Szybko biegnę pod adres domu, który podał mi Ryuuzaki. Jakaś kobieta dzwoniła na policje. Zgłosiła, że ktoś się włamał do jej domu i chce ją zabić. Powtarzając ciągle w myślach ten adres, próbowałam go skojarzyć. No tak! To przecież ulica, przy której mieszka Luluś! Zbieg okoliczności? Czyżby nasza morderczyni podjęła drugą próbę? Wygląda na to, że moja koleżanka musiała 'kręcić się' wokół Nate'a. Jak najszybciej muszę tam dobiec! Miałam czekać na Ryuuzakiego i resztę, przy czym dodatkowo obiecałam, że nie podejmę pochopnych decyzji. Nie chcę marnować czasu, ona nie poczeka. Już mogę się przygotować na porządny ochrzan z ich strony. Trudno.
Około 100 metrów od domu. Krzyki są aż tu słyszalne. Mnóstwo ludzi, policji, pogotowia, straży pożarnej. Nie mogę się już wycofać. Podchodzę bliżej:
-Stalowa! Stój! Ona Cię zabije!- Zatrzymuje mnie jeden z policjantów.
-Być może i zabije, ale to nie zmienia faktu, że nie jesteście od tej sprawy. Nie wtrącajcie się! -Poważnie odpowiadam omijając go.
-Oszalałaś! Nie bierz wszystkiego w swoje ręce! -Odzywa się kolejny.
Tłum ludzi z przerażeniem na mnie patrzy. Nie, nie ma takiej możliwości, nie odpuszczę.
-Odsuńcie się, jeśli ona potrafi zabijać nie używając rąk bądź narzędzi, zginiemy wszyscy! -Odwracam się w stronę drzwi.
-Wiem, że i tak Cię nie powstrzymam...to przynajmniej weź to. -Do rąk podaje mi pistolet.
-Pistolet? Ale...to służy do zabijania.
-Nie. To służy do ochrony swojego życia. -Popatrzył mi w oczy po czym się oddalił.
Delikatnie wsuwam broń to tylnej kieszeni.
-Teraz. -Szepczę sama do siebie.
Otwieram drzwi. Staram się opanować strach. Cicho wchodzę do przedpokoju. Serce głośno i szybko zaczęło bić. Nie wierzę! To ona!
-Iza! Pomóż mi! To boli! -Ciężkim głosem krzyczy Luluś. Jest cała we krwi.
-Luluś! -Odkrzykuje. -Strach wziął górę, co robić?!
Nagle dziewczyna w czarno-czerwonych włosach unosi głowę. Jej oczy...są krwisto czerwone! Nie odzywając się idzie w moją stronę. Po chwili poczułam jakby ktoś chwycił mocno za moją protezę i zaczął ją ciągnąć. Próbuję się wyrwać, ale mój wysiłek idzie na nic. Jak to możliwe?! Przecież ona stoi około 3 metry ode mnie. Jeśli zaraz nie puści, wyrwie mi nie tylko stalową protezę, ale także nerwy z nią połączone! Do myśli mi przychodzą dziwne i nie realne myśli. Czyżby miała jakieś 'niewidzialne ręce'? Ale jeśli tak to musi mieć jakieś ograniczenie! Na świecie nie ma czegoś takiego co się nie kończy! Może to być ograniczona ilość tych rak, albo ich zasięg. Albo to i to na raz! Nerwowo drugą ręką chwyciłam stojący za mną na szafce, dzbanek z wodą. Przemyślę to jeszcze raz. Jedną tą tak zwaną ręką, trzyma Lulusia, drugą najwyraźniej mnie. Jeśli rzucę i się obroni bez puszczenia którejś z nas, ma więcej niż dwie, ale jeśli puści, ma na pewno tylko dwie. Rzucam. Obroniła się, ale Lulusia puściła. Tu Cię mam! W tej samej chwili poczułam straszny ból, moje oczy automatycznie się przymknęły. Otwieram je. Czemu jestem teraz pod ścianą? Rzuciła mną czy co? Całe plecy mnie bolą, głowa zaraz mi pęknie! Staje nade mną:
-Boli? Tak karzę ludzi, którzy stają mi na drodze. -Szorstkim głosem odezwała się.
