piątek, 24 lutego 2012

Rozdział XVI

     Krew, krew i jeszcze raz krew! Całe ściany, podłogi są nią obryzgane. Ślady rąk, ślady oporu pozostawiane na nich. Widok okropny, lecz z każdym kolejnym krokiem naprzód gorszy. Idąc bardziej w głąb korytarza tym bardziej moje oczy mają dość. Ludzkie kończyny, głowy...porozrywane. Przechodząc obok nich czuję jakby wzrok tych ofiar na sobie. Istna rzeź. Trudno się nie domyślić kto tego dokonał. Zacisnęłam zęby. Gniew mną kierował. Stanowczym krokiem szłam dalej. Z krzyków wnioskowałam iż jestem coraz bliżej przyczyny. Prze de mną zobaczyłam czyjś cień i słyszałam jakby bieg. Nerwowo chwyciłam katanę. Po chwili zobaczyłam zza rogu jakąś osobę, najwyraźniej był to jeden z policjantów. Wystraszony, blady, cały we krwi. Stał kilka metrów ode mnie:
-Uciekaj stąd dziecko! Ona, ona...- W tej chwili jego głowa upadła na ziemię. Ciało jeszcze chwile drgało, ale po momencie z hukiem spadło. Krew się rozlewała, tryskała. Przerażona zaczęłam biec w stronę, z której biegła ofiara. Za zakrętem były żelazne drzwi, lekko uchylone. Bez zastanowienia z całej siły uderzyłam nogą w nie. Otworzyły się całkowicie. Stałam w progu skąd ujrzałam ją z uśmiechem na poplamionej krwią twarzy. Wokół niej leżało kilkanaście zmasakrowanych ciał. Kończąc rozrywać kolejną ofiarę zwróciła się ku mnie. Mina jej trochę spoważniała:
-Ty będziesz następna. -Odezwała się.
-Nie bądź taka pewna siebie. -Krzyknęłam wyciągając ostrze przed siebie. Opętała mnie niewiarygodna odwaga. Nie wiedziałam jak kontrolować te wektory, lecz teraz na naukę najlepszy czas. Ruszyła w moją stronę. Szybko odbiegłam w tył. Po drodze wszystko rozwalała. Próbowałam się zbliżyć, lecz na próżno. Za każdym razem odpychała mnie. Po parunastu próbach i obrażeniach udałam się w ucieczkę. Jeśli wyjdę przed budynek ktoś ucierpi, a jeśli tu zostanę zginę. I w tej samej chwili chwyciła mnie wektorem i z wielką siłą rzuciła w stronę okna. Starałam się uchronić kawałkami szkła. Poważnie skaleczona upadłam na chodnik przez budynkiem. Wstając syczałam z bólu. Rozglądnęłam się, a tam stało kilka jednostek policji, pogotowia i inne odziały pomocnicze. W tłumie zauważyłam Ryuuzakiego i resztę paczki. Nie odwracając się zbytnio do nich, wyprostowałam się i zaczęłam iść ku morderczyni. 
-Co Ty robisz?! Uciekaj! -Słyszę jakieś głosy.
Ignorowałam je. Po chwili stałam już na przeciwko niej. Moje oczy zmieniły kolor, a za plecami poczułam jakieś ruchy. Tak, to były wektory. Nie wiedziałam jak je kontrolować po mojej myśli, więc bałam się cokolwiek zrobić. Nagle w mojej głowie słyszałam tajemniczy głos, który mówił: "Wiesz jak tylko się boisz!" Momentalnie się wkurzyłam. Nie boję się, nie jestem tchórzem. Zacisnęłam silno pięści ze złości po czym niespodziewanie ją zaatakowałam. Uderzyła o ścianę. Upadła, ale się nie poddawała. Wstała i podchodziła bliżej. Widziałam każdy ruch jej wektorów. Nie ma ze mną szans. Swoimi wektorami chwyciłam moje scyzoryki i rzuciłam w jej stopy w celu unieruchomienia. Dwa odbiła, ale kolejne dwa wbiły jej się głęboko w stopy. Ryknęła przerażającym krzykiem bólu. Jeszcze jej mało...Postanowiłam z nią skończyć raz na zawsze. Już dość szkód wyrządziła. Czas położyć temu kres. Wzięłam katanę, przetarłam ostrze i powoli podchodziłam do niej. Próbowała wstać, ale nie mogła. Gdy stałam nad nią chciała zaatakować, lecz nie dała rady. Podniosłam ostrze o góry, wykonałam lekki zamach za głowę i miałam już wykonać ten decydujący ruch. W tym momencie usłyszałam liczne głosy triumfu. Jeden z nich rzucił mi się w ucho: "Zabij tego potwora!" Nagle coś we mnie jakby się obudziło. Potwora?! Ale, ale ja też jestem potworem! Takim jak ona! Jeśli ją zabiję to będzie znaczyć, że ja też powinnam zginać. Broń wypadła mi z rąk. Uklęknęłam. 
-Litujesz się nade mną? -Cicho powiedziała. 
-Zamknij się! -Krzyknęłam i ze stalowej ręki uderzyłam ją z całej siły w policzek. Zdziwiła się takiej reakcji. 
-Nie chcesz mnie zabić, bo masz dwa powody: pierwszy, jesteśmy podobne, a po drugie nie potrafisz kogoś zranić. 
-Podobne?! Ty zabijasz! 
-Zabijam, bo...zostali zabici na moich oczach moi rodzice.
-Twoi rodzice?! Ale tamte dziewczyny nie były winne! 
-To inna sprawa. Nate przypominał mi mojego ojca i chciałam być blisko niego, ale one nie pozwalały się do niego zbliżyć. 
-Można powiedzieć, że trochę rozumiem. 
-Nic nie rozumiesz! Nikt mnie nie rozumie! 
-Daj sobie pomóc! 
-Nie potrafię. -Z jej oczu pociekły łzy. Za plecami czułam, że ktoś się zbliża. 
-Odsuń się od niej! Mamy natychmiast ją zabić. 
-Że co?! Nie pozwolę! -Wstałam i rozłożyłam ręce by ją bronic. 
-To jest rozkaz! 
-Odmawiam jego wykonania! -Obróciłam się do niej i zauważyłam na jej szyi naszyjnik. Był podobny do mojego, tylko ona miała literę "K". Zerwałam jej go. Rzuciłam go na ziemię. Może to będzie ostatni ratunek! Wbiłam w niego ostrze, po czym rozleciał się na kawałki. Ona zemdlała. Obecni patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Kazałam ją odwieść do szpitala, grożąc, że jeśli coś jej zrobią, już nie żyją. 

