Idę przez miasto. Oczywiście nie ot tak sobie tylko na obiad, ale można go porównać do spowiedzi. Niezbyt jestem zadowolona w tego powodu. Ciekawe o jakich to jeszcze tematach chce pogadać...
Podchodzę pod kamienicę. Wysoka, czteropiętrowa. Z zewnętrznej strony wydaję się nawet ładna. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej. Delikatnie unoszę rękę by nacisnąć malutki guziczek domofonu. Zadzwoniło, drzwi się otworzyły. Powoli wchodzę po wielkich betonowych schodach. To już tu, drugie piętro. W momencie pukania do drzwi zbladłam. Po krótkiej chwili otwiera je ojciec:
-Wchodź, młoda. Już myślałem, że nie przyjdziesz.
Nie śpiesząc się, zdejmuję glany. Idąc za plecami ojca, wchodzimy do dużego pokoju. Przekraczając próg i podnosząc wzrok, zamurowało mnie. Przy dużym, prostokątnym stole siedzą: jego obecna dziewczyna i jej 10-letnia córeczka, pan Es i ten jasnowłosy.
-Witaj. -Obracając się do tyłu mówi pan Es.
-Dobry. -Nadal zdziwiona siadam przy stole. Najgorsze jest to, że akuratnie na przeciwko tego chłopaka. Normalnie świetnie. Zapadła niezręczna cisza. Przerywa ją tato z dość podstawowym pytaniem:
-Co tam u Ciebie?
-Durne pytanie. Normalnie. -Szorstko odpowiadam.
-Słyszałem od moich kolegów-policjantów, że prowadzisz sprawę morderstw w okolicy. -Z powagą patrzy mi w oczy. Jego dziewczyna i córka wyszły z pokoju.
-Owszem, czyli wychodzi na to, że masz taką małą kontrolę nad tym co robię? Cy masz w tym jakiś problem? -Próbuję ominąć to jego spojrzenie.
-Powiedzmy, że taką malutką kontrolę mam. Nie, nie mam żadnego problemu. To była Twoja decyzja. Jakieś ślady, tropy? -Przegryzł kawałek chleba.
-Tak, lecz nie będę ich tu ujawniać. Przepraszam, obietnica detektywa. -Rozglądam się po pokoju.
-To wy macie jakieś obietnice? -Wtrącił jasnowłosy.
-Od kiedy jesteśmy na 'Ty'? Wydaje Ci się to dziwne? - Wrogo na niego popatrzyłam.
-Powiedzmy, że tak. -Speszony odpowiedział.
-Ah, no tak. Nie przedstawiłem się. Na imię mi Nate. Nazwisko pewnie już znasz. -Dodał.
Jak to możliwe? Czyżby to ten 'Nori'? Ale mnie język świerzbi żeby go opieprzyć za przeproszeniem, za te jego flirtowanie z dziewczynami.
-Nate? A to ciekawe. -Powstrzymywałam się, ale długo nie wytrzymam.
-Dlaczego 'ciekawe'? -Ze zdziwieniem na mnie popatrzył.
-Nie wiem czy powinnam to mówić, ale mówi się trudno, złość się we mnie aż gotuje! Najprawdopodobniej wszystkie ofiary tych morderstw...były w Tobie zakochane. -Uniosłam głowę i ujrzałam zdumienie na twarzach zebranych.
-J-jak to możliwe? W moim synu? -Niespokojnie zapytał pan Es.
-Normalnie. Są na to dowody. Ofiary były tylko tym powiązane, że przed śmiercią kochały się w nim. -Bez przejęcia odpowiadam.
-Żarty sobie robisz. -Dodał Nate.
-Jakbym sobie robiła żarty to dawno bym już nie była detektywem. -Wkurzona odsunęłam talerz.
-Wracając do katany...-Ojciec przerwał temat.
-Już mówiłam. Nie będę nią walczyć.
-Musisz. Od teraz będziesz z nią trenować. Bez niej, możesz zaprzestać. -Wtrącił trener.
-Że co? -Zdziwiona patrze na niego.
-To co usłyszałaś. Albo z kataną albo w ogóle.
-To jest niesprawiedliwe. Dodatkowo wygląda mi na szantaż!
-Mogę z Tobą trenować, jak chcesz. -Z uśmiechem powiedział jasnowłosy.
-Podziękuje. -Nagle poczułam straszny ból głowy. Nie wiedziałam co się dzieje. Wszystko delikatnie się kręciło.
-Przepraszam, ale muszę iść. -Szybkim krokiem poszłam po buty. Założyłam je bez wiązania. Otwieram pośpiesznie drzwi:
-Poczekaj, odprowadzę Cię do domu. -Ręka Nate'a znalazła się na moim ramieniu.
