wtorek, 27 grudnia 2011

Rozdział V

   Wysoki, garbiący się chłopak, bardzo szczupły, o bladej skórze, gęstych, dłuższych czarnych włosach, ubrany w luźne ciemne Jeansy, białym podkoszulku, który okrywa zwiewna ciemna koszula. 

   Stoi koło okna z jakimś notesem w ręku i delikatnie obraca się w moją stronę:
-Witaj Stalowa, czy mogę się tak do Ciebie zwracać? -Z uśmiechem powiedział chłopak o czarnych, podkrążonych oczach i grzywce opadającej na bladą twarz. 
-Eee, cześć. Skąd znasz mój przydomek, o którym chwilę temu się dowiedziałam i co tutaj robisz? -Jąkając się zadałam mu pytanie. 
-Wiedziałem, że będziesz zdziwiona. Otóż również zajmuję się tą samą, sprawą, a wydedukowałem, iż na pewno dzisiaj tu zawitasz, by się porozglądać, również tu przyszedłem, chciałem spotkać moją koleżankę z tej samej branży. -Oznajmił, patrząc na mnie, jakbym miała mu coś wytłumaczyć.
-Yyy, no tak, chciałam tu tylko coś posprawdzać i tyle. -Zmieszana odpowiedziałam. 
-Ach, nie przedstawiłem się, przepraszam. Mów mi Ryuuzaki. -Pośpiesznie dodał.
-Miło mi, moje imię i nazwisko oraz zapewne inne dane już znasz. -Powiedziałam szorstko.
-Owszem, ale mam nadzieję, że mogę się zwracać Stalowa? -Odparł.
-Jak sobie chcesz. -Znudzona podeszłam do półki w książkami.
Z tego co czytałam napisano, że pierwsza ofiara miała oderwane dłonie, ręce i nogi. Jak to możliwe? Oderwane? Ot tak? Przecież żaden człowiek nie byłby w stanie oderwać  żywcem ręce i nogi! Nie było żadnych śladów użycia noża, czy innych narzędzi. Jak patrzę na ten pokój, na te ściany poplamione krwią...to przyprawiają mnie o mdłości. Najprawdopodobniej kobieta zmarła przez wykrwawienie. Jeszcze jedna ciekawostka. Jakby miały te kończyny zostać oderwane siłą to były by ślady rąk! Ale tu nic. Zero! Na myśl mi przychodzi siła woli, że nią ktoś oderwał kończyny, ale to nie realne...Za dużo tych filmów oglądam. 
-Już zapewne zauważyłaś w aktach, że każda ofiara była w podobny sposób traktowana? -
Zadał mi pytanie.
-No tak...rozrywane kończyny bez żadnych śladów dłoni, narzędzi...nic. -Smutnie odpowiedziałam. 
-Też mnie to ciekawi. -Przytaknął.
-Mam dziwne i trochę śmieszne wrażenie, że to coś co zabija, nie jest normalnym człowiekiem. -Powiedziałam. 
-Masz na myśli, coś na tle paranormalnym? -Odwracając się w moją stronę powiedział.
-Dokładnie. -Rzekłam.
-Cieszę się, że nie jestem jedynym, który tam myśli. -Z uśmiechem stwierdził.
-Mogłabym powiedzieć to samo. -Dodałam.
W tym samym czasie słyszę początek piosenki 'Skillet - Comatose' ...
-Przepraszam muszę odebrać. -Powiedziałam niespokojnie w stronę chłopaka.
Nieznany numer, ciekawe kto to?
-Tak? -Pytam rozmówcę? 
-Czy lodówka Ci chodzi? -Chichocząc pyta.
-Eee? -Zatkało mnie.
-Cześć, przepraszam kusiło mnie. To ja Luluś, słyszałam, że prowadzisz sprawę morderstw w naszej okolicy, nieprawdaż? -Zapytała poważnie. 
-T-tak. -Odpowiedziałam niespokojnie.
-Mogłybyśmy się spotkać, dzisiaj o 18 w kawiarni "Black and White"?- Spytała.
-Oczywiście, będę. -I tu rozmowa się urywa, gdyż w najmniej odpowiedniej chwili, bateria mi padła...
 -Musisz iść? -Podchwytliwie pyta Ryuuzaki.
-Nie. -Opowiedziałam.
-To może udamy się na kolejne miejsca zbrodni, by je zobaczyć? -Zapytał.
-Możemy iść. -Przytaknęłam.

