piątek, 8 czerwca 2012

Rozdział VIII

    Ręce wciągały mnie coraz głębiej. Widziałam tylko ciemność. Nadal nie odczuwałam żadnych emocji, tak jakbym się ich wyzbyła przebywając tutaj.  W duszy zapanował niezwykły spokój, jak nigdy. Nie tak dawno temu czytałam, że taki spokój osiąga się tylko w miejscu, w którym powinniśmy spędzić ostatnie chwile, czyli miałoby być ono naszym końcem. Mam w to wierzyć? Ta przestrzeń oznacza mój koniec? Moją śmierć? Tak wcześnie… Po chwili te wektory mnie puściły i same pomknęły w głąb. Ja jakby wisząc w powietrzu, zastanawiałam się co to za miejsce. Co ja tu robię? Zaczęłam się odpychać nogami w tym gęstym powietrzu w tył. Cały czas patrzyłam przed siebie. Gdyby chociaż tu była mała, zapalona świeca. Rozglądając się tak nagle o coś plecami uderzyłam. Było to coś dużego rozmiaru, twardego i jakby płaskiego? Przestraszyłam się. Dotychczas nic tu podobnego nie widziałam. Niepewnie się odwróciłam. Odetchnęłam. Ten przedmiot to tylko zwyczajnie wyglądające lustro. Pierwsze co przykuło moją uwagę to brak mojego odbicia w nim. Przecież to niemożliwe! Złapałam protezą nadgarstek lewej ręki. Nie, moje ciało to nie iluzja. Więc jak? Po momencie przyłożyłam otwartą dłoń do niego. Oparłam się. Nagle moja ręka dosłownie zanurzyła się w nim. Uczucie takie, jak się włoży rękę do wody. Chciałam ją wyciągnąć, lecz na darmo. Coś wciągało mnie coraz bardziej. Szarpanina nic nie dawała. Po paru sekundach znalazłam się po drugiej stronie tajemniczego lustra. Czarna przestrzeń zniknęła. Nie, raczej jakby zamieniła się w coś innego. Kolorystyka została ta sama, lecz pojawiło się więcej rzeczy, łudząco przypominający jakieś meble. Wydawało mi się, że znajduję się w jakimś dziwnym pokoju. Były cztery ściany koloru ciemnoszarego. Na każdej ze ścian wisiało wielkie lustro w srebrnym obramowaniu. Na podłodze znajdowała się czarna wykładzina. Niekomfortowo się czułam pośród tych luster, tamten spokój przeminął. Nawet na suficie ono widniało. Lecz nadal w żadnym nie było mojego odbicia. Zrobiłam mały krok do przodu. Za mną coś trzasnęło. Gwałtownie się obróciłam. Zobaczyłam jakieś dziwne, czarne drzwi, które się zamknęły, a po chwili rozsypały w proch, a na ich miejscu pojawiło się kolejne lustro. Co tu jest grane?! Nawet nie wiem jak stąd wyjść! Podeszłam do najbliższego lustra i rękoma zaczęłam w nie bić. Nawet nie drgnęło. Zaprzestałam dalszego działania i stałam z opuszczoną głową.
-Już tak szybko chcesz iść? –Ktoś odezwał się za moimi plecami.
Strach mnie obleciał. W ciszy nadal stałam i myślałam czy może mi się to przesłyszało.
-Nawet się nie przywita. Szkoda, będę smutna. –Ponownie ktoś coś powiedział, ale nieco spokojniejszym głosem.
Na pięcie się odwróciłam, podniosłam wzrok. Nie wierzyłam własnym oczom, czy aby to ona?! Jak?!
-Z-znowu ty?! –Wydusiłam patrząc na nią ze zdumieniem. Nie wyglądała tak jak przy pierwszym spotkaniu. Białe, skrwawione bandaże zastąpiła czarna, długa, poszarpana niby suknia z plamami krwi. Oczy jej były podkrążone i jak poprzednio biły błękitnym blaskiem. Wydawała się być bardziej pewna siebie. Nie trzęsłam się jak kiedyś, wręcz przeciwnie, stałam jak nigdy wyprostowana. Tylko…dlaczego znowu ją widzę? O co tu chodzi?!
-Od razu tak szorstko...Może choćby jakieś cześć, siema lub coś w tym stylu? Ale jeśli nie to nie. –Obróciła oczami i założyła rękę na rękę. Wlepiła we mnie swoje oczy, jakby na coś czekała.
-Co się dzieje?! Dlaczego tu jestem i dlaczego to tu jesteś?! W ogóle co to za miejsce? –Przestraszonym głosem zadawałam pytania wykonując gesty rękoma. Miałam już dość tego wszystkiego.
-Robisz coś, nie wiedząc jakie są tego konsekwencje? Idiotka! Hahaha! –Zaczęła się śmiać. Jej śmiech był głośny i przerażający. Śmiała się jak opętana.
-Co ja takiego zrobiłam?! Jakie konsekwencje?! –Zdenerwowanie krzyczałam.
-Hahaha! Nic, nic nie wie! Wszystko trzeba ci tłumaczyć i pokazywać byś zrozumiała?
-Zamknij się i skończ tą pogrywajkę ze mną! –Najgłośniej jak w danej chwili mogłam wydarłam się.
