sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział XI

    Autobus nie był taki jak dotychczas w mieście widziałam. Zadbany, czysty, bez najmniejszych zadrapań, rys. Lśnił w słońcu. Rzadko spotykane. Automatyczne, podwójne drzwi się rozsunęły, a w nich pojawił się wysoki, nieco starszy pan w czarnym garniturze ze srebrnymi, prostokątnymi guzikami. Spod jego siwych wąsów pod nosem, wyłaniał się uśmiech. Powoli zszedł z trzech schodków. Spacerkiem zmierzał ku nam. Ukłonił się, sciągając swój kapelusz. Staliśmy zadziwieni z zszokowani, bardzo blisko siebie jakby stał przed nami szaleniec z piłą mechaniczną i chciał nas zabić. Tajemniczy kierowca wyprostował się i stał naprzeciw nas.
-Nowi uczniowie Alchemist School? -Spokojnym, delikatnym głosem zapytał, nie przestając się uśmiechać.
Nikt nie zebrał odwagi w sobie i nie odpowiedział. Po chwili, lekko kiwnęliśmy głową na "tak". Zmierzyliśmy siebie wzajemnie pytającym wzrokiem. Po chwili wypuściłam długo trzymane, powietrze z płuc.
-Nie bójcie się. Jestem kierowcą, który zawodzi uczniów do szkoły. Mówcie mi "dziadek". -Zaśmiał się.
-Dziadek?! -Z niedowierzaniem, cicho powtórzyła Dzinks, odciągając od ust kubek.
-Owszem. Pozwólcie, że zabiorę wasze bagaże do autobusu. -Wziął pierwsze z brzegu walizki. Sprawnie znosił je do bagażnika.
-To my pomożemy! -Razem zbudzeni jakby ze sną, zakrzyknęli Edward i Nate. Podbiegli do starszego pana.
-Już teraz sądzę, że to będzie ciekawy rok szkolny. -Cicho pod nosem, sama do siebie szepnęłam ruszając do środka autobusu. Usiadłam na samym końcu, po środku czterech, złączonych siedzeń. Po moich obu stronach, usiadły Bel i Firm. W podwójnych siedzeniach przed nami, usiedli Dzinks i Nate. Edward po chwili postoju przed nami i szybkiego zastanowienia, poprosił bym usiadła przy prawym oknie. Sam usiadł obok mnie. Bel zamieniła się miejscem z Firm i również siedziała przy oknie. W ten sposób Firm i ja zostałyśmy rozdzielone od siebie na bezpieczną odległość. Sprytnie to sobie wymyślił. Dziadek zamknął pełny bagażnik i usiadł na miejscu za kierownicą. Ściągnął swój wysoki, czarny kapelusz i położył na siedzeniu obok.
-Ruszamy, przewidziany czas podróży to godzinka. -Powiedział, patrząc w lusterko nad swoim czołem, tak, że nas widział i nie musiał się odwracać. Nacisnął pewnie na gaz. Z początku nie jechaliśmy za szybko. Droga wiodła w większości po prostej, ciągnąc się za obrzeża miasta. Oparłam głowę o zimną szybę. Śledziłam wzrokiem szybko przejeżdżaną jezdnię. Od czasu do czasu, obok drogi stały znaki drogowe, szczerze mówiąc, niepotrzebnie.
-Jesteś zmęczona? -Cicho zapytał Edward, nachylając się do przodu, by zobaczyć moją bladą, zaspaną, szkaradną twarz.
-Nie. -Po prostu krótko odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od ulicy.
-A tak wyglądasz. Może, źle się czujesz? -Odetchnął ciężko, opierając się o oparcie siedzenia.
-A Ty co się tak martwisz? -Podejrzliwie zapytałam, zwracając się ku niemu.
-Tak po prostu. Co się stało, że naszyjnika nie założyłaś? Zazwyczaj się z nim nie rozstawałaś, był jak oczko w twojej głowie. -Zmienił temat.
-He?! Co? Nie mam go?! -Nerwowo położyłam rękę na szyi. Faktycznie, nie było go. Zaczęłam się szybko zastanawiac, gdzie może byc. Nie pamiętałam, czy go zakładałam. A co jeśli go zgubiłam? A może go zostawiłam niechcący w domu? Ale to mi się nie zdarzyło jeszcze...
-Spokojnie, nie panikuj. Sprawdź, może masz go w plecaku. -Wtrąciła Bel, wskazując palcem na mój plecak, który leżał pod moim siedzeniem. Popatrzyłam lekceważąco na niego. Wystawała z niego dziwna czarna chustka. Prawdopodobnie coś owijała. Podniosłam to coś i zaczęłam powoli rozwijać. Nie wierzyłam własnym oczom. Była to moja katana, a na niej zawinięty był naszyjnik. Nie przypominałam sobie, bym pakowała katanę, a w dodatku w tak nieostrożny, głupi sposób. Naszyjnika nigdy też bym tak nie zawiesiła. Zaczęłam powoli odplątywać talizman. Po jego ogarnięciu, zacisnęłam go w dłoni, snując domysły. Katanę zawinęłam s powrotem w czarną tkaninę i bardziej bezpiecznie ją schowałam.
