...
- Co dlaczego? -Odwracam się w jej stronę.
-To było dziwne, Twój naszyjnik, ta katana...co to było? -Popatrzyła mi prosto w oczy.
-Nic nie było. To od światła. -Wzruszam ramionami.
-Ale to nie wszystko. Z chwilą, gdy przyłożyłaś ostrze do gardła Nate'a, Twoje oczy też były inne, a zarazem pełne gniewu. Jakbyś nie była sobą. - Głos jej drżał, zdenerwowana czekała na moją reakcje.
-Że, jak?! -Ze zdziwienia przystaję, by to przemyśleć.
-Myślałem, że mnie zabijesz. -Wtrącił Nate.
Moment później coś mnie jakby tknęło. Ból głowy powrócił ze zdwojoną siłą. Prześladuje mnie myśl, czy ten sen nie staje się jawą? Albo czy nie był przepowiednią? Przecież ja nie chcę nikogo skrzywdzić, ale jeśli tak potraktowałam Nate'a...
-Chyba muszę odpocząć. -Spokojnie odparłam dotykając czoła zimną ręką.
-Źle się czujesz? -Z troską w słowach zapytał Edward.
-Trochę, ból głowy nie daje mi spokoju.
-Odprowadzimy Cię. -Dodał Nate.
-Nie. Zrobimy inaczej. Zostaniemy z nią w domu, bo sama jest ja zwykle, a boję się o nią. Po czymś takim może jej odbić. -Powiedziała Firm.
-Nie trzeba. -Żywo ruszyłam przed siebie.
-Trzeba, trzeba, nie wymigasz się.
-Nie chcę Wam zawracać głowy, same prze ze mnie problemy. -Cicho szepnęłam jakby do siebie.
-Właśnie, zapomniałabym. Mam Twój naszyjnik. -Firm podała mi go.
-Dzięki. -Katanę na moment położyłam na ziemi po czym delikatnie zapięłam na szyi talizman.
Dzinks ją podniosła, by się jej przyjrzeć.
-Nie tykaj tego lepiej. -Poradził jej Nate.
-A dlaczego? Nic się nie stanie, ale w sumie nie wygląda jak normalna broń, ma w sobie to 'coś'.
-Może i ma, ale jej nie wyciągaj. Znajdujemy się w miejscu publicznym, a to tak czy siak jest bronią. -Powoli wzięłam ją z rąk Dzinks. W tej samej chwili, poczułam okropny ból, jakby ktoś w ogromną siłą uderzył mnie w głowę. Straciłam przytomność.
-Śpiąca królewno. -Słyszę jakiś głos. Delikatnie otwieram oczy, mrużąc je. Na de mną stała Dzinks z jakąś nawilżoną chustą w rękach.
-Co się stało? -Ledwo przytomna zadaje jej pytanie.
-Ej! Obudziła się! -Odwracając się w stronę otwartych drzwi, radośnie krzyknęła. Po chwili reszta grupy była już w pokoju.
-Dobrze się czujesz? -Pośpiesznie zapytała Firm.
-Chyba...tak. -Wstaję i pochodzę do stoliczka.
-Ale nas wystraszyłaś. -Wtrącił Nate.
-Nie chciałam. Nie wiedziałam co się dzieje.
-Z chwilą, gdy chwyciłaś katanę, Twe oczy jakby zabłysnęły takim błękitnym kolorem, ale chwilę potem upadłaś. -Tłumaczyła Firm, podając mi kubek herbaty.
-Herbata? Ble. -Odsunęłam kubek.
-No tak, zapomniałam. Nienawidzisz herbaty. -Uśmiechnęła się.
-To nie jest normalnie...-Odezwałam się.
-Co nie jest normalnie? To, że zapomniałam, że nie lubisz herbaty? -Zdziwiona popatrzyła na mnie.
-Nie. To co się stało. Ta przeklęta katana. -Ze złości zacisnęłam zęby. -I jeszcze jedna moja prośba do Was. To co dzisiaj zaszło, nikomu nie mówcie. -Ze szczególnym naciskiem w ostatnich słowach popatrzyłam na Nate'a.
-Okej, okej. -Przytaknął.
