnęłam...
Głośny dźwięk telefonu. Myślałam, że to we śnie, ale myliłam się. Nagłe przebudzenie. Przecieram oczy. Na ziemi leżała komórka. Od jej podświetlonego ekranu, cały pokój się rozjaśnił. Ledwo przytomna złapałam go ręką. Godzina trzecia nad ranem. Dzwoni...zastrzeżony. A odbiorę. Podnoszę głośnik od ucha.
-Tak? - Cicho pytam rozmówcę.
-I-I-Iza...- Jąkając się ktoś nerwowo odpowiedział.
-----
Kolejny za nami, tak przynudzam, ale ciężko mi idzie pisanie. Mogą byc błędy, bo jestem okropnie śpiąca, a chcę byc systematyczna ;D Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam Law ;)
Piątek 13-stego mój dzień ♥
Jaaa.... super :3
OdpowiedzUsuń