piątek, 10 lutego 2012

Rozdział XIV

[...]

-Wykrztuś to z siebie! Wiem, że tego w głębi duszy chcesz! - Z jeszcze większym naciskiem w słowach przekonywała mnie.
-Przeczuwam, że nie mam innego wyjścia. Ja...zgadzam się! - Stanowczo wykrzyknęłam. Ta decyzja wydawała mi się jakby wymuszona ze mnie. 
-Nareszcie. 
Bez chwili zawahania podałam jej rękę. Później poczułam okropny ból. Oczy nagle zapiekły, a przez całe ciało przeszły dreszcze. Po chwili ustało. Wszystko zniknęło. Spadałam w głąb jakiegoś czarnego tunelu.
-Nie!!! - Wystraszona z trudem łapiąc dech obudziłam się. Nerwowo rozglądałam się po pokoju.  Dłońmi, delikatnie przetarłam zaspane oczy.
-Chyba to był tylko sen, a raczej realistyczny koszmar. -Sama do siebie cicho powiedziałam. Z ulgą odetchnęłam. Błoga cisza. Słyszę nawet cichutkie tykanie mojego zegarka kieszonkowego. Powoli wstałam i jak gdyby nigdy nic poszłam zrobić kawę. Usiadłam w pustym, dużym pokoju przy stole. Z nudów wzięłam do rąk poranną gazetę. Rzuciłam ją w kąt, żadnych nowości. Próbowałam sobie przypomnieć to co mi się śniło. Biała postać, krew, wektory, co to ma wspólnego ze mną? Przecież ja...Właśnie może ona ma miała rację? Może naprawdę udaję kogoś kim nie jestem. Głupie myśli. Ale jeśli się zgodziłam. Chyba nic w moim wyglądzie i zachowaniu nie uległo zmianie. W sumie nie jestem w stanie tego stwierdzić. Co się będę przejmować snem? Wstałam i poszłam odnieść kubek do kuchni. Minęłam lustro i automatycznie się w nim przy okazji przejrzałam. Przeszłam, ale...co to było? Moje oczy! Cofnęłam się. Ponownie się przyglądnęłam tym razem uważnie. Nie, wydawało mi się. Odeszłam. Chyba powinnam o tym z kimś porozmawiać. Komu mogłabym zaufać...Ryuuzaki! Szybko się zbiorę i zadzwonię do niego. Poszłam do pokoju, by wybrać ubrania. W kącie stała oparta o ścianę katana. 
-Działasz mi już na nerwy. - Rzuciłam na nią czarną chustę. 

     -Cześć Ryuuzaki! Dziękuje, że znalazłeś dla mnie czas. Zależało mi. 
- Dla Ciebie zawsze mam czas, ale nie wyglądasz dobrze. 
-Wiem. - Usiadłam naprzeciwko niego. - Mam Ci coś do opowiedzenia. Mam nadzieję, że wysłuchasz mnie i nie wyśmiejesz. 
-Nie przejmuj się, mów słucham. - Uśmiechnął się.
- Śniło mi się...- Długo opowiadałam o tym. Z jego miny wnioskowałam, że z zainteresowaniem słucha. Gdy skończyłam podniosłam na niego oczy. 
-To wygląda dziwnie, ale nic Ci nie jest, prawda? 
-Chyba nie. Przygnębia mnie to, że ona była moimi prawdziwymi pragnieniami, uczuciami...prawdziwą mną. - Smutnie odrzekłam po czym opuściłam lekko głowę.
-Nie, Ty taka nie jesteś. Teraz przede mną siedzi prawdziwa Law. Możliwe, że ona chciała Tobą manipulować. 
-Nie wiem, nie mam pojęcia. Najgorsze jest to, że zawarłam z nią tak jakby jakiś układ. 
-I nie wiem czy coś się stanie czy nie. Na razie się nie przejmuj. 
Podniosłam głowę i odwzajemniłam jego uśmiech. Chwilę później zaproponował wspólny wypad do kawiarenki. Chciałam się jakoś wymigać, ale nie dał wyboru. 


    Popołudniu, trochę weselsza wróciłam do domu. Czekał mnie trening. Ekipa chciała ze mną iść więc się zgodziłam. Najwyżej będą się nudzić. Katana w dłoń i poszliśmy. Podczas drogi śmialiśmy się. 

