piątek, 27 kwietnia 2012

Rozdział V

    Napięta atmosfera wisiała w powietrzu. Z początku nie mogłam wykrztusić słowa. Stałam zdziwiona w progu. Patrzył na nas zapłakanymi oczami. Był blady. Z jego mizernej miny było widać, że jest strasznie zmęczony. Zapewne zamiast spać to ślęczał przy tym oknie z widokiem na wiadukt i rozmyślał. Szczerze to żal mi się go zrobiło. W rozproszonych myślach, układałam słowa, by coś zacząć rozmawiać. Po momencie całkowicie obrócił się w naszą stronę.
-Cześć,wejdźcie, nie gryzę. - Cicho powiedział, wskazując ręką na biały stoliczek i krzesełka.
Podeszliśmy do nich, by usiąść. Wzrokiem zmierzyliśmy siebie wzajemnie. Po ich minach wiedziałam, że ja mam zacząć dalsze konwersacje. Zacisnęłam lekko pięść, zagryzłam wargę.
-Nate...przestań wylewać łzy. Nie przyszliśmy razem płakać nad rozlanym mlekiem. Przyszedł czas na wyjaśnienia, bardzo opóźnione wyjaśnienia. - Wygodnie usiadłam po środku, nakładając nogę na nogę. Torbę powoli kładłam na ziemię, a ze środka wyciągnęłam dużą tabliczkę czekolady z nadzieniem truskawkowym i dałam ją do rąk Nate'a.
-Dla mnie? - Zdziwił się i popatrzył na mnie pytającym wzrokiem.
-Nie. Dla tego dawnego Nate'a. - Sarkastycznie odpowiedziałam.
-Chyba wiem co masz na myśli. - Opuścił głowę.
-Mam nadzieję...
-No, a teraz chcemy wiedzieć co tu jest grane?! - Wtrąciła niepewnie Firm.
-Jeśli chcecie wpierw wiedzieć, co się w sumie dzisiaj wydarzyło, dlaczego on jest w szpitalu, to aby on wam to wytłumaczył. Ja, że tak powiem będę udawała jakby mnie tu nie było. - Wyciągnęłam notatki z torby i otworzyłam.
-Masz rację, ja to powinienem wyjaśnić, ale przynajmniej słuchaj, bo wyjaśnię to co chciałaś wiedzieć. - Usiadł na łóżku, a nogi wyciągnął do podłogi.
-Poćwiczę podzielną uwagę. - Opuściłam głowę i zaczęłam czytać. Po części słuchałam o czym mówili, widziałam, że są wstrząśnięci. Opowiadał o jakiejś imprezie, gdzie 'chrzcili' nowych. On był jednym ze 'świeżaków'. Jako znak przyjęcia do ich grona, było cięcie rąk. Każdy nowicjusz musiał sobie sam pociąć ręce, a następnie podejść do każdego, by oni również żyletką po skórze przejechali. Tak się wsłuchałam, że aż mnie nerwy brały na samą myśl o czymś takim. To przechodzi ludzkie pojęcie. Ale nie ma się co dziwić, bo jeśli byli w jakieś sekcie i mieli słabą psychikę, to to nawet jest zrozumiałe. Każdy kto miał jakąś tragedie w rodzinie, zazwyczaj ogarnia go gniew mieszany z szaleństwem. W najgorszym wypadku dochodzi do samobójstwa. Gdyby tak w kraju podliczyć wszystkie samobójstwa, ich liczba byłaby przerażająca i niepokojąca. Po chwili ich oczy zwróciły się ku mnie. Ja siedziałam zamyślona z ręką podpartą o podbródek. Nie mogłam się skupić. Po paru ich zawołaniach ocknęłam się.
-C-co jest? - Wybełkotałam siadając normalnie.
-Odpłynęłaś... - Cicho powiedział Edward.
-Oj tam, każdemu się zdarza. Nie kontroluję tego.
-A słuchałaś chociaż? - Zapytał Nate.
-Taa, wszystko. To dlatego chowałeś ręce za plecy. - Przez zęby odpowiedziałam. Nie odezwał się. Znów zapadła cisza. Wstałam i podeszłam do Nate'a. Na jego twarzy było zakłopotanie. Jakby się bał. Chwyciłam jego prawą rękę i wyciągnęłam do siebie. Była cała w bandażach. Delikatnie w jednym go odwinęłam. Syczał w bólu. Jego skóra była pocięta i zakrwawiona. Dziwiło mnie, że aż tak to wytrzymuje. Zasłoniłam te rany. Stanęłam nad nim z opuszczoną głową.      
-Wiesz co...mieć zdrowe ręce, swoje ręce, a tak je okaleczyć. Nie szanujesz siebie. Nie ładnie. - Z powagą się odezwałam.