      Dzień następny...
Przyszłam z ekipą do szpitala pod nadzorem jednego ochroniarza. Weszliśmy na salę. Gdy usiedliśmy ona otworzyła oczy. Wystraszyłam się, bo może nas zaatakować. 
-Zniszczyłaś mój naszyjnik? -Zapytała.
-Tak, to był ostatni ratunek byś mogła żyć jak inni. 
-Nie...dla mnie już nie ma ratunku. -Odpowiedziała patrząc mi prosto w oczy. 
-Jak to nie?! -Przypomniałam sobie pewne słowa: " Jej nie da się już uratować, jej dusza jest na tamtym świecie..."
-Chcę się z tobą pożegnać. -Usiadła na łóżku wyciągając do mnie rękę. 
Nie wiedziałam co zrobić. Patrzyłam na nią ze zdziwieniem. Nagle sama ucisnęła moją rękę, a swoim wektorem wbiła sobie nóż w plecy. Mocno zaczęła krwawic. Powoli kładła się. Chwyciłam ją, ale nie wiedziałam co dalej zrobić. Na moment otworzyła jeszcze oczy:
-Dziękuję Ci...-Z trudem szepnęła po czym jej oczy całkowicie przykryły powieki.
Stałam w osłupieniu, a łzy same napłynęły mi do oczu. Zaczęłam płakać. Czułam się winna jej śmierci. Z tego wszystkiego zemdlałam. 

      Tydzień później...
Zorganizowałam dla niej mały pogrzeb. Wybrałam piękne miejsce na nagrobek. Nad nim postanowiłam umieścić wielką rzeźbę czarnego anioła z pięknymi, dużymi skrzydłami. W prawdzie nie znałam jej tożsamości, więc na płycie widnieje napis: "Znikąd przyszła donikąd odeszła..." Zdecydowałam zacząć życie od nowa. Teraz z świadomością kim jestem. Nie ukrywam ciężko z tym jest. Tak więc nowy rozdział w moim życiu uważam na otwarty. 
                                                                                                           
                                                                                                          Koniec. 

--------
Zakończyłam pierwszą część opowiadania. Przez pewien czas zrobię sobie małą przerwę w pisaniu. Muszę ogarnąć pomysły, by napisać część II. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, a zapewne są, nie ukrywam. Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam, Law :)                         

6 komentarzy:

  1. Nareszcie napisałaś! ZA-JE-BI-ST-E!
    Tylko dlaczego skończyłaś? PISZ DALEJ! Proszę, proszę!! ONEGAI!! ^^

    ps. za parę minut dodam recenzję Tengen Toppa Gurren Lagann - jak jesteś ciekawa - zajrzyj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nie bij, proszę ^^ Za niedługo kolejna częsc ;d

      Usuń
    2. Gdybym Cię pobiła to jakbyś dodała nowy post? xD
      Mam nadzieję, że to "niedługo" naprawdę będzie niedługo :)

      Usuń
  2. JUŻ? Kolejny rozdział? JUŻ? JUŻ? JUŻ? JUŻ? JUŻ?

    OdpowiedzUsuń

Wszystko przeżyję.