piątek, 23 grudnia 2011

Wstęp

     Wieczór, godzina około 22. Lato. Ciemna, szara, długa ulica. Idę samotnie, słuchając muzyki na słuchawkach. Do domu już niedaleko. Niby spokojnie, ale wolę nie zapeszać...

    Już o krok od bloku, gdy nagle słyszę jakby wołanie o pomoc. No cóż moje serce rwie się z ciekawości, by iść to sprawdzić, ale mózg stanowczo odraza, bo nie ma zamiaru pchać  się w kłopoty. Krzyki stają się coraz głośniejsze i krótsze. Nie zostawię tego tak, biegnę w głąb osiedla, by zobaczyć co się dzieje. Przystałam przy wielkich choinkach koło czyjegoś garażu. Po chwili przede mną w świetle latarni ujrzałam ogromny cień, a krzyki ustały...

1 komentarz:

Wszystko przeżyję.