-Mój błąd. Byłem w dołku, nie wiedziałem co robić i do tego wpadłem w złe towarzystwo.
-Rozumiem, ale tu i teraz obiecaj nam, że wróci nasz stary Nate.
 Na każdego z osobna uniósł wzrok i delikatnie się uśmiechnął. Westchnął.
-Obiecuje... - Wesoło odpowiedział.
-Wybaczcie, że przerwę tę piękną chwile, ale jeszcze chcemy wiedzieć, dlaczego siebie nienawidziliście.
Szeroko otworzyłam oczy. Myślałam, że o to ni zapyta, a jednak. Przez kilka sekund milczałam. Powróciłam na swoje krzesło. Nie wiedziałam jak o tym powiedzieć, bo to nie była miła historia.
-Otóż...zaczęło się po śmierci tamtej dziewczyny, wiecie której, tej co siebie sama zabiła przy naszej obecności . Po kilku dniach Nate zadzwonił do mnie, prosząc o spotkanie, pilne spotkanie. Gdy przyszłam, zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Wrzeszczał na mnie i obwiniał. Byłam przerażona, pierwszy raz widziałam go w takim gniewie. - Przerwałam i odetchnęłam.
-O? - Zapytała zaciekawiona Dzinks.
-O to, że zabiłam jego ojca... - Cicho odpowiedziałam. Byli zaskoczeni tą informacją. Nie wiedzieli wcześniej o niczym, a ja nie potrafiłam tego powiedzieć. Najlepszy trener został zamordowany niby prze ze mnie. Serce mi się kroiło na tę myśl.
-J-jak to?! - Zaskoczony wybełkotał Edward.
-Znaleziono go na hali sportowej, gdzie miałam treningi. Faktem było to, że przed morderstwem byłam tam, ale nie dopuściłabym się takiego czynu. Nie wiem dlaczego Nate tak myślał.
-Bo...Całe jego ciało było pocięte jakby kataną, a w tym dniu byłaś pokłócona z moim ojcem. Tylko Ty mi przychodziłaś na myśl, teraz tego żałuję.
-Wiem, ciało było wręcz zmasakrowane ostrym narzędziem. Sama osobiście brałam udział w śledztwie, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Sekcja zwłok wykazała, że rany są za płytkie i za bardzo wąskie jak na katanę. Ostatecznym stwierdzeniem było to, że morderca się posłużył zwykłym nożem kuchennym.  Po drugie nie odważyłabym się zrobić czegoś takiego, zabić człowieka, w dodatku takiego, którego się szanowało i podziwiało. Mojego alibi nie mogę potwierdzić. Z nikim się nie kontaktowałam, a w domu mnie nie było. Błąkałam się po mieście. - Powoli i wyraźnie tłumaczyłam.
-Nie wiem jak to wszytko Ci wynagrodzić. - Znów się popłakał.
-Jeśli zaraz nie przestaniesz beczeć to ci przysolę protezą w twarz! - Krzyknęłam. Po minucie się uśmiechnęłam, by trochę rozwiać ponury nastrój. Wzięłam księgę do ręki i otworzyłam przez wszystkimi.
-Nadal łakniecie wiedzy na temat tej szkoły i ogółem Alchemii? - Wesoło zapytałam.
-A coś znalazłaś? - Ze zdziwieniem zapytała Firm.
-Coś i nie coś. W sumie mało, ale zawsze coś. Jesteście wybrańcami, tak powiem. - Wskazałam na nich palcem. Byli po raz wtóry zaskoczeni. Gapili się na mnie jak na pomyleńca.
-Żarty sobie stroisz. Mów poważnie i zrozumiale. - Popukała się w głowę Dzinks.
-Mówię to co czytałam.. " Rekrutacja tylko dla wybranych" Te słowa czerwoną czcionką są zapisane na stronie tej szkoły, po za tym nic więcej. - Pokazałam im wydruk tej strony na dowód.
-Faktycznie, a co to jest ta alchemia? - Zapytała Bel oglądając księgę.
-Ta 'encyklopedia', którą macie przed sobą, jest zbiorem informacji na ten temat. Ja już ją przestudiowałam, teraz należy do was. - Powiedziałam.
-Eeej, o czym wy gadacie?! - Z zakłopotaniem zakrzyknął Nate. No tak, on nic nie wie.
Wszyscy unieśliśmy głowę, śmiejąc się z jego wyrazu twarzy. Podeszliśmy do niego i wszystko opowiedzieliśmy. Rozmowy ciągnęły się i ciągnęły. Tak do wieczora. Załatwiłam Nate'owi wypis na jutro ze szpitala. Od teraz będzie jak dawniej. Mam nadzieję...