-Nie, dziękuje. Trafię sama. -Wyrywam mu się spod ucisku.
-Do zobaczenia. -Wesoło krzyknął.
Wyszłam z kamienicy. To było trochę dziwne uczucie, ale już przestało. Czułam jakby coś chciało zawładnąć moim umysłem. I jeszcze ten Nate. Muszę go unikać. Inaczej ona by mnie dopadła. Ale w sumie...Mogłabym to wykorzystać i ją zwabić. Tylko muszę to przedyskutować z Ryuuzakim, ale wątpię czy się zgodzi. Jeszcze jest jeden problem. Nie chcę kończyć z treningami, ale nie chcę też walczyć z bronią. Jestem w kropce. Udam się teraz do biura. Może tam znajdę pomoc w podjęciu decyzji.
-Cześć wszystkim! -Udając, że nic nie zaszło, wchodzę do pomieszczenia.
-O Stalowa! -Zdziwiony pan Li popatrzył się w moją stronę.
-Przyszła Law? -Jeszcze bardziej zdziwiony odwrócił się Ryuuzaki.
-Tak, przyszłam, by coś powiedzieć, ale także się poradzić. -Usiadłam na moim ulubionym fotelu.
-Mów śmiało, wysłucham Cię.
-Otóż...wiem kim jest ten Nori, a raczej Nate. -Opuściłam głowę.
-Żartujesz? -Wtrącił pan Ryszard.
-Jest to syn mojego trenera. Byłam dzisiaj u ojca na obiedzie i on tam był.
-I co dalej? -Ryuuzaki popatrzył na mnie.
-Ze wstydem muszę się przyznać. Wypaliłam przy nim, że każda ofiara była w nim zakochana. Pewnie teraz zacznie siebie obwiniać. Wiem, że nie powinnam tego mówić, ale nie wytrzymałam. -Idę w stronę drzwi. Nastała cisza.
-Zrozumiem jeśli muszę teraz odejść, złamałam obietnicę.
-Nie! Nie odejdziesz! Zostań z nami! -Krzyknął Ryuuzaki.
-Ale...
--Żadnego 'ale'. Dobrze nawet zrobiłaś, może teraz jakoś będzie uważał co robi. -Dodał.
-Jesteś pewny?
-Na 54 procent. -Wstał i poszedł po kawę.
-Proszę, trzymaj. -Podał mi kubek.
-Dziękuje. -Odpowiedziałam.
-A teraz zapomnij o wcześniejszym. Powiedz w czym Ci pomóc?
-Chodzi o to, że jestem przed trudną dla mnie decyzją. Mogę dalej trenować z kataną, albo mam zaprzestać. -Tłumaczyłam nerwowo.
-Nie przestawaj. Zmarnujesz tylko swój talent. Ale wiem dlaczego się wahasz. Nie chcesz kogoś zranić, prawda?
-Tak, ale to nie wszystko. Miałam dziwne sny. W których niby ja, zabijałam bronią. Byłam podobna do tej morderczyni. Zazwyczaj takie sny kończyły się białą postacią, która pytała: "Czy chcesz do mnie dołączyć?" Ostatni sen miał nieco inne zakończenie, mianowicie: "Już czas" usłyszałam.
-Naprawdę dziwne. Wierzysz w to? -Uśmiechnął się.
-Tak, bo...ten sen nie jest taki jak inne. On jest bardziej realistyczny.
-Nie przejmuj się. Ty nie jesteś taka. Ty byś nikogo nie zabiła. -Przytulił mnie, a mi aż słabo się zrobiło. Nie wiedziałam co zrobić.
-Już lepiej? -Wesoło zapytał.
Nie odpowiadam.
-Przeczuwam, że tak, ale nagle zbladłaś.
-Dziękuje Ci. -Wymamrotałam z trudem. Do oczu napłynęły mi łzy.
Wracam do domu. Uśmiechając się sama do siebie. Posłucham rady. Będę trenować. Ale mam uprzedzenia. Czy aby na pewno sen się nie spełni? Czy nie będę taka jak ona? Głowa dalej zaczęła mnie dręczyć. Słyszę jakiś dzwonek. Nie to nie możliwe! Wyciągam telefon służbowy z tylnej kieszeni. On miał tylko być używany do ostateczności, gdyby coś dalej w obecnej sprawie znaleziono. Zdenerwowana odbieram:
-T-tak?
-Law, przepraszam, ale mamy problem...-Głos Ryuuzakiego.
-------
Kolejny rozdział napisany. Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Dzięki, Law :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wszystko przeżyję.