Uciszyła się. Opuściła głowę, którą dotychczas wysoko trzymała. Rozluźniła ręce.
-Nawet złości i gniewu trzeba cię uczyć. –Cicho pod nosem burknęła. –Ty na poważnie nie masz pojęcia co zrobiłaś. Już dawno przestałam mieć nadzieję, że zdecydujesz się podjąć tę decyzję, która do ciebie należała, ale zwlekałaś z tym. A tu proszę, teraz sama, z własnej woli tego się dopuściłaś. Oddałaś swoją duszę demonowi. Niespodzianka! I co teraz już czujesz wewnątrz siebie co zrobiłaś?! –Zapytała wskazując na mnie ręką. Zatkało mnie. Że co ja niby zrobiłam?! Oddałam duszę?! Demonowi?! Jak, kiedy?! Ugięły mi się nogi. Czy to prawda? Zapatrzyłam się w czarny dywan. W głowie myśli ze sobą się kłóciły.
-Dlaczego? W jaki sposób? –Głośno, słabym głosem powtarzałam to samo.
-Nikogo za to nie wiń. Trzeźwo myślałaś. Powinnaś wiedzieć, że zrobienie takiego kręgu transmutacyjnego wiąże się z odpowiednią ceną. Coś za coś. Ty aktywowałaś ten krąg swoją krwią i naszyjnikiem, więc to ty ponosisz karę. Zapłatą za to jest twoja dusza. Teraz możesz w pełni używać swoich możliwości.  –Łagodnym głosem mówiła delikatnie się przy tym uśmiechając.
-Możliwości? O czym ty mówisz? –Odskakując od niej, pytałam.
-Nie zdawałaś sobie sprawy, że z chwilą połączenia się ze mną, nie masz już nikogo równego sobie, ale teraz możesz być jeszcze lepsza!
-Nie chcę być lepsza! Chcę być normalna, jak dawniej… -Popatrzyłam na protezę, a potem w boczne lustro.
-Twoje serce pragnie czegoś innego. Dokończ to co zaczęłaś! –Zaczęła się ponownie opętanie śmiać.  –No dalej, jeśli mam w posiadaniu twoja duszę, to do kompletu potrzebne mi jeszcze ciało. –Stanęła nade mną i szyderczo się uśmiechała. 
Przeraziłam się. Nie wiedziałam co robić. Ciało do kompletu? Głupoty gada! Podsunęłam się w kąt lustrzanych ścian. Milczałam.
-Długo się zastanawiasz, w dodatku na darmo.  I tak nie uciekniesz przed tym co cię czeka. Zawczasu się poddaj. Przyznaj, beze mnie sobie nie poradzisz. Mylę się? –Nadal szyderczo się uśmiechała.
Poddać się?  W życiu! Musi być sposób by ją uciszyć i stąd uciec! Tam gdzie jest wyjście musi być i wyjście! Zacisnęłam żeby i rozglądałam się wkoło.
-Pamiętasz tamtego niedoświadczonego demona? Tą co chciałaś tak bardzo zabić? Boki zrywałam ze śmiechu, przez to, że się powstrzymałaś, ale potem pięknie ją zabiłyśmy!
Zabiłyśmy?! O czym ona gada?! Przecież ona sama się zabiła! Ja jej nie tknęłam!
-Widzę po twojej minie, że nie uświadomiłaś sobie jeszcze, że to twój wektor trzymał ten nóż i wbił jej w plecy? Hahaha! To jak krwawiła, twój beznadziejny płacz, nasza robota! Ach, to było cudowne! Ale co jak co, to ja pokierowałam tym wektorem, ty mi służyłaś jako marionetka! –Podekscytowanie wymieniała i przerywającym śmiechem urozmaicała swją wypowiedź.
Marionetka?! Mam tego dość! Ten śmiech…doprowadzał mnie do szału! Już powoli zaczynam rozumieć! Tak jak wtedy, ona wykorzystuje moje słabości. Żywi się nimi! Wykorzystam jej broń przeciwko niej samej. Wstałam i z opuszczoną głową i oczami zakrytymi przez grzywkę zaczęłam się śmiać tym przeraźliwym śmiechem. Nie było mi na rękę tak się zachowywać, to było nadzwyczaj sztuczne, do mnie nie podobne.
-Skąd masz tą pewność? Może to ja jednak kierowałam tym wektorem, a ty głupia myślałaś, że masz nade mną kontrolę? –Blefowałam by wyjść na korzyść. Zauważyłam, że jej mina zrzedła. Patrzyła na mnie jak ja przedtem na nią. Role się na moment odwróciły. Próbowałam utrzymać ten stan jak najdłużej mogłam.
-Rozwijasz się szybciej niż przypuszczałam. Dołącz do mnie! Razem będziemy niedopokonania!  -Również powstała i wyciągnęła do mnie rękę.
Nie ufam jej. Nagle usłyszałam jakby jakieś delikatnie trzaśnięcie. Z początku nie wiedziałam co to może być. Kątem oka zauważyłam kawałek czarnych drzwi, tych co poprzednio. Wyjście! Powoli się odsuwałam, kierując się do nich. Nie dało się ukryć, ona też je widziała. 
-Co jest?! Gdzie twoje szaleństwo? Przeszło?! A może nigdy go nie było?! -Jej oczy zabłysnęły, a w nich pojawił się dziwny kształt, którego nigdy dotąd nie przyuważyłam. 

