Kolejny dzień...
Ranek. Oczywiście kawa. Nikogo w domu nie ma, każdy poszedł do pracy. Mi się nie śpieszy, mam czas. Nagle dzwoni telefon i przerywa moją sielankę:
-Stalowa, jak możesz bądź za godzinę w biurze. -Czyżbym słyszała głos Ryuuzakiego?
-Postaram się wyrobić w pół godziny. -Odpowiadam.
-Nie musisz się aż tak śpieszyć. -Spokojnie dodał i się rozłączył.
Dobra, teraz zadzwonię do trenera:
-Dzień Dobry, panie Es. -Tak "Es", ponieważ karze siebie tak nazywać.
-Ah, witaj Iza. Czy coś się stało? -Zapytał niespokojnie.
-Nie, nic. Chciałam się tylko zapytać czy miałby pan dzisiaj czas na trening? -Niepewnym głosem mówiłam.
-Ależ oczywiście, nie ma sprawy. Bądź na sali o godzinie 15. -Odpowiedział.
-Dziękuje panu. -Ucieszyłam się, bo nuda mnie zabija, a z chęcią bym potrenowała.
-To ja dziękuje...-Rozłączył się.
Dziękuje? Ale za co? Nie rozumiem. Koniec myślenia nad tym, czas się zbierać.
Idę ulicą główną. Przechodzę obok różnych ludzi, lecz jedna dziewczyna przechodząc obok mnie wydawała się jakaś dziwna. W chwilę minięcia jej miałam wrażenie jakby coś było nade mną. To było dziwne uczucie. Poczułam dreszcze. Odwróciłam się do tyłu, by się jej przyjrzeć. Tym razem ogarnął mnie strach. Ona, ona...pasuje do opisu, który podała Luluś! Te włosy, ten wzrost, ubiór. Czy to możliwe? A może jestem przewrażliwiona. Muszę trochę odpocząć. Poszłam w swoją stronę, a ona w swoją.
-Cześć Stalowa! Przyszłaś o 2 minuty przed czasem. -Przywitał mnie Ryuuzaki.
-No tak, śpieszyłam się. -Odpowiedziałam łapiąc dech.
-Poznaj resztę naszej drużyny. Będą nam pomagać. To jest pan Li. Najsilniejszy z nas. -Mówił wskazując gestem ręki wysokiego bruneta. -Obok niego stoi pan Ryszard. Zajmuje się identyfikacją śladów, ale nie tylko. A to pan Adam. Jest szpiegiem, potrafi wszędzie dojść, no prawie można powiedzieć. -Kończąc wskazał blondyna z irokezem.
-Eee, miło mi Was poznać. -Wymamrotałam.
-Cieszymy się, że możemy razem współpracować. -Chórem radośnie odpowiedzieli.
-Iza, czemu jesteś taka blada? -Zapytał podejrzliwie Ryuuzaki.
-To nic takiego, chyba...Co się stało, że powiedziałeś do mnie po imieniu? -Zdziwiona popatrzyłam na niego.
-O tak sobie. Ale teraz powiedz co się stało. -Spoważniał.
-Yyy, idąc tutaj, minęła mnie dziewczyna, która pasowała do opisu mordercy. Ale miałam dziwne uczucie. Jakby coś było w powietrzu, ale niewidoczne gołym okiem. -Zdenerwowana opowiadam.
-Być może chciała coś zrobić? -Wstał i podszedł do tablicy gdzie wisiały notatki tej sprawy.
-Zignorowała ją... Pomyślałam, że tylko mi się wydaje. -Niepewnie powiedziałam.
-Nie powinnaś tego tak zostawiać. -Poważnie na mnie spojrzał.
-Tak wiem, przepraszam. -Cicho szepnęłam i opuściłam wzrok, patrząc na podłogę.
-Nie masz za co przepraszać. -Z uśmiechem powiedział.
-I jak wiesz już kim jest osoba o ksywce Nori? Usiadł na krześle.
-Nie, niestety.