-Widzisz, masz go. -Powiedział wesoło i z ulgą Edward, biorąc go do rąk szukając małego zapięcia. Kazał mi się odwrócić plecami i odgarnąć włosy. Delikatnie zapiął mi go na szyi. Z chwilą jego swobodnego zawiśnięcia na szyi, poczułam coś dziwnego. Gniew, zmartwienie, złość i inne negatywne uczucia mnie opuściły. Już ich nie odczuwałam. Siedziałam z szeroko otwartymi oczami. Puściłam włosy, przez chwilę się nie odwracałam.
-Ej, wszystko gra? -Zapytał zmartwiony Ed, kładąc rękę na moim ramieniu, bym spojrzała na niego.
-T-tak. -Wesoło odpowiedziałam, odwracając się z szerokim uśmiechem na twarzy. Moje poprzednio zmarszczone brwi, rozluźniły się. Przymrużone, nieprzyjemne oczy, nabrały błysku. Zwężone źrenice, rozszerzyły się. Na twarzy, policzki pokazały dołeczki od uśmiechu. Firm, która też nie miała za wesołego dnia, zwróciła się ku mnie zszokowana. Patrzyłyśmy na siebie z ogromnym zdziwieniem w oczach.
-Law, co się stało? -Drżącymi ustami zapytała Firm.
-Chciałabym wiedzieć. -Zerknęłam na podejrzany naszyjnik.
-Dlaczego tak się zachowywałam? Czułam jakby ktoś mną kierował. -Oparła się. Po chwili wyciągnęła butelkę wody.
-To tak samo jak ja odczuwałam. Co to mogło być? -Zacisnęłam stalową pięść.
-Omal nie urwałaś mi głowy wektorem. -Uśmiechnęła się.
-Taa...-Cicho mruknęłam. Nagle coś mi zaświtało. Zerwałam się. Usiadłam na skraju miękkiego, czerwonego, skórzanego siedzenia. Skupiłam wzrok na czarnej, gumowej podłodze antypoślizgowej, na której nie było najmniejszego okruszka. -Chcesz powiedzieć, że widziałaś mój wektor? -Podniosłam głowę.
Edward i Bel popatrzyli na mnie. -Czy to jest możliwe? -Zapytał.
-Sama nie wiem. -Zamyślona odparłam z zapytaniem w głosie.
-Widocznie tak, skoro ja go wyraźnie widziałam. -Firm odstawiła na bok w połowie pustą butelkę po wodzie mineralnej.
-My go nie widzieliśmy, co nie Ed? -Szturchnęła go zaciekawiona tematem Bel.
-Nie, nic. -Krótko odpowiedział, patrząc na nią.
-Miałam wtedy te drugie oczy, prawda? -Wtrąciłam nie odwracając uwagi od bardzo ciekawej podłogi.
-Powiedzmy...-Chrząknął Edward przytykając usta pięścią, jakby nie chciał dalej mówić.
-Jak to "powiedzmy"? -Popatrzyłam mu głęboko w oczy, by wymusić od niego dalszą wypowiedź.
-Były nieco inne. -Uległ krępującemu dla każdego spojrzeniu.
-Jakieś radykalne zmiany? -Drążyłam temat, by się jak najwięcej dowiedzieć.
-Trzeba było nie zarzucać na twarz, tej gęstej, czarnej grzywki, to bym ci powiedziała. -Dodała Bel.
-A tak poza nawiasem...to co mówiłam na przystanku, nie chciałam tak powiedzieć, nawet tak nie myślę. -Niepewnie wtrąciła Firm.
-Też chcę przeprosić. Powinnam zaprzestać jak najszybciej na pierwszym zdaniu, a ja wrez odwrotnie. Moje pyskowanie prowadziło to dalszej kłótni. Dobrze, że w ostatniej chwili opanowałam się. -Spokojnie mówiłam. Zabrałam powietrza do płuc i kontynuowałam. -Ale może...biorąc pod uwagę to, że mówiłyśmy coś co nie chcemy, myślę, że te słowa były szczerą prawdą pochodzącą z serca.
-Naprawdę tak sądzisz? -Zdziwiona zapytała Firm.
-To tylko przypuszczenia. Prawda zazwyczaj nie jest głośno mówiona, każdy ją skrywa. Niektórzy ludzie się jej po prostu boją i wolą żyć w kłamstwie. Więc, czemu by tak nie uważać? Oczywiście, możecie uważać, że teraz też nie mówię prawdy.
-Prawda chyba nie powinna ranić? -Odezwał się Edward.
-Niektóra jest okrutna. -Krótko i szorstko odpowiedziałam, wracając do oglądania przemijającego pejzażu.