-Co Ty sobie, do cholery myślisz!
-Niech teraz one cierpią. Moje cierpienie się skończyło. -Dodała.
Patrzę w lewą stronę. Ktoś wyważył drzwi wejściowe. W progu stoją: pan Li, p.Ryszard, Adam i Ryuuzaki.
-Odsuńcie się! -Z przerażeniem w głosie krzyczę do nich, lecz za późno. Ona w tym czasie zdążyła ich zaatakować. Chwyciła pobliskie noże. Zapewne obronili się, ale kosztowało to ich upadek na ulicę.
-Pożałujesz tego! -Z trudem, szybko próbuje wstać. Zaczęłam biec w stronę ulicy, ale uciekając...wyrwała mi żywcem protezę. Z hukiem upadam na schodkach. Zbliża się.
-Nie stójcie tak, ratujcie się! -Wystraszony tłum osób, nie wiedząc co się dzieje, uciekali.
-Stalowa! -Chcąc mi pomóc podchodzi pan Ryszard.
-Mną się nie przejmujcie! Poradzę sobie! Ja ją zajmę, a pan wejdzie do środka domu i uratuje ranną! Proszę! -Podnoszę się i przyśpieszam kroku, by odciągnąć jej uwagę od pozostałych. Pan Ryszard poszedł już do rannej, jedno szczęście.
-Nie uciekniesz mi. -Wrogim wzrokiem na mnie patrzy.
Przystaję, odwracając się do niej.
-Czy przystaje na dziewczynę, zabijać z zazdrości, przez takiego nic nie wartego chłopaka?! -Patrzę jej prosto w czerwone oczy.
Ona wyraźnie się zdziwiła. Stoi w bezruchu. Jej oczy nie mają tyle gniewu co minutę temu. Odwróciła się i zaczęła szybko oddalała. Chciałam ją dogonić, lecz zauważyłam kałużę krwi przed stopami. Zrobiło mi się słabo. Ogarniając sytuację, zauważyłam, że krew leje się ze stalowego ramienia, a raczej jego resztek. Ręką trzymając je, próbuję zatamować choć troszeczkę krew. Nic nie pomaga. Z oddali widzę biegnących w moją stronę ratowników. Upadam tracąc przytomność...
Budzę się w szpitalnym łóżku. Dziwne, ale pamiętam wszystko do momentu omdlenia. Nerwowo patrzę na ramię. Zabandażowane. Ale protezy nie ma. Po chwili to sali wchodzą: ojciec, pan Es oraz ten Nate. Niezbyt jestem zadowolona z ich widoku. Każdy z nich ma zmieszaną minę, jakby mnie nie poznawali.
-Dalej się w coś wpakowałaś... -Gniewnie odezwał się ojciec.
Odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Nie masz odwagi się odezwać?
-Zabawne...Nie będę się Tobie tłumaczyć. -Wkurzona patrzę mu prosto w oczy.
-Prawie zginęłaś.- Cicho dodał.
-I? Tak się tym przejmujesz? -Szorstko odpowiadam.
-Nie poznaję Ciebie.
-Trudno. -Wstaję i podchodzę do okna.
-Zdecydowałaś się już w sprawie treningów? -Wtrąca pan Es.
-Tak, ale nie jestem z siebie zadowolona. Będę trenować, chociaż mogę tego żałować.
-Przynajmniej teraz podjęłaś dobrą decyzję.
-Czy jest ona dobra, pokaże czas. -Cicho mówię pod nosem.
--------
I kolejny rozdział za nami. Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Mam małą informację. Prawdopodobnie następny rozdział pojawi się dopiero za tydzień. Przepraszam Was, ale w tym tygodniu będę miała 2 trudne sprawdziany, nawet nie wiem czy wyrobię się z materiałem. Jest go mnóstwo! Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam, Law :)
mhm z nieuwagi ta oto glupia panienka przeczytala najperw ozdzial X a potem IX heeh coz... XD ale rozdzial zajebisty! love it! :3
OdpowiedzUsuńDziękuje ^^ <3
Usuń