-Ja coś już wiem, ale to nadal mało. Na imię mu Nate. -Rzekł.
-Nate? To nie jest Polskie imię -Zdziwiona usiadłam przy laptopie.
-Owszem, lecz to nic nie zmienia. Musimy go znaleźć jak najszybciej. -Mruknął.
-Tak, tylko to chyba nie będzie aż takie trudne. -Stwierdziłam.
-Tak uważasz? Mi się wydaje to odwrotne. -Zaczął jeść ciasteczka.
-Pierwszy raz myślimy inaczej. -Z uśmiechem powiedziałam.
-Też mnie to zdziwiło.
Godzina 15. Wchodzę na salę. I co tam widzę? A raczej kogo? Otóż stoją tam: Pan Es, mój tatulek, Bel, Firm, Dzinks, Edward i jakiś chłopak o jasnych włosach, ubrany w białą koszule i szare jeansy. Tylko...co oni tu robią?
-Dobry. -Szorstko mówię.
-Iza, jak widzisz, dzisiaj na treningu masz gości. -Wesoło rzekł pan Es.
-Zauważyłam, tylko po co? -Wkurzona stoję i zakładam rękę na rękę.
-Mamy dla Ciebie małą niespodziankę. -Nadal z entuzjazmem kontynuował.
-Ciekawe...- Znudzona szepczę.
Tato mi podaje jakiś dziwny, podłużny futerał.
-Co to jest? -Pytam.
-Otwórz to się dowiesz. -Tato opowiada.
Niechętnie otwieram futerał. Co do cholery? Katana? Po co?
-Co to ma znaczyć? -Zdenerwowana zamykam z powrotem i kładę na ziemi.
-To katana. Wykonana specjalnie dla Ciebie. Nosi nazwę: Lucyfer13. -Tłumaczył ojciec.
-To wiem, tylko dlaczego dla mnie? Niby po co? -Moje źrenice wyraźnie się pomniejszyły ze złości.
-Abyś była jeszcze silniejsza i lepsza w walce. -Wtrącił pan Es.
-Ale dlaczego to tego jest mi potrzebna broń? -Gniew wzrasta.
-Bo w cięższej walce się przydaje. -Dodał.
-Nie, w tej kwestii się nie zgodzę z panem. Nie przyjmuję tej broni. -Stanowczo mówię.
-Owszem, przyjmujesz. Nie masz wyjścia! -Wyprowadzony z równowagi ojciec patrzy na mnie wrogo.
-To sobie sam nią walcz. -Odwracam się na pięcie i idę w stronę drzwi.
-Iza! -Krzyczy Bel.
-Law nie idź! -Za nią krzyczy Firm.
-Bo...? Chyba już wszystko jasne. Nie będę walczyć bronią. -Rzucam w ich stronę i wychodzę.
-Przeczuwałem, że tak będzie. -Powiedział ojciec dodając, że mam jego charakter.
Nagle jasnowłosy chłopak się odzywa:
-Źle zrobiliśmy. Mogliśmy inaczej postąpić.
-Może lepiej w ogóle ją nie zmuszać? -Wtrącił Edward.
-Oszalałeś? Ja już ją przekonam. -Poważnym głosem powiedział pan Es.
------------
No kolejny rozdział jest. Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy. Dzięki za przeczytanie. Law :)
aa, nie ma za co :] Boskie :D Jak MOGŁAŻEŚ nie wziąć katany?!?!! Ty chyba ciotę miałaś :D Kurczę, zaczynam się bać tej dziewczyny w czerwono-czarnych włosach ;o
OdpowiedzUsuńBtw, u mnie V rozdział :) Ale to już pewnie wiesz ><
Bo tak, specjalnie. Zobaczysz co się bedzie pozniej działo :D Idę czytac :*
OdpowiedzUsuńniaah! Katana~! katana jest faaajna czemu pani Iza odmowila hee?
OdpowiedzUsuńOdmówiłam, bo cos z nia wymyslilam :D
OdpowiedzUsuń