-Nate, przeszło Ci już? - Przerywając zapytałam. 
-Tak, na przyszłość Cię nie zdenerwuję, ale słodko się wkurzasz. - Uśmiechnął się. 
-O widzisz, już kolejna osoba tak uważa! - Wtrąciła Dzinks. 
-Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa. - Również się uśmiechnęłam. 
-Pogodziliście się? - Zdziwiona zapytała Firm. 
-Czy ja wiem? - Szybko odpowiedziałam. 
-Wszystko w porządku? - Spytał Edward. 
-Tak, wszystko. - Speszona szybko odpowiedziałam. 
-Ej, chciałabym poznać tego Twojego kolegę z pracy! - Wesoło, zmieniając temat powiedziała Dzinks.
-Eee? -Przystałam na chwilę. 
-Ta, ja też chcę, wszyscy chcemy! - Dodała Firm.
-Może kiedyś...
-Kiedyś?! Ja chcę jak najszybciej! 
-Zapomnij! - Zaczęłam iść dalej. Doszliśmy. Tym razem nie będzie niespodzianek. 
Komórkę odłożyłam na ławkę koło reszty. Rozpoczęłam krótką rozgrzewkę. Przy okazji jeszcze chwilę z nimi gadałam. Później odeszłam od nich. Zajęłam się walką. Po chwili Firm wzięła do ręki mojego złoma. Olałam to, nic nie dzwoniło więc, pewnie patrzy na muzykę. Potem zaczeli coś między sobą szeptać. Przez moją nieuwagę trener swoim mieczem wytrącił mi moją katanę. Próbując ją złapać, chwyciłam całą otwartą dłonią ostrze. Przez zaciśnięcie pięści ostrze przecięło skórę. Rana mocno krwawiła. Odskoczyłam w tył. 
-Nie uważasz. Odetchnij sobie, a ja pójdę po apteczkę. - Poważnie odrzekł pan Es. 
-Nie trzeba, to nic. 
-Jak nie trzeba?! Przecież to mocno krwawi. -Przyśpieszył kroku. 
-Law, nic Ci nie jest? - Z troską zapytała Firm. 
-To tylko lekka rana, nic poważnego. -Odparłam podnosząc katanę. Lekko się wkurzyłam na siebie, sama jestem sobie winna. Niepotrzebnie się rozglądałam. Przejrzałam się w ostrzu. Moje oczy! Czyżby powtórka z rana? Pobladłam, ale nie dałam po sobie poznać mojego zdziwienia i niepokoju. Trener pojawił się z apteczką. Usiedliśmy. Delikatnie przemywał ranę wodą utlenioną. Cholernie piekło. Założył solidny opatrunek. 
-Dziękuje. - Cicho powiedziałam. 
-Nie ma za co, wystraszyłaś mnie. Teraz idź do domu, odpocznij. 
-Dobrze. 
Wyszłam z innymi.
-Trzymaj Law. - Firm podała mi komórkę. 
-Ach, no tak. Komórka. Już o niej zapomniałam. Bez pośpiechu wracaliśmy. Zdziwienie z mojej twarzy nie schodziło. Przechodząc obok jakiegokolwiek auta, przyglądałam się w szybie. Zdawałam sobie sprawę jak to musiało wyglądać. Myśląc tylko o tym zapomniałam się i przez to zaciskałam pięść przez co bardziej krwawiła rana. Po paru minutach bandaż całkowicie przesiąkł. Krople krwi powoli spadały na ziemię. 
-Law, rozluźnij rękę. Opatrunek za chwilę się już nie nada, albo już się nie nadaje. - Powiedziała Firm. 
Lekko zamyślona przystałam. Popatrzyłam na to i aż mi się słabo z tego widoku zrobiło. 
-Faktycznie. -Bez żadnego przejęcia odrzekłam. 
-Nie boli Cię to? - Zdziwiona zapytała Dzinks. 
-Nie. To tylko mała otwarta rana. 
-Co Ci się stało? Nie zachowujesz się normalnie. - Wtrącił Nate.
Te słowa przerwały moje przemyślenia, a zarazem dobiły. Opamiętałam się. Z kieszeni wyciągnęłam chusteczkę i przyłożyłam ją do rany. Nie, nie powiem im co zaszło, nie teraz. Nie odważę się.
-Wydaje Ci się. -Siłą na mojej twarzy wymusiłam uśmieszek. Oni patrzyli ma mnie zdziwionymi oczami. Z początku myślałam, że chodzi o mnie, ale po chwili...




------
Dzięki za przeczytanie. Z kolejnym rozdziałem mam mały problem, więc może się pojawić z małym opóźnieniem. Pozdrawiam, Law :) 
Ps. Przepraszam za jakiekolwiek błędy :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystko przeżyję.