Dzień następny.
   Wszyscy razem spotkaliśmy się w domu Nate'a. Teraz mieszkał tylko z ciotką i jej córką. Miał ładny, duży dom jednorodzinny, ale jego pokój przeszedł niemałą metamorfozę. Przyjemne, błękitne ściany były przemalowane na szaro - czerwony. Brązowe meble zastąpiły czarne. Nawet najmniejsze kolorowe dodatki pozmieniał. Nieźle mu odbiło. Razem usiedliśmy na czarnym dywanie. Każdy z nas lubił tak siedzieć. Jedliśmy chipsy i popijaliśmy Pepsi. Oni dyskutowali na przeróżne tematy. Ja zajęłam kącik i czytałam notatki mamy. Głupio się czułam, bo to prywatne rzeczy, a ja je ot tak sobie czytałam, jakby mi się należało. Mama głównie pisała o postępach w alchemii i robiła ściągi. Czasami unosiłam nos zza zeszytu i patrzyłam jak oni wesoło gadają. Widocznie ta księga ich zaciekawiła, w sumie mnie też. Może to rozwiniemy w praktyce, kto wie...
-Hej, Law, chodź tutaj. - Krzyknęła Dzinks pokazując jakieś rysunki w książce.
-No, co tam ciekawego macie? - Zapytałam, przysuwając się bliżej. Zobaczyłam temat o kręgach transmutacyjnych. Ten temat również mnie interesował i kusiło mnie, by to wypróbować. Zarazem chciałam, ale miałam wątpliwości.
-Um...wiedza w praktyce. Nie mówcie, że chcecie wejść sercem, duszą i ciałem w tą alchemię. - Zadałam pytanie. Można to było nazwać pytaniem retorycznym.
-Owszem, mamy szanse, więc czemu nie. Yyy... - Zatrzymała się Firm, a jej mina pomarniała.
-Co? - Zaskoczona usiadłam po turecku oczekując odpowiedzi.
-Wybacz, że tak się cieczymy...- Dokończyła Bel.
-O co chodzi? Jeszcze dwie minuty temu byliście wniebowzięci.
-Ty nie dostałaś jeszcze tego zaproszenia? - Odezwała się Dzinks, wpatrzona była we mnie z troską.
-Nie, ale to nic. - Uśmiechnęłam się. - Kiedyś i tak każdy pójdzie w swoją stronę.
-Bez Ciebie nie pójdziemy. - Zaprotestował Edward.
Umilkłam. Nie sądziłam, że aż tak jesteśmy z sobą zżyci. Nie chciałam, by prze ze mnie marnowali szansę. Głupio mi było. Próbowałam coś wymyślić, ale bez skutku.
-Dajcie spokój...- Cicho powiedziałam.
-Jeśli już tak mówimy o jakiś zaproszeniach do szkoły. Przypomniałem sobie, że chyba też takie dostałem.  - Mówił Nate, po czym wstał i podszedł do szafki i wyciągnął kopertę. Otworzył ją i wyciągnął zawartość pokazując ją nam. Byliśmy wryci. Uważnie się przyglądałam. Nie było różnicy.
-Odpowiedzcie coś! - Pomachał ręką nam przed twarzami.
-My...mamy to samo. - Powiedziała  Firm.
-Ale dlaczego Law nie ma? - Zapytała Bel.
-A tam. Przejmujecie się. Nawet mnie nie interesuje dlaczego. - Nie miałam ochoty dalej tego ciągnąc.