-Dojeżdżamy, za 3 minuty wysiadamy. -Nagle powiedział poprzednio milczący kierowca.
-Szybko to minęło. -Skomentowała to Firm, chowając wodę.
-Ta, muszę jak najszybciej wyprostować kości. -Wyciągnęłam ręce do góry, rozciągając się.
-Godzinka siedzenia i już się zastał twój szkielet?  -Podejrzliwie zapytała Bel.
-Nie przyzwyczajona jestem do jazdy autobusem. -Spontanicznie odpowiedziałam tuż po ziewnięciu.
-Witam was w Alchemist City! -Radośnie krzyknął dziadek, zatrzymując autobus.
Wstaliśmy i poszliśmy po bagaże. Ociężale podniosłam swoje szpargały. Wydawały mi się cięższe niż przedtem. Odwróciłam się w stronę chodnika, który rozciągał, daleko przed siebie. Od razu rzuciły mi się w oczy bloki w odcieniu szarości. Były wysokie, wyglądały jak namalowane. W każdym oknie były zasłony różnego koloru. Trawy wokół były równo skoszone. Drzewa i krzewy dokładnie przycięte. Niektóre miały zamierzony, zwierzęcy kształt. Panował porządek. Zachwyciłam się tym. Powietrze nie było takie jak w naszym mieście. Auta nie hałasowały. Dzieci miały ogrodzony plac zabaw. Wypuściłam z rąk walizkę, a plecak z ramienia upadł na szary, płaski, niepopękany beton.
-Tu jest cudownie! -Krzyknęłam, okręcając się w wokół własnej osi z rozłożonymi do boku rękami.
-Spokojnie, to dopiero początek. -Podszedł do mnie dziadek.
-Wiem, ale i tak już uwielbiam to miasto. -Podniosłam rzeczy, przestając świrować.
-Podejdźcie bliżej do mnie. Chcę wam coś podarować. -Powiedział zaganiając nas ręką.
Z czarnego, długiego płaszcza, zakończonego jaskółczym ogonem, wyciągnął kilka kopert. Był beżowe i nieco wybrzuszone. Wyglądały jak takie z folią bąbelkową w środku dla ochrony bardziej delikatnych rzeczy. Było ich dokładnie 6. Tak jakby dla każdego z osobna. Bez zapytania o nazwiska, podał nam zaadresowane koperty, bez pomyłki. Każdy dostał właściwą, tak jakby nas znał. Zdziwiło mnie to. Patrzyłam na jego uśmiech, który praktycznie z jego twarzy nie schodził. Powoli, ostrożnie rozdzierałam palcem brzeg koperty. Trochę w niej było.
-To co tu otrzymaliście, to są wyjaśnienia, informacje i kilka wskazówek dotyczących, tego co tu spotkacie i co was czeka. Niestety chciałbym wam jeszcze poodpowiadac na wasze pytania, ale czas mnie goni. Nie martwcie się, poradzicie sobie. -Wyciągnął z kieszeni srebrny zegarek kieszonkowy. Ukłonił się zaczął wracać do autobusu.
-Przepraszam, ale jak mamy się tu odnaleźć?! Gdzie mamy iść?! -Krzyknął Nate chcąc go zatrzymać.
-Czasami odpowiedź jest bliżej niż wam się wydaje. -Odpowiedział zamykając drzwi i odjeżdżając.
-Baran z ciebie. Może byś tak skupił trochę uwagi na czytanie? Tu musi być wszystko. -Powiedziałam szturchając go w ramię.
-Co to są?! Klucze?! -Krzyknęła Firm, wyciągając parę kluczy na srebrnym breloczku, ze swojej koperty.
-Mhm, a do nich przyczepiona jest mała, kwadratowa karteczka z jakimś numerem 10. -Wtrąciła Dzinks.
-Chwila. Każdy z nas ma chyba ten numerek inny. Ja mam 13. To mnie już prześladuje. -Markotnie oznajmiłam.
-A ja wiem do czego one są. To numery naszych, nowych mieszkań tutaj. -Dumnie powiedziała Bel, wskazując kartkę, z której to wyczytała.
-Mieszkania?! Nasze własne?! Już mi się tu podoba! -Zafascynowała, podskoczyła Dzinks ściskając z radości klucze w dłoni.
-Super, tylko, który to blok? -Ironicznie zapytała Firm.
-Jak dobrze przeczytałam, to za nami powinien być ten blok. -Obróciłam się pokazując ręką budynek. Nazwa osiedla na tabliczce, która była na nim, zgadza się z tą w liście. Osiedle Szmaragdowe.