Nogi ponownie się ugięły, ręce trzęsły. Na nowo się bałam. Ten kształt w jej oczach przypominał…pentagram! Tak, pięcioramienna gwiazda otoczona symetrycznym kołem! Nie mylę się. Chciałam ruszyć przed siebie, potem pomyślałam by biec na oślep byle do drzwi. Nie zważać na nic i mknąc na ile nogi pozwolą. Tak jak obmyślałam, tak zrobiłam. Zerwałam się z miejsca i biegłam do drzwi. Ona nic nie próbowała zrobić. Gdy już miałam położyć dłoń na srebrną klamkę od drzwi one…zniknęły. Rozsypały się. Dłoń przeszła przez czarny pył, który po momencie się rozpłynął. Osłupiałam. Ręce coraz bardziej drżały, głos odmówił posłuszeństwa. Ciężko przełknęłam głośno ślinę. Było źle, bardzo źle. Niech one się pojawią! Proszę! Uderzyłam zaciśniętą pięścią w szkło. Z chwilą uderzenia poczułam silny ból w klatce piersiowej. To było uczucie, jakby ktoś mi wbijał szpilki w serce. Upadłam na kolana, syczałam z bólu. Nigdy nic mnie jeszcze tak nie bolało, nie tak nagle…
-Cierpisz? Walczysz sama ze sobą, takie są skutki. Powtarzam się, ale oddaj swoje ciało. Na nic twój marny, uparty charakter. Co ma być, będzie. Nic nie zmienisz. –Stałam plecami do mnie, ale patrzyła się w lustro i widziałam jak jej usta dumnie wymawiają każde słowo.
Ból nie przestawał mnie gnębić. Z każdym moim tchem, wzmacniał się. Po chwili poczułam jakby ktoś mnie zlał ciepłą wodą. Coś od klatki piersiowej spływało mi po brzuchu, a potem w połowie po nogach, a w połowie spływało na ziemię. Otworzyłam zdezorientowane oczy. Na dywanie była krew. Bez pośpiechu kapała na czarny dywan. Lewą rękę przyłożyłam sobie  do szybko bijącego serca. Ciepłe, mokre. Na pewno to krew. Moja krew. Ciekła z rany. Ale jak? Nagle coś się w tej ranie wbiło głębiej. Zobaczyłam skrwawiony wektor, który wbił się w plecy i  przebił klatkę piersiową. Popatrzyłam w lustro. To jej wektor przeszył moje ciało. Stała z szerokim uśmiechem i patrzyła na mnie z pogardą. Wektor chwilowo nie grzebał się jeszcze bardziej. To było nieprzyjemne uczucie. Nie odczuwałam fizycznego bólu, to mnie dziwiło.
-Zaskoczona? Ale przygotuj się na to. Dam ci małą radę, zaciśnij zęby! –Nagle gwałtownie z całej siły szarpnęła wektorem tkwiącym we mnie. Wydarła go z ciała. Krew tryskała. Ciemno czerwony kolor zalał pomieszczenie. Zaczęłam wrzeszczeć z bólu. Teraz go poczułam. Był potężny. Co najdziwniejsze nadal nie był to fizyczny ból. Ten ból był w mojej głowie. Załzawione oczy same mi się przymknęły. Przegryzłam wargę. Zakrwawione ręce oparłam o podłogę. Nachyliłam się i wyplułam sporą ilość krwi. Krwawiłam nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz. Po chwili pojawiły się czarne wektory, te same co wcześniej. Chwyciły mnie mocno za kończyny i ciągnęły w lustro pode mną. Każdy ruch sprawiał mi gorszy ból. W połowie zanurzyłam się w lustrze. Popatrzyłam na nią. Stała zadowolona z siebie.
-Jeszcze się spotkamy, do zobaczenia. –Powiedziała i zaczęła się śmiać pod nosem.
     Nie miałam siły niczego wymówić. Ręce całkowicie mnie wciągnęły. Nie docierało do mnie co się stało i dlaczego. Starałam się powoli oddychać. Oczy rzadko mrugały. W większości czasu pozostawały szeroko otwarte. Śledziły krew, która cały czas obficie uchodziła z dziury. Czarne wektory spokojnie wiodły mnie w głąb ciemnego, długiego korytarza. Płakałam z bólu, który mnie męczył. Ból psychiczny. Myśli ciągle mi odtwarzały obrazy przeszłości. Same złe chwile, wydarzenia, przypominały mi się. Gnębiły mnie. Jeszcze ona, jej słowa. A teraz nawet czyny!  Dlaczego nie potrafię sobie tego sama po swojemu wytłumaczyć?! Przecież ona to może tylko mój wytwór wyobraźni, a ja w niego wierzę i staję się niewolnicą? Ale czy wyobraźnia może być tak realistyczna? Nagle zauważyłam, że przestrzeń się delikatnie rozjaśnia. Odwróciłam się głową w kierunku, gdzie się kierowałam. Ujrzałam jasny punkt. Powoli się do niego zbliżałam. Po chwili jasna wstęga, bladego światła zaślepiła mi oczy. Poprzednie wektory puściły. Zatrzymałam się. Zastanawiałam się czy isc dalej. Popatrzyłam na swoje splamione własną krwią ubranie. Gdy powoli, własnymi siłami chciałam wejść w tą jasną stronę, tajemnicza jasna  ręka się wyłoniła. Ciepłą dłonią złapała mnie na rękę i pociągnęła do siebie…  