Wieczór. Tamci już poszli. Siedzę sobie na łóżku, zastanawiając się co to było. Jak to możliwe? Źle się nie czułam, a nagle zemdlałam. Ta katana, naszyjnik, moje oczy, ja..."Lucyfer 13". -Z oddali odczytuje wytłoczony na broni napis. Mój naszyjnik to sama literka "L", ozdobiona niebieskimi kryształkami, takimi samymi jak katana. Może coś je łączy? Nie, głupia jestem. To nie realne. Ale dlaczego upadłam tracąc przytomność, tego nie potrafię z niczym powiązać. Na treningu nią walczyłam potem...No właśnie! Nie miałam naszyjnika na sobie, a potem go założyłam. Jednak musi coś z nimi być! Położyłam się wzdłuż łóżka. Uniosłam stalową rękę do góry, przyglądam się jej.
-Ale jeśli tak, to co? -Cicho szepnęłam, moment później ze zmęczenia przysnęłam.
-Gdzie ja jestem? -Otwieram oczy, a wokół mnie czarna przestrzeń. Gdzieniegdzie stoją jakby jakieś manekiny.
-Czy ja śnie?
-Owszem, można to nazwać snem. -Słyszę zza pleców tajemniczy głos.
Nerwowo się odwracam:
-Co do...? -Ujrzałam pośród ciemności postać jakby ludzką. Była blada, budową ciała podobną do mnie. Nie miała na sobie ubrań, zamiast nich owinięta była z zakrwawione bandaże. Moją uwagę przykuły błękitne oczy, które mocno biły blaskiem. Ostrożnie się odsunęłam.
-Czemu się boisz? -Jeszcze bardziej się przybliżyła.
-K-kim Ty jesteś?! -Wystraszona, łamliwym głosem zadaję pytanie.
-Powiedzmy, że jestem...Tobą. -Wskazała na mnie palcem.
-Jak to mną?!
-Ściślej jestem tym, co nazywasz nienawiścią, złem, gniewem...
-Niemożliwe! -Krzyczę.
-Nie ma rzeczy niemożliwych. Wymienione prze ze mnie cechy są w Twoim sercu. Przeważają dobro.
-Nie, nie znasz mnie! Nie wiesz jaka jestem! Moje serce nie jest złe! Ja nie jestem zła!
-Uparta jesteś. Nie masz odwagi zaakceptować prawdy. Boisz się prawdziwej siebie.
Chwilę stałam nieruchowo, zamyślając się. Czy ona jest postacią z moich wcześniejszych snów? Ale...czy ja naprawdę udaję kogoś innego? Kogoś innego niż jestem? Czy to ona jest prawdziwą mną?
-Nie wierzę Ci! -Wrogo na nią popatrzyłam.
-A powinnaś, masz w posiadaniu ten naszyjnik. Osoba, która go posiada, otrzymuje wielką moc. Pokażę Ci ją. -Zza jej pleców wyłoniły się jakieś 4 wstęgi zakończone jakby kształtem ludzkiej dłoni. Były prawie przeźroczyste.
-To są wektory. W Twoim świecie są niewidocznie. Mają daleki zasięg. Będą od teraz należeć do Ciebie.
-Ale, ja nie chcę!
-Żeby Cię jeszcze przekonać pokażę Ci je w praktyce. -Stanęła i nie wykonując żadnych gestów, wzięła jednego z manekinów. Po dwóch sekundach został rozerwany na strzępy, z których polała się krew. Widząc to, nie wiedziałam co robić.
-I jak, podoba się?!
-Nie! -Odkrzykuje.
-Nie wiesz co tracisz. Nie masz zamiaru się zemścić na tych, którzy Cię skrzywdzili? Na tych, którzy skrzywdzili również Twoich bliskich? Na tych, co pozbawili Cię normalnego życia?
W tej chwili trafiła w sedno. Przypomniałam sobie dzień, w którym straciłam rękę. Dzień, gdy Luluś mało nie zginęła. Opuściłam głowę, próbując powstrzymać łzy.
-Zabij mnie. -Odezwałam się.
-Dlaczego? Chcesz od tego uciec? Staw czoło wszystkiemu! -Zaczęła coraz bardziej podekscytowanie mówić.
-Nie, ja nie dam rady. -Przypomniała mi się ta morderczyni. Co jeśli będę taka jak ona?
-Jej też się odpłacisz! -Popatrzyła mi w oczy.
-Skąd wiesz?!
-Ona się urodziła z tą mocą. Jest gorsza od Ciebie. Ona musi zginać, jeśli nie zginie, świat pogrąży się we krwi.
-Musi?!
-Nadal będziesz się upierać? -Wyciągnęła do mnie rękę.
-Nie wiem już sama...
-Nie masz się co zastanawiać! Nie upadniesz do takiego poziomu jak ona! Jej nie da się już uratować, dusza jej jest na tamtym świecie.
Zapadła cisza. W głowie roiło mi się od myśli:
-Ja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wszystko przeżyję.