-Łaa, ale fajna nazwa. -Krótko z uśmiechem dopowiedziała Bel.
-Będziemy tak tu stać, czy idziemy? -Dodał niecierpliwie Nate.
-Idziemy! -Chwyciła swoje bagaże Firm i ruszyła przodem. Otworzyliśmy podwójne, czarne drzwi. Na środku miały wielką szybę. Klatka schodowa miała jasnofioletowe ściany, a każde drzwi były czarne. Rzadko spotykane. Wszyscy mieszkaliśmy na jednym piętrze, a takich pięter było 5. Budynek naprawdę był ogromny.
-Uff, no to otwierajmy nasze mieszkania. -Powiedziała Bel, zatrzymując się pod drzwiami ze swoim numerem.
-Ja będę się śmiała, gdy się pomyliliśmy i komuś zrobimy porządny wjazd na chatę.  -Zachichotała Dzinks.
-Raczej, chyba umiem czytać. -Cicho powiedziałam, wkładając klucz do zamka. -Eee, wiecie może, w którą stronię się przekręca, by otworzyć? -Słodkim głosikiem zapytałam, licząc na pomoc.
-Próbuj aż się uda. -Poradziła Firm.
Po chwilowym siłowaniem się z zamkiem, każdy otworzył drzwi. Wnieśliśmy swoje bagaże. Zaczęłam się rozglądać od razu po moich kątach. Wszędzie było czyściutko. Zaraz przy wejściu, znajdowała się jasnożółta kuchnia, połączona z jadalną i salonikiem w jednym? Stał tam duży stół, a pod ścianą duży telewizor. Przedpokój w dalszej części prowadził do dwóch małych pokoi oddzielonych łazienką. Mieszkanie ogółem mi się podobało. Wróciłam pod drzwi.
-Law, chodź, wszyscy zebraliśmy się na chwilę u Firm. Chcemy podyskutować. -Powiedziała pośpiesznie mi za plecami Dzinks.
-Zamknęłam drzwi i podbiegłam do mieszkania Firm. Nie różniło się pod względem architektonicznym. Tylko kolorystyka i dekoracje były inne. Usiedliśmy przy drewnianym stole. Każdy bez wyjątku miał uśmiech na twarzy. Delikatnie odsunęłam ciemno brązowe krzesło z bordowym, miękkim oparciem. Przeglądałam w chwilowym liczeniu swoje informacje.
-Dlaczego nie mieszkamy w jednym, dużym mieszkaniu? -Skomlała Dzinks robiąc maślane oczy do Nate'a.
-Nie sądzisz, że to by wyglądało dziwnie? Problemem by była łazienka, różne upodobania kulinarne i muzyczne. -Odpowiedziałam podpierając podbródek.
-Przynajmniej lodówka jest pełna. -Stojąc przy dużej, białej lodówce, powiedziała Firm, rzucając oko na produkty.
-Czy ja tam widzę kawę mrożoną?! -Ożywiłam się, robiąc oczy jak 5 złotych. Jak zahipnotyzowana wstałam i do niej podeszłam.
-Kawopijca. Nie dam ci, bo potem będziesz miała nader energii i nie wytrzymamy z tobą. -Szybko zabrała mi sprzed oczu kawę.
-Proooszę! -Słodziasny, dziecięcym głosikiem prosiłam, ładnie składając rączki.
-Nie. -Krótko powiedziała, sama ją pijąc.
-Zła mamusia. Ble Firm. -Odwróciłam się na pięcie z wystawionym językiem.
-Za karę zeżrę ci cały cukier. --Przyuważyłam cukierniczkę pełną prostokątnych kosteczek białego cukru. Wpakowałam jedną do gęby.
-Cukrzyk cholerny. -Złośliwie skomentowała.
Pokrzywiłam jej się w żartach. Zaczęłam iśc do tyłu. To był właśnie głupi błąd. Poczułam, że w kogoś niedelikatnie weszłam...



---------
Hyhyhy, napisałabym więcej, ale nie mam siały. Jest już po północy, a jeszcze chce tyle zrobic! Piątek, koniec roku, rozpoczęcie wakacji i nowy rozdzialik ;D Nic, tylko się cieszyc ;d Wybaczcie jakiekolwiek błędy, pisałam szybko, bo chciałam to jak najszybciej opublikowac. Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam, Law :))
Ps. W osobnej stronie, zaraz pod nagłówkiem, obok 'Strony Głównej" są zdjęcia bohaterów. ;) W przyszłości dodam kolejne, bo dojdzie więcej postaci ;)    
     

1 komentarz:

  1. haha :D FMA normalnie z tego wypływa :D PS. Ja też lubię kawę ;) szczególnie mrożoną

    OdpowiedzUsuń

Wszystko przeżyję.