-----
Gomen za błędy. Pisałam to na Word'zie i jakoś dziwnie mi się kopiowało a potem wklejało tutaj. W pewnym fragmencie cześć tekstu jest mniejsza chyba od pozostałej, ale starałam się to naprawić, ale nie chciało współpracować ze mną. -.- No trudno, odpuściłam sobie. Może przynudzam, ale staram się pisać i nie przerywać opowiadania ;) Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam, Law ;)

9 komentarzy:

  1. nie przynudzasz! zajebiste <3

    OdpowiedzUsuń
  2. u łaaaaa! nieźle i jaki dramatyczny początek rozdziału...

    OdpowiedzUsuń
  3. HAHAHA! TY? PRZYNUDZASZ? Chyba żartujesz... :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przynudzasz! Jest świetny!
    Masz talent, rozwijaj go proszę!
    Chcę zobaczyć twoją książkę! Daje ci na to rok xD.
    Bardzo piękny styl!
    Zapraszam do siebie: http://book-z-nami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, dziękujee <3
      Ja i książka?! Hahahah ;D
      Z chęcią zajrzę na Twojego bloga;)

      Usuń
    2. Nie ma w tym nic śmiesznego xD
      Zapraszam na kolejny rozdział :)

      Usuń
  5. U mnie nowa notka.
    ZApraszam i czekam aż u ciebie się pojawi.
    http://book-z-nami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. ♥.♥
    Jesteś zajebista. Po prostu zajebista! <3 Ciągle pieprzysz, że ja dobrze piszę, ale to Ty masz takie coś *-* No genialnie to wszystko opisałaś! Cóż, uwielbiam takie krwawe scenki, w związku z czym jeszcze bardziej kocham Twojego bloga <3<3<3 Kurde, sram, bo rozdział dopiero jutro X.X

    OdpowiedzUsuń

Wszystko przeżyję.