Po 'spacerku' po innych domach, gdzie dokonano morderstw, niepodważalnie dokonuje ich ta sama osoba...choć nie wiem czy można nazwać 'to coś' osobą, raczej potworem.
Okropność. Jak można zabijać ludzi w tak przerażający sposób?

Udaję się do kawiarni na umówione spotkanie. Czyżby Luluś coś wiedziała w tej sprawie? Nawet najmniejsza informacja będzie dla mnie wielką pomocą. I do tego ten Ryuuzaki, skąd on się tak nagle tam wziął? Nie poinformowano mnie, że jakiś detektyw również bierze tą sprawę. Dziwny a zarazem tajemniczy chłopak.
Jestem już przy wejściu. Zza szyb wejściowych drzwi widzę Lulusia, która siedzi przy stoliku i uśmiecha się w moją stronę.
-Cześć, dziękuje, że przyszłaś. -Radośnie wita.
-Hej, ależ nie ma za co. -Również wesoło odpowiadam. 
-Więc tak...Chciałam z Tobą pogadać na temat tych morderstw. -Jej głos wyraźnie spoważniał.
-Tak, czy wiesz może coś w tej sprawie? -Pytam.
-Wydaję mi się, że tak, ale możesz mi nie uwierzyć. -Odpowiedziała.
-Mów nie przejmuj się... -Pocieszam ją.
-Otóż, ostatnio wieczorem około godziny 20, wracałam jak zawsze spokojnie ze szkoły. Przechodziła przez przejście na ulicy Przejściowej, a potem szłam wzdłuż Długiej. Za mną szła dziewczyna, około 160 cm, nie za szczupła, nie za gruba. Ubrana cała na czarno, z czerwonymi akcentami. Włosy miała czarno-czerwone. Szła krok w krok za mną. Szczerze, trochę się bałam. Przyśpieszyłam, by ją zgubić, ale to nie pomagało. Po chwili poczułam ogromny ból, jakby ktoś chwycił mnie za rękę i chciał wyrwać, lecz dziwiłam się bo nikt mnie tak naprawdę nie trzymał na nią. Głośno krzyczałam. Chwilę później to coś nagle puściło. Szybko odwróciłam się do tyłu, a tej dziewczyny już nie było. Biegiem wróciłam do domu. Tylko Ty wiesz teraz o tym zdarzeniu, nikomu więcej nie mówiłam.- Skończyła i popatrzyła na mnie niepewnie. 
Jak to możliwe? Chęć wyrwania kończyny? Czy to była ona, która morduje? Takie mysli chodziły mi po głowie.
-To...to, straszne...Dobrze, że nic Ci się nie stało! Ta historia to już wielki trop. -Stanowczo odpowiedziałam.
-Wierzysz mi? -Zdziwiona zapytała.
-Tak, tak samo było z ofiarami, powyrywane kończyny, zero śladów. -Poważnym tonem odpowiedziałam.
-Coś się złego dzieje...-Westchnęła.
-To będzie ciężka sprawa. -Dokończyłam.   


----------
Za niedługo kolejny rozdział. Dzięki za przeczytanie. Pozdrawiam, Law :)

4 komentarze:

  1. Ty niedobry ludziu ty! Nie podać mi adresu, no wiesz... Nadrobie te V rozdziałów ;p a tobie skopie dupe! :D :**

    Jedziesz do linków u mnie ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie, mamo! Nie chce mieć skopanego tyłka! Hahaha dzięki ^^ Ty w moim od początku bloga jesteś :D Od razu mówię, nie idzie mi dobrze pisanie, ale się staram ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie idzie Ci dobrze pisanie?! Ty zajebiście piszesz!

      Usuń

Wszystko przeżyję.