-A ty dalej swoje... - Znudzona szepnęła Dzinks, obracając oczami.
Po chwili poczułam wibracje z kieszeni. Ktoś dzwonił. Wstałam i na metr odeszłam od reszty, odebrałam, dzwonił tato.
-Tak? - Spontanicznie zapytałam.
-Iza, jak możesz przyjdź do domu na obiad, mama...macocha twoja specjalnie dla ciebie ugotowała.
-Ok, będę za 15 minut, pa. - Rozłączyłam się.
-Kto dzwonił? Jeśli można wiedzieć? - Zapytała wesoło Firm.
-Tato, spadam na obiad. - Podniosłam torbę z podłogi.
-My jeszcze zostaniemy, więc jak coś dołącz później jak dasz radę. - Dodała Dzinks.
-Zobaczę, ale nie obiecuję. - Odprowadzili mnie do drzwi. Otwierając je, za rękach złapała mnie Bel.
-Księga! Zapomniałaś!
-Zostawiam ją. Nie potrzebna mi. - Uśmiechnęłam się i oddaliłam.
 Z uśmiechem na twarzy szłam z uniesioną głową przez całą drogę. Gdy weszłam do domu, od razu poczułam smakowite zapachy.
-O już jesteś. Wyrobiłaś się w 10 minut. - Powiedział tato.
-Widzisz. - Z dobrym humorem podreptałam do pokoju odnieść torbę. Potem poszłam do głównego pokoju usiąść przy stole. Jak zawsze usiadłam po środku na moim ulubionym, gibającym się krześle. Dawno nie widziałam tej drugiej mamy. Musiała wyjechać za granicę.Nie wiedziałam czego się spodziewać. Po pięciu minutach weszli do pokoju z obiadem. Mama była uśmiechnięta, jakby o niczym nie wiedziała. Wszyscy usiedliśmy przy stole, czyli ja, tato, mama i jej córka. Atmosfera nie była zła, lecz nikt nie zaczynał rozmowy. Nie wytrzymałam tej ciszy i dziwnym, piskliwym głosikiem powiedziałam: - Pyszny obiad.
Oni chwile na mnie patrzyli z niedowierzaniem, ale po chwili zaczęli się śmiać. Opuściłam głowę i widelcem maltretowałam ziemniaki w sosie. Nagle rozległ się dźwięk domofonu. Od razu się zerwałam, by odebrać.
-Dzień dobry, poczta...


-------
Kolejny ;D Przepraszam za błędy, ale mnóstwo mi czasu zajęło to pisanie. Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam Law ;)
Tak poza tym, dziękuje za miłe komentarze ;) Uwierzcie, coraz więcej ludzi poznaję w internecie i pisząc z nimi, naprawdę jakoś tak milej jest w duszy. Dziękuje <3                          
   

3 komentarze:

  1. Fajne, czekam na dalszą część :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczęłam czytać przed chwilą i jestem już tuu *.* Jesteś niesamowita. Genialne pomysły. Zachwycam się ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ogromne dziękuję! Aczkolwiek, to jest pierwsza część, która mi się osobiście nie spodobała. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz czytając dalej! :)

      Usuń

Wszystko przeżyję.